Mam ambicje odkrywania świadków, którzy nigdy dotąd nie mówili – rozmowa z Joanną Siedlecką – W swoich książkach reporterskich biografiach zeskrobuje pani patynę z pisarzy pomników, legend już za życia. Słowem, jak słyszę, szarga świętości? Szargam, poniewieram, żeby poznać ich tajemnice, zagadki, prawdziwą twarz, a nie maski. W pomnikach interesują mnie wyłącznie szczeliny, rysy i pęknięcia. Cena sukcesu, wysokiego lotu zwykle jest okrutna i bardzo dobrze, bo jak powiedział Hrabal, pisarze są jak oliwki. Im więcej się ich miażdży, tym bardziej dają z siebie to, co najlepsze. – Jakie szczeliny dostrzegła pani w biografii Zbigniewa Herberta? Była nią chociażby cała jego młodość, o której tak naprawdę niczego nie wiedzieliśmy, tymczasem uważam, że jest ona dla twórcy najistotniejsza jest zaczynem, kluczem. Co więcej, mimo czasów szalonego ekshibicjonizmu Herbert był nieskory do wynurzeń osobistych, nie publikował dzienników wskazujących tropy do własnego wnętrza, zasłaniał się płaszczem ironii, postacią Pana Cogito. W nielicznych wywiadach odbijał pytania, uciekał. Intrygowało mnie też, dlaczego, choć był ze Lwowa, nie napisał o nim żadnego wiersza, nie wymienił chyba nawet tej nazwy. Nigdy o nim nie wspominał, nie odwiedzał, uciekał
Tagi:
Helena Kowalik