Zobaczyć Neapol

WIECZORY Z PATARAFKĄ Neapol jest bardzo daleko. Do 27 godzin autokarowej podróży do Rzymu trzeba jeszcze dodać niemal 250 km na południe. Mało kto tam dociera z północy. Neapol to znany i uznany symbol piękna, ponoć takiego, że po jego zobaczeniu pozostaje już tylko umrzeć. Ale ja wcześniej wiedziałem, że to zabawne nieporozumienie – przysłowie dotyczyło całkiem czegoś innego. Mianowicie, jak w każdym mieście portowym roiło się tam i zapewne roi do dzisiaj od “niepruderyjnych panienek”, roznoszących śmiertelną w nie tak znów dawnych czasach chorobę – syfilis. Więc to dziewczyny były tak piękne, że nie można się było im oprzeć, no a w konsekwencji się umierało. Inni zresztą prawią o jakichś jeszcze chorobach, ale to wszystko było bardzo dawno temu. Dzisiejszy Neapol również ma niedobrą sławę, jest to ponoć miasto niebezpieczne, zapełnione gangsterami, mafiozami i złodziejaszkami wszelkiego autoramentu. Ja z niczym takim się nie spotkałem, a nawet przeciwnie – właściciel baru, w którym żona zostawiła żakiet, gonił nas po ulicy, żeby nam odnieść zgubę. Stary Neapol to plątanina wąziuteńkich uliczek, rozwieszonego w nich różnorakiego prania, mnóstwa sklepików, kościołów, z których zrobiono doły na odpadki, ogłuszającego łoskotu wszystkiego, co się rusza na kołach i równie hałaśliwego zachowania pieszych. Bardziej niż nogi rozbolały nas

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 19/2001, 2001

Kategorie: Felietony