Zostawił nam ideowe posłanie

Zostawił nam ideowe posłanie

KRZYSZTOF WOLICKI (1925-2001) Aleksander Małachowski Krzysztof Wolicki, jak każdy z nas pisujących o polityce, miewał w życiu dość zróżnicowane poglądy. Poznałem Go bliżej, gdy jako pisarz lewicowy zaczął kibicować Unii Pracy. Charakteryzowała Go rzadka wśród ublicystów cecha: pisał mianowicie tak, że nie wyczuwało się w Jego wywodach partyjnego, czyli stronniczego nastawienia do poruszanego problemu. Natomiast wyraźnie był widoczny obiektywizm i zwykły, praktyczny realizm spojrzenia; można by to nazwać “chłopskim rozsądkiem”, choć był raczej wysublimowanym intelektualistą niż zgrzebnym gawędziarzem. Będzie nam teraz brakować Jego praktycznego, realistycznego spojrzenia na rzeczywistość polityczną, a także kogoś, kto dzięki swej łagodności w obejściu z innymi dawał się lubić. Krzysztof Teodor Toeplitz Krzysztofa Wolickiego znałem od czasów, kiedy w butach z cholewami i w skórzanej kurtce “komisarza” jeździł po Warszawie motocyklem z przyczepą. Tym motocyklem w październiku 1956 pojechał na prawą stronę Wisły, aby sprawdzić, gdzie stoją radzieckie czołgi, które zbliżały się do Warszawy, by zrobić z niej Budapeszt. Kiedy teraz myślę o Wolickim, nie potrafię nie myśleć o pokoleniu, o którym pisze się dziś i mówi mało albo kłamliwie, a które jednak przepłynęło swoje życie głównym nurtem historii XX w. Nurtem fascynacji komunizmem, przez prof. Andrzeja Walickiego, filozofa, który sam nigdy nie poddał się tej fascynacji, nazywanym jednak największym millenarystycznym ruchem stulecia. A potem nurtem sprzeciwu wobec zbrodniczej degeneracji tego ruchu, który Wolickiego prowadził najpierw do rewizjonizmu, potem do paryskiej “Kultury”, wreszcie do obozu internowanych, aby stamtąd, już w ostatnich latach życia, doprowadzić Go znowu na stronę lewicy i to traktowanej bardziej serio, niż zwykło się to czynić dzisiaj. Tak się złożyło, że w tych ostatnich latach, a właściwie nawet miesiącach, zbliżyliśmy się bardziej niż poprzednio, między innymi dzięki szkicowi o społeczeństwie oświeconym, który Wolicki miał napisać do redagowanej przeze mnie książki, a którego już nie napisze. Myślą przewodnią tego szkicu miało być wypowiedziane kiedyś przez niego zdanie, że “Lewica może wygrać wybory nawet wśród pielgrzymów do Częstochowy, ale nie zdoła z nimi zbudować społeczeństwa oświeconego”. Wolicki zachęcał mnie także do wydania książki swego zmarłego właśnie paryskiego przyjaciela, publicysty Daniela Singera, zatytułowanej “Whose Millenium? Theirs or Ours?” (“Czyje Tysiąclecie – Ich czy Nasze?”), będącej miażdżącą krytyką tego, co autor nazywa T.I.N.A., a więc międlonego także i u nas sloganu, że “There Is No Alternative” dla neoliberalnej teraźniejszości i przyszłości świata. Owa T.I.N.A. była dla Wolickiego w ostatnich latach Jego życia równie nienawistna, nie ukrywał tego, mówił to i pisał otwarcie, wbrew panującej modzie, ale za to w zgodzie ze swoją przenikliwą inteligencją i niepokorną postawą. Na egzemplarzu książki Singera, której nie zdążyłem już Mu zwrócić, widnieje dedykacja autora dla Krzysztofa Wolickiego: ”Sprzeciw wobec T.I.N.A. jest sprzeciwem wobec rezygnacji”. Wolicki tak właśnie uważał. Wojciech Giełżyński, dziennikarz Red. Krzysztof Wolicki był wybitnym analitykiem sceny politycznej. Cechowała Go nie tylko przenikliwość wizyjna, ale i rzadka umiejętność przewidywania zdarzeń. Jego prognozy z reguły się sprawdzały. Wiązało się to z doskonałym rozeznaniem w światku politycznym, do którego odnosił się ze sceptycyzmem i nieukrywaną ironią. Jeśli chodzi o poglądy polityczne, byliśmy początkowo na zupełnie przeciwnych biegunach, ale z czasem zbliżyliśmy się dość niespodziewanie. Wcześniej zresztą prawie się nie widywaliśmy i naraz zaczęliśmy się spotykać w różnych gremiach towarzyszących Unii Pracy. Wtedy też, ku obopólnemu zaskoczeniu, doszło do większego zbliżenia, bowiem okazało się, że w podobnym duchu zabieraliśmy głos. Ponieważ podobnie się wypowiadaliśmy na różnych spotkaniach programowych, mieliśmy zbieżne poglądy na aktualny stan lewicy, pożytek z UP, która mimo wszystko, przy jasnych założeniach ideowych, pozostała organizacją bez jasno wykreślonej strategii, zaczęliśmy czuć do siebie wzajemną sympatię. Tomasz Jastrun, poeta, dziennikarz Mam przekonanie, że był jednym z lepszych mówców w Polsce, nie tylko bardzo dobrze pisał, ale był piekielnie inteligentny, szybko myślał i miał wybitny talent medialny. Krzysztofa, z którym znałem się bardzo dobrze, cechowała niezwykła spójność myślenia. Gdy mówił, układał zwarte konstrukcje, doskonale ripostował, dysponował też wiedzą z wielu dziedzin, np. historii idei, filozofii. Był też erudytą w dziedzinie literatury.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2001, 2001

Kategorie: Sylwetki