Puszcza Białowieska to symbol tego, co się teraz dzieje w Polsce – Jedna pani psycholog zrobiła nam warsztaty z wypalenia zawodowego. Rzeczywiście, bardzo dużo z siebie dajemy. Utrzymujemy się w stanie permanentnego zmęczenia – Joanna Pawluśkiewicz ma na twarzy czujny uśmiech wojownika. Nieraz zdarzyło jej się spać w lesie. W czasie pierwszej blokady harwestera było tak zimno, że obrońcy puszczy nakładali na siebie śpiwory. Kiedy przychodzi moment totalnego wyczerpania, bierze dwie noce w agroturystyce, żeby porządnie się wyspać i wymyć. Barbara z Czech śmieje się, że jak była tu w czerwcu, to w ogóle się nie myła, tylko korzystała z jednorazowych chusteczek dla dzieci. Tak było zimno. A teraz w sierpniu dwa razy skorzystała z prowizorycznego prysznica. Normalnie spa! – Najbardziej jestem dumna z odwagi cywilnej wszystkich ludzi, którzy przyjeżdżają tu z każdej części świata, żeby pomóc. Był nawet Australijczyk. Czasem wydaje mi się, że siedzimy tu jak mali rebelianci z „Gwiezdnych wojen”, walcząc z Gwiazdą Śmierci, która nadciąga. Ale puszcza sobie nie poradzi, jeśli my jej nie pomożemy – Joanna od lat jak talizman wozi ze sobą figurkę małego droida R2-D2 z „Gwiezdnych wojen”. Co wieczór tajne zebranie. Trzeba zdeponować telefony komórkowe do skrzynki. Obóz może być inwigilowany. – W tamtym domu przez dwa tygodnie było ciągle otwarte okno. Dziwne, prawda? – pokazuje ręką Ania. Regularnie przed bramą obozu pojawia się samochód z Instytutu Badawczego Leśnictwa. Wyskakuje facet z aparatem. Długą lufą robi kilka zdjęć ekologom. Ekolog to pojemne słowo. Dziś przy ognisku spotykają się: doktor anglistyki z Warszawy, młoda anarchistka, kierowca ze stowarzyszenia Eko-Star Słupsk, student prawa, biolog, scenarzystka. Poświęcili swój urlop, wakacje, żeby tu być. Codziennie przyjeżdżają nowi z różnych części Polski i świata. Niektórzy z dziećmi. Duże ognisko płonie pośrodku pola namiotów. Na tej samej działce stoi tipi z grubego płótna żaglowego. W tle księżyc jak z obrazków o Dzikim Zachodzie. Jedni śpią w namiotach, drudzy w stodole. Stodoła, jak całe gospodarstwo w Pogorzelcach, została udostępniona ekologom. Ciężkie maszyny tną w strefie UNESCO Przy ognisku nerwowa dyskusja o procesie w Hajnówce. Jutro siedem osób stanie przed sądem za akcję z 8 czerwca. Do uczestników obozu przyszło już prawie sto wezwań, i to tylko za pierwsze, czerwcowe blokady i łamanie zakazu wstępu do lasu. Przyjdzie jeszcze więcej. – Będą sądzeni ludzie, którzy bronią puszczy, a ci, którzy zarabiają na niej grube pieniądze, nie poniosą żadnych konsekwencji! – rzuca ktoś ze złością. – Przecież kornika i tak nie da się wytępić, część świerków rośnie na Białorusi i w parku narodowym. Na Białorusi świerków nie wytną. W gałęziach, które zostawiają na stanowiskach wycinki, pewnie wciąż można znaleźć kornika – odzywa się 20-letni Janek. Przyjechał kilka godzin temu. Szlag go trafiał, kiedy słyszał w mediach, że ciężkie maszyny tną w strefie UNESCO. Niszczą najcenniejsze przyrodniczo drzewostany. Kupił bilet na pociąg z Warszawy do Hajnówki. Potem wsiadł w autobus do wsi Pogorzelce. Jeszcze informacja dla nowych. Na terenie obozu nie pijemy alkoholu! – Piwa można się napić w Białowieży, ale nie tu. Ta sprawa jest za wielka, żeby tu pić alkohol – tłumaczy cierpliwie Joanna Pawluśkiewicz. – Bycie tu nie polega tylko na ideologii, trzeba wywieźć śmieci, zamieść podłogę w obozowym biurze – dodaje. – Mnie nie interesuje polityka, mnie interesuje los puszczy. Puszcza jest ponadpartyjna – Kuba Rok, przyrodnik, zawsze wyprostowany jak generał, o czujnym spojrzeniu. Często moderuje wieczorną zbiórkę. Zawalił wiele spraw zawodowych, żeby tu być. – Patrzymy Lasom Państwowym na ręce, bo mamy argumenty merytoryczne. Nie jesteśmy ekooszołomami, tylko ludźmi nastawionymi na dialog. Po zebraniu dwóch intelektualistów z Warszawy rozpartych na ogrodowych fotelach rozmawia o książce „O tyranii” Timothy’ego Snydera. W tle granatowej nocy głośne cykanie świerszczy. – Nie czuję się typowym ekologiem, ale miałem potrzebę przyjechać i bronić puszczy – jeden z nich zaciąga się papierosem. Do pierwszej wypalą paczkę na pół, a potem każdy zmęczony intensywnym dniem zasunie zamek w namiocie. W stodole kończy się kurs wspinaczki drzewnej dla chętnych. Prowadził go Just,










