Kiedy zwalniają pracownika, Zarząd Stoczni Gdynia prosi wyrzuconych związkowców „Stoczniowca” o przybicie pieczątki Wielkie stalowe konstrukcje dźwigów i suwnic widoczne są już z daleka. Szlabany podnoszone i zamykane automatycznie uniemożliwiają wjazd na pobliski parking. – Tutaj nie wolno się zatrzymywać – informuje ubrany w niebieski uniform mężczyzna. Biuro przepustek, przez które wciąż ktoś wchodzi i wychodzi. Automatyczne bramki jak przy wejściu do metra i trzech strażników dokładnie sprawdzających przepustki oraz zawartość wszystkich toreb, teczek i neseserów. Oto wejście do Stoczni Gdynia SA. Minęło już trochę czasu od wydarzeń, jakie rozegrały się w gdyńskiej stoczni w lutym tego roku. Ich skutkiem było między innymi dyscyplinarne zwolnienie z pracy przywódców związku „Stoczniowiec”. To ich dyrekcja zakładu obarczyła winą za strajk. Zostali zwolnieni wbrew ustawie o związkach zawodowych. Pamiątką po tamtych wydarzeniach są przyczepa kempingowa i namiot, stojące niedaleko wejścia do zakładu. W nich zorganizowano biuro ZZ „Stoczniowiec”. Rządowe gwarancje – Takie mamy przepisy – informuje pracownik ochrony i stanowczo domaga się pozostawienia w depozycie aparatu fotograficznego. – To obiekt specjalny. Przejście przez automatyczne bramki zabiera tylko kilka sekund. Nie należy się zatrzymywać, aby nie wstrzymywać ruchu. Druga zmiana spieszy do pracy. – Pracujemy od kilku miesięcy w komisji trójstronnej – mówi Dariusz Adamski, przewodniczący zakładowej „Solidarności”. – Opracowany został dokument na temat sektora stoczniowego. Wiadomo nam, jako związkowcom, że Rada Ministrów przyjęła uchwałę dotyczącą gwarancji dla naszej stoczni na 150 mln USD. Obecnie trwają procedury polegające na tym, że na konkretny wniosek stoczni, pod konkretny statek, musi być parafowana konkretna umowa z bankiem. Przewodniczący ścisza głos: – Atmosfera w stoczni jest trudna, bowiem dochodzi do nienotowanej wcześniej sytuacji, że wypłata odbywa się w ratach. Mam jednak nadzieję, że gwarancje udzielone przez rząd odwrócą tę złą tendencję. Jeśli nie, zapewne zapadnie decyzja o zamknięciu już nie tylko Stoczni Gdynia, ale i zakładów Cegielskiego oraz około 800 firm kooperujących. To poważny problem w skali kraju. Uciekł w popłochu Przy stoliku pod namiotem będącym biurem ZZ „Stoczniowiec” siedzi dwóch mężczyzn. Żywo o czymś dyskutują. Trzeci stoi i obserwuje wejście do stoczni. – Tak jak myślałem – odzywa się. – Po 40 latach pracy emeryt nie ma już prawa wejść na teren stoczni. Z dnia na dzień. Wczoraj jeszcze pracował, a dzisiaj nie może już wejść. Żadnego poszanowania dla człowieka. Tego nigdy przedtem nie było. – Pracuję na wydziale K4 – mówi Grzegorz Radke (jego córka, kilkuletnia Andżelika, tuli się do ojca. Jest onieśmielona otaczającymi ją ludźmi). – Z zawodu jestem spawaczem. Najgorszy ten brak ciągłości produkcji. Każdy z nas boi się o pracę, mamy przecież rodziny na utrzymaniu, a żony przeważnie nie pracują. Fatalne jest też to, że coraz mniej nadgodzin. Właśnie dzięki nim można było dobrze zarobić. Nigdy nie należałem do żadnego związku, ale ostatnio zapisałem się do „Stoczniowca”. Uważam, że to jedyny związek, który dba o pracownika. – Nie, nie będę rozmawiał, ja chcę pracować – tłumaczy inny mężczyzna i w popłochu ucieka w stronę budynków stoczni. Zatrzymuje się kilkanaście metrów dalej i napotkanej grupie tłumaczy coś zawzięcie, pokazując palcem w kierunku namiotu. Bez dyplomacji – Główny problem polegał na tym, że prezes nigdy nie chciał spotkać się z załogą – tłumaczy Jan Szopiński, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Stoczni Gdynia „Stoczniowiec”. – Wielokrotnie przedstawialiśmy Zarządowi Stoczni Gdynia problemy załogi i informowaliśmy, że chce ona rozmawiać. – Podczas pamiętnego wiecu pod postulatami podpisali się przewodniczący wszystkich związków działających w naszej stoczni – wyjaśnia Dariusz Adamski. – Nie tylko poparliśmy te postulaty. Jako jedyny związek odnieśliśmy się do nich na piśmie. Zaproponowaliśmy nawet tryb ich rozwiązania. Nie do zaakceptowania była natomiast forma rozstrzygania konfliktu. Koledzy ze „Stoczniowca”, zwracając się do zebranych pracowników, poinformowali ich, że zarząd i pozostałe organizacje związkowe mają wszystkich pracowników głęboko gdzieś… To doprowadziło do zaostrzenia konfliktu. Nie chcieliśmy i nie chcemy rywalizacji pomiędzy związkami. Zależało nam









