Życie z kalifatem w CV

Życie z kalifatem w CV

youtube.com

Wyparci z Iraku i Syrii europejscy bojownicy opuszczają ISIS i wracają na kontynent Słowo weteran nie wydaje się w tym kontekście adekwatne. W końcu ludzie ci walczyli w szeregach organizacji, która elementy prawdziwej państwowości miała tylko w nazwie. W praktyce to niezwykle potężna organizacja terrorystyczna, odpowiedzialna za brutalną śmierć tysięcy cywilów i wywołanie jednego z największych współczesnych kryzysów uchodźczych. Niemniej jednak wielu z ponad 5 tys. zidentyfikowanych Europejczyków, którzy gotowi byli zginąć dla kalifatu, przez lata zachowało paszporty swoich krajów i prawa związane z posiadanym obywatelstwem. Teraz, kiedy Mosul i Rakka, strategicznie najważniejsze twierdze islamistów na Bliskim Wschodzie, zostały odbite przez siły koalicji, a terytorium kontrolowane przez Państwo Islamskie radykalnie się skurczyło, synowie marnotrawni Starego Kontynentu zaczynają wracać do domu. Część zapewne jeszcze w drodze powrotnej zostanie przechwycona przez krajowe i europejskie służby wywiadowcze, ale będą też tacy, którym uda się spokojnie dołączyć do macierzystych społeczeństw. To jeszcze nie fala W sumie przez oddziały ISIS w ciągu ostatnich pięciu lat przetoczyło się ok. 40 tys. ochotników niepochodzących z terenów Bliskiego Wschodu (zgodnie z obliczeniami amerykańskiego centrum analitycznego The Soufan Center). Badaczom i służbom bezpieczeństwa udało się zidentyfikować narodowość niemal połowy z nich. Według ostrożnych szacunków pochodzili oni z ponad 90 krajów, choć „New York Times” podawał liczbę 120 państw. Oddziały kalifatu zasilało najwięcej ochotników z Rosji – doliczono się niemal 3,5 tys. terrorystów z tego kraju, spośród których prawie pół tysiąca wróciło już do ojczyzny. Kolejne miejsca w tym niechlubnym rankingu zajęły Francja (ok. 2 tys. ochotników w szeregach ISIS), Turcja (1,5 tys.), Wielka Brytania i Niemcy (nieco mniej niż 1 tys.) oraz Belgia (prawie 500 osób). Pomniejsze grupy narodowe tworzyli również Szwedzi, Duńczycy, Holendrzy, Albańczycy i Bośniacy. Znane są pojedyncze przypadki walczących w oddziałach Państwa Islamskiego Polaków, jednak według dostępnych dokumentów krajowych służb wywiadowczych i raportów organizacji pozarządowych żaden z nich nie zdecydował się na powrót do ojczyzny. Ci, którzy wyruszyli w drogę powrotną, stanowią dla Europy niemały problem. Jak zauważa Peter Neumann, dyrektor centrum studiów nad radykalizacją na londyńskim King’s College, nie można mówić o fali powrotów islamistów. Ale liczba radykałów walczących w szeregach kalifatu sprawia, że tej kwestii nie można zignorować. Neumann podkreśla, że nawet w obliczu upadku twierdz ISIS w Syrii i Iraku nie nastąpią masowe powroty. Europejscy islamiści będą wracać raczej powoli, pojedynczo, rzadko w grupach, aby nie ułatwiać kontynentalnym służbom ich identyfikacji. Richard Barrett, ekspert wspomnianego Soufan Center i specjalista w dziedzinie terroryzmu na Bliskim Wschodzie, dodaje, że wielu byłych bojowników będzie próbowało wmieszać się w tłum uchodźców przebywających w obozach w Libanie, Turcji czy na południu Europy. Powszechne w tych miejscach posiadanie fałszywych dokumentów i chaos organizacyjny sprzyjają zachowaniu anonimowości. I choć europejscy dżihadyści, zwłaszcza ci, którzy utrzymywali kontakt z rodziną na kontynencie lub funkcjonowali jako łącznicy z zachodnioeuropejskimi komórkami ISIS, są cały czas dość dobrze monitorowani przez służby wywiadowcze, niemożliwe wydaje się zidentyfikowanie każdego z nich. Przyczajeni i rozczarowani Co zatem zrobić z tymi, którym udało się wrócić? Pytanie jest ważne, bo to niemała grupa. Oficjalne dane mówią o przeszło 450 Brytyjczykach, 300 Niemcach, prawie takiej samej liczbie Francuzów i ponad 100 Belgach już obecnych na terytorium swoich krajów. Eksperci przestrzegają jednak przed traktowaniem ich jako jednorodnej grupy. Nie wszyscy bowiem wracają z tych samych powodów. Oczywiście wielu nadal wierzy w ideały ISIS i traktuje powrót jako przegrupowanie taktyczne przed kolejną ofensywą, ale są tacy, którzy osłabienie ISIS wykorzystali do uwolnienia się ze szponów organizacji, która ich rozczarowała. Kalifat niejednego przyciągał wizją „państwa bez zasad”. Zabijanie bez konsekwencji, możliwość szybkiego i łatwego zarobku, luźna struktura, a przede wszystkim szansa walki z wrogiem, którego nienawidzą nie tylko islamiści. Wojna przeciwko „cywilizacji Zachodu” to termin bardzo pojemny, który mógł skusić ideologicznych radykałów, niejednokrotnie niemających (przynajmniej początkowo) wiele wspólnego z islamem. Można powiedzieć, że oddziały Państwa Islamskiego, tak jak prawie wszystkie pozapaństwowe struktury militarne w dziejach, miały

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 45/2017

Kategorie: Świat