Zwyczajny wyzysk

Zwyczajny wyzysk

Ograniczanie praw pracowników nie spowoduje zmniejszenia bezrobocia Prof. Jerzy Wratny kieruje Zakładem Prawa Pracy i Zabezpieczeń Społecznych Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych oraz Zakładem Prawa Cywilnego i Prawa Pracy na Uniwersytecie Rzeszowskim. Jest autorem lub współautorem ponad 20 książek poświęconych prawu pracy i reformie emerytalnej. – Czy prawa pracowników w Polsce są dobrze chronione? – Na papierze tak. Nasze ustawodawstwo pracy jest na wysokim poziomie, zawiera wszystkie rozwiązania, które należało wprowadzić, przepisy zostały już niemal w pełni dostosowane do wymogów unijnych. Gorzej jest z przestrzeganiem prawa pracy. Sprawozdania Państwowej Inspekcji Pracy pokazują, jak wielka jest skala naruszeń uprawnień pracowniczych. – W jakich dziedzinach? – Najczęstsza dziś nieprawidłowość to opóźnienia w wypłacie wynagrodzeń, istna plaga. Druga plaga to nierejestrowanie godzin nadliczbowych przez pracodawców, czyli zmuszanie ludzi do pracy dłuższej, niż pozwala na to prawo pracy. Nawet poziom legalnych, rejestrowanych godzin nadliczbowych jest w Polsce najwyższy spośród krajów Unii i 30 państw OECD. Jedynie w Korei Płd. pracownicy pracują dłużej. – Mamy więc najwyższe bezrobocie i najwięcej godzin nadliczbowych w UE. – Taki właśnie jest wynik nierównowagi na rynku zatrudnienia i przewagi kapitału nad pracą. – Przedsiębiorcy twierdzą, że bez zliberalizowania kodeksu pracy i ułatwień w zwalnianiu pracowników nie da się zmniejszyć bezrobocia, bo nikt nie chce przyjmować ludzi do pracy, gdy trudno ich zwolnić. – Pracodawcy wyolbrzymiają ten problem. Kodeks pracy nie krępuje ich specjalnie, jeśli chodzi o zwalnianie. Przecież umowy krótkoterminowe gwarantują wielką elastyczność zatrudnienia. Kodeks pracy przewiduje oczywiście pewne ograniczenia, trzecia umowa teoretycznie musi być już na czas nieokreślony, ale łatwo to obejść, wystarczy kilka dni przerwy po drugiej umowie i następna znowu może być terminowa. Gospodarka i stosunki pracy przestawiają się z umów na czas nieokreślony na umowy terminowe, zakres ich stosowania jest w Polsce ogromny. Na koniec 2005 r. na podstawie umów terminowych pracowało 2,8 mln pracowników, czyli 27% wszystkich zatrudnionych. Daje to nam drugie miejsce wśród 30 państw OECD, po Hiszpanii. – To chyba nie jest korzystne dla pracowników. – Oczywiście. Do takich umów, jeśli zawarte są na dłużej niż sześć miesięcy, można wprowadzić klauzulę, że będą one wypowiadane w każdym czasie (także przed upływem tych sześciu miesięcy) z dwutygodniowym wypowiedzeniem. Pracownik jest więc cały czas trzymany w szachu. Dlatego dziwię się pracodawcom, gdy mówią, że są skrępowani zasadami rozwiązywania umów o pracę – aczkolwiek rozumiem, że przy wypowiadaniu umów na czas nieokreślony może im przeszkadzać obowiązek konsultowania zwolnień ze związkami zawodowymi. Związki wprawdzie tylko wydają opinię, ale zwykle powiadamiają pracownika, co mu grozi, i wtedy ucieka on przed zwolnieniem na „chorobowe”. Uważam, że ten przepis można zmienić, związki zawodowe powinny być informowane po fakcie wypowiedzenia, a nie przed. Związki nie tracą na tej zmianie, bo skoro i tak nie decydują w sprawach zwolnień, to mogą dyskutować z pracodawcą już po skutecznym doręczeniu wypowiedzenia. Takie rozwiązanie rozważane jest w komisji kodyfikacyjnej prawa pracy, której jestem członkiem. – I co związki na to? – Są przeciw. Uważają, że to godzi w prestiż ruchu związkowego i umniejsza ich tradycyjne uprawnienia, choćby nie miały one praktycznego znaczenia. Związkom wydaje się, że tracą coś istotnego. Ale środkiem do zmniejszenia bezrobocia nie są rozwiązania z zakresu prawa pracy, jakiekolwiek by one były. Tu potrzebne są zmiana polityki gospodarczej i reformy systemowe. A z liberalizacją prawa pracy trzeba postępować bardzo ostrożnie, bo można w ten sposób promować wyzysk pracowników. Oczywiście ten wyzysk i tak istnieje, walka z łamaniem prawa pracy to trochę walka z wiatrakami. Przedsiębiorcy narzekają na wysokie koszty pracy i uciekają od legalnego zatrudnienia w szarą strefę, gdzie są poza wszelką kontrolą, a wyzysk jest dwukrotnie większy. Pracownicy zaś godzą się, bo walczą o byt i wolą pracę na szaro niż żadną. Dla pracodawców jest to w dodatku pretekst do domagania się dalszego ograniczenia uprawnień pracowniczych. Żądają np. obniżenia minimalnego wynagrodzenia, tłumacząc, że w ten sposób będą mogli zwiększyć zatrudnienie. Ale to tylko taka ich propaganda, bo nic nie wskazuje na to, że wtedy przyjmą więcej ludzi. Ani żadne dotychczas poznane fakty, ani doświadczenia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 25/2006

Kategorie: Wywiady