Jak powstrzymać Putina?

Jak powstrzymać Putina?

Aneksja Krymu ostatecznie pokazała, że Rosja nie godzi się z europejskim porządkiem ustanowionym na początku lat 90., którego jedną z zasad była nienaruszalność zastanych granic. W rozpadającym się Związku Radzieckim każda republika otrzymywała niepodległość i terytorium, wraz z ludnością byłej sowieckiej republiki. W takich granicach dawnych republik rozpoczęły swój żywot teraz już niepodległe państwa. Pomijając państwa bałtyckie, które do związku republik radzieckich wciągnięto przemocą w 1940 r., wszystkie pozostałe republiki wchodzące w skład Związku Radzieckiego zostały w przeszłości podbite przez carską Rosję i włączone do jej imperium. Na długo przed próbą utworzenia „narodu radzieckiego” mieszkańcy rosyjskiego imperium mieszali się ze sobą. Do odległych od Moskwy czy Petersburga prowincji przez dziesiątki lat jeździli rosyjscy urzędnicy, wojskowi, inżynierowie budujący koleje, mosty czy drogi. Osiedlali się tam, zakładali rodziny. I na odwrót, mieszkańcy owych odległych prowincji jechali do centralnej Rosji na studia, do służby wojskowej czy po prostu w poszukiwaniu lepszego życia. Wielu z nich robiło w Rosji karierę. Dość przypomnieć, że Józef Stalin był Gruzinem, a ostatni minister spraw zagranicznych ZSRR Szewardnadze był potem prezydentem niepodległej Gruzji. Do tego dochodziły deportacje i wysiedlenia całych narodów (np. Tatarów z Krymu), wywózki i przesiedlenia w ramach imperium całych grup ludności. Ten proces, rozpoczęty jeszcze w czasach carskich, kontynuowany był do końca ZSRR. Tworzyło to swoistą mieszankę narodowościową. Pamiętam, jak wileńska fryzjerka, już w niepodległej Litwie, tak przedstawiła mi swój problem: „Mój tatuś Litwin, moja mamusia Polka, mój mąż Rosjanin. Kim są moje dzieci?”. Po rozpadzie ZSRR, kiedy kolejne republiki ogłaszały niepodległość, w każdej z nich została poważna mniejszość rosyjska. Rosjanie, na ogół żyjący tam od pokoleń, byli zawsze dokładnie wymieszani z ludnością miejscową. Z zasady próżno by szukać jakichś terytoriów, na których zamieszkiwaliby zwarcie (z wyjątkiem północnego Kazachstanu czy wschodniej Ukrainy). W strukturze społecznej ulokowani są z reguły w klasie średniej. W kadrze technicznej, zarządzającej, urzędniczej, wśród mieszkańców dużych miast. Na przykład w Kazachstanie stanowią ok. 25% wszystkich obywateli, w dużych miastach są większością. Ci Rosjanie zamieszkujący poza dawną radziecką republiką rosyjską stali się z dnia na dzień obywatelami nowych państw, takich jak wspomniana Ukraina czy Kazachstan. Mają oni na ogół pretensje co do dwóch kwestii. Po pierwsze, dlaczego nikt ich nie pytał, w jakim państwie chcą żyć, tylko zadecydował za nich? Po drugie, są przekonani, że Rosja za mało się o nich troszczy i stanowczo powinna bardziej. Rosja rzeczywiście zdaje się przyznawać do tego, że na początku lat 90. była za słaba, zbyt pogrążona w chaosie, by mieć wpływ na kształtowanie nowego ładu i zajmowanie się swoją diasporą. Ale tym bardziej chce pokazać, że dziś jest ważnym graczem na arenie międzynarodowej, bez którego świat zachodni nie poradzi sobie z rozwiązywaniem najostrzejszych konfliktów (patrz Syria). Odbudowując swoją pozycję, czuje się więc także zobowiązana do „opieki” nad diasporą i terenami, które ona zamieszkuje. Ta „opieka” może przybrać kształt taki jak na Krymie lub na wschodniej Ukrainie. Jej rodzaj, a zwłaszcza intensywność, jest poniekąd miarą odbudowywanego autorytetu Rosji. Jest ważnym elementem polityki wewnętrznej, Rosjanie w Rosji są bowiem solidarni z rodakami na Ukrainie czy na Krymie co najmniej tak jak my z naszymi rodakami na Litwie. Używając słów naszego ostatniego klasyka, Rosja „wstaje z kolan”. To dla nas bardzo niepokojąca wiadomość. Nie tylko dla byłych republik ZSRR, także dla nas, dla całego europejskiego i światowego ładu. Co w tej sytuacji może zrobić Zachód? Teoretycznie są możliwe trzy rozwiązania. Pierwsze to wojna, próba militarnego powstrzymania Rosji i zmuszenia jej do przestrzegania ładu narzuconego po 1990 r. Drugie to uznanie, że ład ustanowiony po rozpadzie ZSRR jest nie do utrzymania, i próba wynegocjowania nowego, z daleko idącymi ustępstwami na rzecz Rosji. Trzecie to nierobienie niczego poza doraźnymi, z góry wiadomo, że bardzo nieskutecznymi, działaniami. Rozwiązanie pierwsze odrzucane jest a priori. Konflikt zbrojny z mocarstwem nuklearnym mógłby się zakończyć zagładą ludzkości. Na dobrą sprawę pozostaje więc wybór między dwoma rozwiązaniami. Negocjowanie z Rosją nowego ładu nie jest proste. Pomijam już, że niebezpiecznie kojarzyłoby się z układem monachijskim z 1938 r., ale przede wszystkim musiałoby się odbyć kosztem państw takich jak Ukraina

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2016, 37/2016

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki