Bułgarski pat trwa

Bułgarski pat trwa

Partia, która wygrała przedterminowe wybory, żąda ich unieważnienia Rewolucja została przegrana. To jedyna konkluzja, do jakiej można dojść po przeprowadzonych w Bułgarii 12 maja przedterminowych wyborach parlamentarnych. Wyborach, w których nikt nie wygrał. Najbliższa perspektywa dla tego najbiedniejszego kraju Unii Europejskiej jest ponura. Polityczny pat, seria biurokratycznych rozgrywek na górze i… kolejne przedterminowe wybory, które także żadnego przełomu nie zwiastują. Przegrali wszyscy – rządzący, opozycja i społeczeństwo. Nawet bułgarska oligarchia, będąca największą beneficjentką politycznej niestabilności, nie zaciera już rąk, bo cóż to za sukces – wszak od ponad dwóch dekad panuje ten sam, wybitnie sprzyjający jej porządek. Koniec obywatelskich uniesień Największym wyzwaniem dla społeczeństwa będzie konieczność zmierzenia się z kolejną porażką. Niedawny ekstatyczny moment w historii Bułgarii, kiedy to obywatele zmusili rząd do ustąpienia i nabrali nadziei, szybko stał się wspomnieniem, miażdżonym walcem najpierw bezradności tymczasowego rządu Marina Rajkowa, a później wyjątkowo niesmacznej i brutalnej kampanii. Rachunki za energię elektryczną, które przez kilka tygodni były bodaj najważniejszym elementem bułgarskiej przestrzeni publicznej, błyskawicznie ustąpiły miejsca wojnie, która wybuchła pomiędzy wszystkimi stronnictwami politycznymi. Szybko skończył się spektakl ciągłego poszukiwania przez media osławionych „lokalnych liderów”. Sami zresztą przypieczętowali swoje odejście w polityczny niebyt, rozchodząc się ostatecznie do wielu różnych partii. Po serii desperackich samospaleń pozostała tylko otoczona patriotyczną cepelią góra kamieni przed urzędem władz lokalnych w Warnie, ku pamięci najmłodszego samobójcy – Plamena Goranowa. Wspomnieniem są również groźby pod adresem koncernów sprawujących monopolistyczną kontrolę nad rynkiem przesyłu energii. Bate Bojko już nie grzmi, a jeżeli nawet, to tylko na swoje opozycyjne alter ego – szefa Bułgarskiej Partii Socjalistycznej Sergeja Staniszewa. Fala burzliwych dyskusji o mafii energetycznej, o jej źródłach, korzeniach i zasięgu, przeminęła. Do głosu znów doszła siermiężna rzeczywistość, a jej podstawowe składniki – bieda, brak perspektyw, ustawiczna obawa o najbliższą przyszłość – po przegranej rewolucji dokuczają jeszcze mocniej. Nieubłagana arytmetyka Wyniki wyborów parlamentarnych nie oznaczają właściwie niczego konkretnego. Są jedynie wyrazem totalnego zamieszania i bezradności. Nieco ponad 30% z połowy ogólnej liczby uprawnionych do głosowania zdecydowało się poprzeć partię GERB obalonego przez protesty uliczne premiera Bojka Borisowa. Można to interpretować różnie, ale z pewnością nie jako rzeczywisty mandat do rządzenia. To samo dotyczy BPS, która uzyskała zaledwie 4% głosów mniej. Dwie pozostałe partie, które znalazły się w nowym bułgarskim parlamencie, to kojarzony z interesami tureckiej mniejszości Ruch na rzecz Praw i Swobód (nieco ponad 11%) oraz skrajnie prawicowa Ataka (nieco ponad 7%). Przywódca tej ostatniej – Wolen Siderow – w przypływie zachwytu nad swoim wynikiem wyborczym od razu odrzucił możliwość stworzenia koalicji z GERB, a BPS zaczęła ustami lidera dopominać się o „rząd ekspertów”, flirtując w ten sposób z Ruchem na rzecz Praw i Swobód. Dość szybko stało się jednak jasne, że przygotowywany na kolanie pałacowy przewrót wewnątrzparlamentarny jest nieszczególnie celowy – nieubłagana arytmetyka pokazuje, że powstałby rząd mniejszościowy. Gdyby nawet taki scenariusz się sprawdził, nietrudno przewidzieć, że frustracja GERB i Ataki spowodowałaby monstrualną eksplozję międzypartyjnej nienawiści. Cwetan Cwetanow – drugi po Bogu w GERB, minister spraw wewnętrznych w poprzedniej kadencji – tuż po wyborach również stanął w rozkroku i zaczął nieśmiało snuć plany „rządu niekoalicyjnego, ale eksperckiego i wspieranego przez wszystkie odpowiedzialne siły polityczne”. Jest to oczywiście mrzonka, o czym szybko przypomniano mu jeszcze w powyborczym studiu telewizyjnym. Społeczeństwo ma dość Zmęczeni ustawicznym niedomaganiem gospodarczym Bułgarzy mają już naprawdę dosyć. W trakcie kampanii – jak zostało to określone w jednym z komentarzy na stronach bułgarskiej sekcji Deutsche Welle – „do społeczeństwa strzelano kilka razy”. A były to potężne salwy, które wyprowadziły tę kampanię poza wszelkie ramy elementarnej kultury. Rozpoczął niewątpliwie szef BPS, przekazując opinii publicznej dostarczone mu przez anonimową oczywiście osobę informacje o jeżdżącym po ulicach Sofii samochodzie wyposażonym w technologię podsłuchową. Właścicielem tego pojazdu ma być bułgarskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Dalej historia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 21/2013

Kategorie: Świat