Wrak na przynętę

Wrak na przynętę

W Gdańsku i Gdyni zwalnia się stoczniowców, a na pobliskim Helu zatapia się statki

Okręt „Bryza” wygląda żałośnie. Maszty obcięte, okna wybite, drzwi odspawane. Wrak. Dawny kuter łącznikowy jest obecnie własnością miasta Hel. Samorząd odkupił go od firmy złomującej i zapłacił 85 tys. zł tylko po to, by go zatopić u swoich piaszczystych brzegów. Oczyszczenie jednostki kosztowało kolejne 50 tys. zł, a następne kilkadziesiąt tysięcy pochłonie operacja spuszczania na dno. Jak w znanej pieśni „Morze, nasze morze, będziem ciebie wiernie strzec… albo na dnie z honorem lec”.

Zombi na uwięzi

Wrak „Bryzy” od 12 marca stoi przycumowany do portowego mola, gdzie przybijają stateczki wycieczkowe z Gdyni, Elbląga, a nawet Rosji, i przykuwa uwagę gapiów. Termin zatopienia wciąż jest odsuwany. Najpierw planowano urządzić symulowaną katastrofę na przełomie kwietnia i maja. Później uznano, że wymarzoną okazją byłoby Boże Ciało, bo wówczas na długi weekend zjedzie na Hel sporo turystów. – Takiej atrakcji jeszcze w regionie nie było – zapowiadał kilka dni wcześniej Marek Dykta, sekretarz miasta.
Trzeba dodać – tego jeszcze w Polsce nigdy nie robiono.
Jednak długi weekend minął, a „Bryza” wciąż się kołysze na cumach. Kolejne zapowiedzi mówią o zatopieniu jej w sierpniu. Biało-czerwoną banderę podniesiono na niej 10 stycznia 1965 r. Pracowicie i z honorem pełniła służbę. Przewoziła nawet wycieczki szkolne oraz dostarczała zaopatrzenie i pocztę na okręty znajdujące się na morzu podczas ćwiczeń.
Teraz przygotowano dla niej miejsce spoczynku na głębokości 20-30 m pod wodą, w pobliżu główki portu wojennego, naprzeciwko małej plaży. Jakoś ekolodzy nie podnieśli larum, choć taka kupa żelastwa pod wodą to przecież zagrożenie choćby tylko dla statków rybackich ciągnących sieci po dnie. Stal będzie korodować, a jej krawędzie staną się ostre. Ale na Helu stare ciągle miesza się z nowym. Port wojenny, niegdyś pilnie strzeżony, nie wygląda dużo lepiej od „Bryzy”. Pusty, zaniedbany, tylko wiatr po nim hula. To nie on będzie wyrabiał dochód dla miasta, tylko zatopiony statek stanowiący atrakcję dla nurków, którzy są elitarną, bo najbogatszą kategorią turystów odwiedzających Hel. Przebywając na Helu, każdy z nich wydaje sporo pieniędzy na utrzymanie, różne usługi, transport, sprężarki. To żyła złota.
Pieniądz decyduje więc, co będzie tutaj nad wodą, na wodzie i pod wodą.

Chcecie – wierzcie

Miasto ubezpiecza się na każdą ewentualność. Dla malkontentów przygotowano na „Bryzie” tablicę informacyjną, z której można się dowiedzieć, że zatapianie statków przy brzegu to zwyczaj dosyć rozpowszechniony w krajach wysoko rozwiniętych. Jako przykład podaje się… Australię. Chcemy więc dogonić przodowników w zatapianiu i prowadzimy bardzo poważne prace studyjne nad techniką pogrążania się. P.o. burmistrz Helu Jarosław Pałkowski troszczy się o to, by specjaliści znaleźli sposób eleganckiego znikania pod wodą. Byłoby źle, gdyby kuter zarył w dnie dziobem czy rufą. – Najbardziej odpowiadałoby nam – tłumaczy – gdyby opadł na dno w takiej pozycji, w jakiej pływał.
Technicznie operacja ma przebiegać następująco: aby tonący statek nie stracił stateczności, przymocowane zostaną do pokładu dwa duże balony. W burtach nad poziomem wody specjaliści wytną otwory, które jednak zakleją plastrami. Potem jednostka zostanie przeholowana na miejsce zatopienia, 200 m od brzegu. W dnie umieszczone zostaną trzy kotwice ze stalowymi linami, których zadaniem będzie utrzymanie równomiernego kierunku pogrążania się, balony zaś sprawią, że osadzanie na dnie odbywać się będzie powoli. W końcu uczestnicy operacji pozostający na pokładzie odkleją plastry z burt i odkręcą zawory denne. Będą mieli mało czasu na ewakuację, choć „Bryza” powinna teoretycznie osuwać się na dno powoli.

Pamiątki z dna

Aby znaleźć jeszcze jakieś alibi dla zatopienia kutra przy samym brzegu, przyczepiono mu na rufie kilkadziesiąt identycznych płytek metalowych, które staną się przedmiotem badań naukowców. Formalnie chodzi o stwierdzenie, jak szybko morskie żyjątka i rośliny obrosną badaną powierzchnię, ale pewien doświadczony płetwonurek zna też ukryty cel zamontowania płytek.
– To będzie „stoisko z pamiątkami” dla nurkujących – mówi.
Oczywiście nie wszyscy dali się opanować entuzjazmowi zatapiania. – Czego to ludzie nie wymyślą dla sprowadzenia turystów – napisał jeden z internautów. – To tak samo, jakby jakiś burmistrz kazał wykuć na Jurze najdłuższą jaskinię, żeby sprowadzić grotołazów. Dla mnie takie miejsca już za grosz klimatu nie mają.
Co tam jednak klimat czy czyste, bezpieczne środowisko. Liczą się atrakcje, jakie jest w stanie zaproponować nadmorski kurort, a sezon trwa tutaj niezwykle krótko, dwa miesiące. Nurkowie założyli sobie na Helu bazę wypadowo-szkoleniową, bo w okolicy wraków do oglądania jest pod dostatkiem, choć skala trudności i głębokość, na której spoczywają, bywa dużo większa. Poza tym zatopione okręty trudno dostrzec, gdyż Bałtyk w porównaniu z wodami ciepłych mórz jest mętny i ciemny.
Same wraki też są w bardzo różnym stanie, np. całkowicie zdekomponowane przez wybuchy torped i bomb, rozkładające się przez upływ czasu, częściowo przysypane piaskiem. Ze względów bezpieczeństwa Urząd Morski zakazał w tym roku nurkowania na kanonierce zatopionej w pobliżu helskiego portu rybackiego. Na tym wraku z okresu II wojny światowej odkryto niewypały, które następnie polscy saperzy zdetonowali kilkaset metrów od brzegu. Były to bomby głębinowe poważnie zagrażające amatorom podwodnych przygód. Turyści mogą natomiast ruszyć w rejs na tutejszych kutrach wycieczkowych i obejrzeć m.in. resztki zatopionego w 1939 r. przez Niemców polskiego niszczyciela „Wicher”, które znajdują się na redzie portu wojennego. Jednak większości bałtyckich wraków autorzy map morskich ani nurkowie jeszcze nie zlokalizowali. Najczęściej na ślad wpadają rybacy, którzy w takim nieoznakowanym miejscu tracą swoje sieci. To skłania do poszukiwań i nowych odkryć.
Władze Helu postarały się jednak o wrak, którego nie będzie trzeba odkrywać. Ciekawe, kiedy uznamy, że stare, przerdzewiałe żelastwo lepiej wyciągać z morza i oczyszczać nasze środowisko, niż morze nieodpowiedzialnie zaśmiecać.

________________________

„Bryza” służyła w 43. Dywizjonie Pomocniczych Jednostek Pływających w 9. Flotylli Obrony Wybrzeża w Helu. Jej zadaniem było przewożenie kadry oraz pasażerów z portu w Helu do Gdańska, Sopotu i Gdyni. W razie wojny jednostka miała zostać kutrem sanitarnym. Statek ma kryptonim K-18, symbolem projektu zaś była liczba 722. Takie jednostki budowano w Gdańskiej Stoczni Rzecznej w Gdańsku – Stogi. Stocznia ta zbudowała 50 jednostek tego typu na potrzeby Marynarki Wojennej ZSRR. Do dziś jeszcze niektóre służą we Flocie Czarnomorskiej. W połowie lat 70. wybudowano też jednostki bliźniacze do K-18. Były to okręty szkolne Marynarki Wojennej noszące nazwy słuchaczy szkół wojskowych OORP „Elew”, „Kadet” i „Podchorąży”.

Wydanie: 2009, 27/2009

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy