Salut dla kaprala

Salut dla kaprala

Ratujący życie swoich amerykańskich kolegów w Iraku Mateusz Erszkowicz uważany jest w Stanach za wzór żołnierza Korespondencja z Nowego Jorku Łatwiej zginąć za Amerykę, niż nauczyć ją, aby wymówiła twoje nazwisko jak należy. Nazwisko Erszkowicz jest tego dowodem. Nosi je polski 26-latek, inżynier po znanym Rutgers University, kapral legendarnej formacji US Marine Corps – piechoty morskiej. W Ameryce ochrzczony od pierwszego dnia w szkole E-Z, bo tyle zdołała odczytać z nazwiska nauczycielka. Brzmi jak easy, czyli łatwy. Tak chłopak z trudnym nazwiskiem otrzymał… łatwość bytu. 29 czerwca br. omal nie przeszedł do bytu wiecznego, 40 km od Bagdadu, w miejscowości Rustamiya. Na razie jest na ustach Ameryki. Oczywiście jako E-Z Boy. Wolność na cmentarzu Gubernator stanu New Jersey, James McGreevey, celebrował w Dniu Niepodległości, 4 lipca br., dwa wydarzenia. Rano na Manhattanie wmurowanie kamienia węgielnego (a de facto bloku granitu o wadze 11,5 tony) pod budowę nowego kompleksu World Trade Center, w miejsce wież, które padły od islamskiej nienawiści 11 września 2001 r. Po południu, w Ocean Township, w żydowskim domu pogrzebowym, żegnał pierwszego żołnierza amerykańskiego, który padł od islamskiej nienawiści po przekazaniu przez USA Irakowi tzw. suwerenności. „Ofiara Alana Shermana pozwala nam, jako wszystkim Amerykanom i mieszkańcom New Jersey, dzielić chwalebny dar wolności, jaki mamy, żyjąc w tym kraju. Jesteśmy Ci winni naszą wolność!”, mówił do serc zebranych. Rabin Moishe Lichtenstein, nim zmówił kadisz, nazwał Shermana „twardym marines o miękkim sercu”. Nikt nie wstydził się łez, patrząc na dziesięcioletniego Joshuę i siedmioletniego Logana, przeżywających tragedię przy trumnie ojca. Dla chłopców była to kolejna lekcja miłości do ojczyzny. Pierwszą przeżyli, kiedy 30 czerwca pod ich dom zajechał samochód, z którego wysiadło dwóch marines w mundurach galowych. Dzieci wszystkich żołnierzy amerykańskich w Iraku wiedzą, co to znaczy. Nim zabrzmiał dzwonek, chłopcy rzucili się do matki z przerażającym krzykiem: „Tato nie żyje!”. – Nie dało się patrzeć na te dzieci – mówi Krystyna Erszkowicz. – Boże, jak one płakały… Stanął mi przed oczami Mateusz i „widziałam”, jak walczy o życie Alana. Dziękowałam, że to nie pogrzeb mego syna… Wszyscy gratulowali Erszkowiczom bohaterstwa ich syna i brata. Gubernator, i Shermanowie, i koledzy marines. Najstarszy rangą oficer zasalutował rodzicom polskiego kaprala. Strzegom – Passaic Kazimierz Erszkowicz z Sierpca poznał Krystynę Burdzy, mieszkankę Środy Śląskiej, kiedy służył w wojsku w Jeleniej Górze. Pobrali się i zamieszkali w Strzegomiu. Pracował tam jako kierowca PKS, żona była księgową. Potem gospodarzyli na trzech hektarach, hodowali kurczaki i gęsi. Postawili dom. Urodziło im się czworo dzieci. Dzisiaj są już dorosłe. Ryszard ma 32 lata, Tomasz – 30, Teresa – 29, najmłodszy jest 26-letni Matuesz. W 1993 r. na loterii wizowej wygrali zielone karty. Przyjechali do „polskiego” Passaic i nie ruszyli się nigdzie dalej. Cała historia. – Specjalnie to myśmy w tej Ameryce nie nawojowali. Ja robiłem w fabryce papierniczej, żona w krawieckiej. Nigdy łatwo nie było. Starsi synowie pożenieni, córka też zamężna. Pracują, mają dobrą robotę. Trójka wnuków rozrabia. Mateusz, który miał 15 lat, jak przyjechaliśmy, dostał najwięcej czasu i szans, żeby zostać Amerykaninem. Trzy rzeczy go ciągnęły: technika, sport i wojsko. Jeszcze w Polsce chodził w moro. W szkole średniej był mistrzem w zapasach i biegach. Po maturze poszedł do Rutgers University na inżynierię – mówi ojciec. W Rutgers studiuje sporo Polaków, tworzą prężną organizację Polish Club. Prezes Anna Trela: – Mateusz był jedną z najaktywniejszych postaci klubu. Zawsze chętny w organizacji imprez, wyjazdów, pomagał innym. Był typem militarnym, znał się na wojsku, broni. To go kręciło i sprawiało mu przyjemność. Semper fidelis – O marines Mateusz zaczął myśleć poważnie w 2001 r., jeszcze przed atakami na World Trade Center. Wiele rozmawiał z bratem mego męża, Anthonym, który jest w tej służbie wiele lat – wspomina siostra Teresa Quiles. – Zdecydował się, kiedy miał do końca studiów trzy semestry. Przeszedł znakomicie sprawdziany i szkolenie w słynnej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 29/2004

Kategorie: Kraj