Choroba afektywna dwubiegunowa dotyka ludzi wrażliwych i twórczych Piotr Bucki – współautor książki „Złap równowagę” Wojciech Młynarski, Zbigniew Herbert, Francis Ford Coppola, Frank Sinatra, Robin Williams, Mel Gibson, Marilyn Monroe, Amy Winehouse, Sting, Mariah Carey… Liczne jest grono znanych osób, artystów, twórców, o których wiemy, że cierpieli bądź cierpią na chorobę afektywną dwubiegunową (ChAD). Choruje na nią ok. 2% społeczeństwa. Natomiast zaburzenie z cechą dwubiegunowości może dotyczyć ok. 10% populacji osób dorosłych. Piotr Bucki, wykładowca komunikacji na Uniwersytecie SWPS, w Wyższej Szkole Bankowej, SGH i Akademii Górniczo-Hutniczej, na podstawie własnych doświadczeń napisał razem z Wojciechem Pączkiem książkę na ten temat. Jest pan osobą, która dobrze funkcjonuje z chorobą afektywną dwubiegunową. W jakim celu napisał pan o tym książkę? – Kiedy opisywałem swoją historię, nie wiedziałem, że powstanie z tego książka. Robiłem to wtedy dla siebie. Dzisiaj wiem, że chodziło mi o zamknięcie pewnego etapu życia, który rozpoczął się postawieniem diagnozy brzmiącej: ChAD. Potem była terapia poznawczo-behawioralna, a następnie moja własna praca nad sobą i nawykami, które zmieniły moje życie. Zdecydowałem się na wydanie książki, mając nadzieję, że przyda się ona osobom, które zmagają się z chorobą dwubiegunową, że pomoże im lepiej zrozumieć siebie i nauczy je żyć z tym zaburzeniem. Jakie wskazówki daje pan chorym? – Najważniejsze jest utrzymanie swojej psychiki w cuglach równowagi, czyli chronienie jej przed popadaniem w skrajności – depresje oraz manie. Pomaga też ciągłe wzmacnianie samoświadomości. Po prostu lepsze poznanie siebie. I to bardzo przyjazne poznanie. Na czym polega choroba dwubiegunowa? Jak odróżnić osobę z zaburzeniem od zdrowego człowieka, który ma zmienne nastroje? – Zmiany nastroju są naturalne. Wiadomo, że raz możemy być smutni, a innym razem radośni czy wręcz euforyczni. Ale jeśli pojawiają się przedłużone okresy obniżonego nastroju, w których nic nie czujemy, ogarnia nas emocjonalna martwota, nie chce się nam żyć, wstać z łóżka, umyć się i zjeść albo jedzenie nie ma smaku, koniecznie trzeba się zastanowić, czy to nie depresja, jeden z biegunów ChAD. Zwłaszcza gdy po nim następuje okres manii – bardzo podwyższonego nastroju, kiedy wydaje nam się, że wszystko możemy, wydajemy pieniądze, których nie mamy, zaczepiamy ludzi na ulicy, bo jesteśmy tacy towarzyscy, rezygnujemy z pracy i odchodzimy z domu. Ktoś trafnie określił, że osoba z chorobą dwubiegunową przeżywa smutek na sterydach i radość na sterydach. Choroba ma dwa bieguny – depresję i manię lub jej delikatniejszy odcień – hipomanię. Znam osobę z dwubiegunówką, jest malarką, która twierdzi, że dla niej trudniejszy do przeżycia jest stan manii, bo chociaż wtedy jest bardzo twórcza i dużo pracuje, to jednocześnie czuje się tak nienaturalnie pobudzona, że marzy o odpoczynku i spokoju. Ostatnio nawet modliła się o depresję, która wydawała się jej ukojeniem w porównaniu z tym stanem permanentnego niepokoju twórczego. Nie mogła wtedy także spać, bo gonitwa myśli to udaremniała. Była wyczerpana. – Ja również uważam, że mania czy hipomania potrafią być bardziej uciążliwe niż depresja, bo ten ciągły stan napięcia eksploatuje zarówno psychikę, jak i ciało. Zresztą naukowcy udowodnili, że giną wtedy miliony neuronów, które mózg zaprzęga do bardzo intensywnego funkcjonowania. A jak było u pana? – W okresie hipomanii brałem na siebie za dużo zadań i obowiązków. Miałem wtedy poczucie posiadania nadludzkich możliwości, które pchały mnie w kierunku nowych pomysłów i projektów. Koniecznie chciałem je wszystkie realizować. Sypiałem po dwie-trzy godziny na dobę, budząc się z niepokojem i jednocześnie wielką energią do działania. Aż w końcu padałem jak martwy z wycieńczenia. Potem dopadała mnie depresja. Właśnie. Moja znajoma też tak funkcjonuje, ale wie, dlaczego. Zrozumiała, jaki organizm jest mądry i dlaczego po górce wpada w dołek. Bo nie wytrzymując zwyżki energetycznej i tego ciągłego podminowania, funduje sobie odpoczynek w postaci depresji. – Tylko czy takie ciągłe życie na huśtawce – od bieguna do bieguna jest miłe? W dodatku poleganie na tym, że organizm sam się wyreguluje, jest niebezpieczne – bo któregoś dnia może się zbuntować. I co wtedy? Ktoś może np. popełnić samobójstwo lub zginąć w wypadku, bo za szybko jechał