Polski nikt nie ignoruje

Polski nikt nie ignoruje

Komisja Europejska to taki rząd maksi, bo pracujemy na rzecz 450 milionów obywateli Unii Prof. Danuta Hübner, polski komisarz w Unii Europejskiej – Podobno w Brukseli komisarz, niczym cesarz z piosenki Tadeusza Chyły, ma całkiem klawe życie? – Myślę, że klawe życie, jak pan to ujął, można mieć wszędzie, jeśli jest się do takiego życia stworzonym. A ja chyba nie jestem, więc… nie wiem. – A te apanaże, władza, piękne gabinety? – Rzeczywiście mój gabinet w Brukseli jest bardzo sympatyczny, bo prawie cały przeszklony, z ładnym widokiem na miasto. Więc nie narzekam, ale te wszystkie przywileje komisarzy unijnych, o których się mówi i pisze także w Polsce, nie są ani takie wielkie, ani takie ważne. Warunki funkcjonowania, jakie mają np. ministrowie w wielu państwach Europy, są znacznie bardziej komfortowe. Ale mam, oczywiście, w moim biurze w Brukseli wszystko, co niezbędne do mojej pracy, w tym drukarkę, ksero, komputery i bardzo dobrych współpracowników. – Niektórzy myślą, że sztab komisarza w Brukseli to co najmniej kilkadziesiąt osób, jeżeli nie kilkaset. – Liczba podlegających mi bezpośrednio pracowników merytorycznych to – na razie – trzy osoby. Od listopada tego roku będę mogła mieć w sumie sześciu współpracowników plus personel techniczny, sekretarkę, kierowcę. I to wszystko. Natomiast w strukturze Komisji Europejskiej działają dyrektoriaty generalne i z pracy ich urzędników mogę również korzystać – w konkretnych sprawach wynikających z zakresu kompetencji danego dyrektoriatu. Jeżeli więc np. komisarz odpowiada za energetykę czy za transport, pomagają mu w tym osoby zatrudnione w dyrektoriacie energetyki czy transportu. I to są rzeczywiście setki ekspertów. – Urzędnicy unijni różnią się czymś od pracowników administracji rządowej w Polsce? – Od dawna bardzo pozytywnie oceniam jakość i poziom zawodowy osób zatrudnionych w instytucjach unijnych. Teraz mogę to potwierdzić z innej perspektywy, czyli od wewnątrz. Nieporównywalnie wyższa niż w Polsce jest tutaj kultura pracy urzędniczej. Notatki ze spotkań powstają błyskawicznie, właściwie jeszcze w trakcie spotkania. Przepływ informacji w Komisji Europejskiej jest bardzo sprawny. Urzędnik, który otrzymuje tu jakąś nową wiadomość, od razu się zastanawia, komu ją trzeba przekazać. I robi to natychmiast, także dlatego, że wie, iż jeśli tak nie postąpi, cała odpowiedzialność za ewentualne błędy, wynikające z braku wiedzy w danej sprawie, spadnie bezpośrednio na niego. – A nie przeszkadza ta wieża Babel, jaką macie w komisji? W końcu zderzają się tam dziesiątki stylów działania, różnic w kulturze zawodowej, mentalności itp.? – Oczywiście, środowisko urzędników unijnych jest wielokulturowe. Specyfika narodowa, przyzwyczajenia odbijają się także na kulturze administracyjnej, ale dobrze się to w sumie uciera. Duch europejski zmusza każdego albo do zaakceptowania pewnych nadrzędnych zasad, albo… dana osoba odchodzi. Historia administracji Unii Europejskiej zna przypadki trudnych adaptacji w tej dziedzinie, m.in. po poszerzeniu Unii o państwa skandynawskie, nie wszyscy reprezentanci Szwecji czy Finlandii w komisji początkowo się w niej odnajdowali. Generalnie ukształtowała się jednak swoista kultura europejska w administracji unijnej, łącząca najlepsze wzory z administracji brytyjskiej i francuskiej, a po części także niemieckiej. – Polacy sobie z tym poradzą? – Nie mam wątpliwości. Już teraz w komisji pracuje wielu Polaków, sporo jest również polskich stażystów w instytucjach unijnych. Są praktycznie we wszystkich dyrekcjach i sekretariatach. Są młodzi, entuzjastycznie nastawieni do pracy i samej idei Europy. Szybko wyrastają na liderów, mają dużo dobrych pomysłów. Słyszę na ogół pochwały pod ich adresem. – A w biurze komisarz Hübner pracują wyłącznie Polacy czy także obcokrajowcy? – Zgodnie z regulacjami unijnymi w moim gabinecie musiała być jedna osoba pochodząca bezpośrednio z Komisji Europejskiej i co najmniej jedna osoba spoza Polski. Wśród trzech moich pracowników merytorycznych tą osobą – spełniającą łącznie oba warunki – jest Holender, Joost Korte, szef gabinetu. Dwie pozostałe osoby to moi współpracownicy z Komitetu Integracji Europejskiej w Warszawie: Sławomir Tokarski, który był dyrektorem Departamentu Analiz Ekonomicznych i Społecznych, oraz Joanna Szychowska, która kierowała w UKIE Departamentem Prawa Europejskiego. Mam też asystenta Polaka, Andrzeja Kośnikowskiego. – A sekretarki? – Założyłam sobie, że moją główną sekretarką powinna być Polka, która będzie mogła w naszym ojczystym języku rozmawiać choćby z osobami telefonującymi z Polski, a jest takich telefonów mnóstwo. To Joanna Kiryłło,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2004, 32/2004

Kategorie: Kraj