Strzały w internetowej kawiarence

Strzały w internetowej kawiarence

Każdy dzień śledztwa każe inaczej patrzeć na strzelaninę, w Czechowicach-Dziedzicach w której zginęło dwóch policjantów

Jedno jest pewne: w poniedziałek, 20 maja, o 2.30 bandyci zastrzelili dwóch policjantów. Działo się to w internetowej kawiarence w spokojnych dotąd Czechowicach-Dziedzicach. Ostatecznej odpowiedzi na pytanie, dlaczego, nie ma, ale każdy następny dzień śledztwa sprawia, że inaczej patrzy się na tę strzelaninę.
W 30-tysięcznych Czechowicach można było dostać bejsbolem po głowie, a pijaczkowie często z nożem ganiali za żonami… Ale tamtej nocy bandyci złamali zasadę, że do policjantów się nie strzela.
Pod Bankiem Śląskim (300 m od internetowej kawiarenki Sylwana) dzień po tragedii stolik wystawiło Prawo i Sprawiedliwość, by zbierać podpisy na listach poparcia dla kodeksu karnego Lecha Kaczyńskiego. Maciej Falfus, syn posła, przyznaje, że strzelanina przy Słowackiego przyspieszyła tę akcję. I rzeczywiście, ludzie spontanicznie – klnąc na rzeczywistość i złe czasy – podpisują listy. W niedzielę był ostatni dzwonek dla spóźnialskich. Za tym, by

przestępcom nie pobłażać,

opowiedziało się przynajmniej cztery tysiące osób.
– Skoro bandyci zabijają w tak spokojnym mieście, to znaczy, że do takich zdarzeń może już dojść wszędzie. Nie tylko w Warszawie, Katowicach czy innej aglomeracji. Że bandytami okazali się młodzi? Proszę pana, mnie to nie dziwi. Dziś w środowisku młodzieży jest moda na negatywną twardość. Przemoc jest poważana… Nie, nie skazałbym ich na śmierć. Dla tych bandytów to nie jest kara. Niech siedzą w więzieniu…
Maciej Falfus słyszał, co mówią w mieście. Tych opinii nie podziela. Uważa, że młodzi gangsterzy poszli na łatwy skok, bo bali się obrobić na przykład bank. A że zastali w kafejce policjantów? No to zaczęli do nich strzelać, skoro mieli z czego, bo nie chcieli wylądować za kratkami…
W tym miejscu trzeba przypomnieć fakty z feralnego poniedziałku: około 2.30 policjanci w cywilu – sierżant sztabowy Tadeusz Świerkot i podkomisarz Mirosław Małczęć, funkcjonariusze wydziału kryminalnego (obaj od 11 lat w służbie) – zachodzą na kawę do Sylwany. Chwilę później jej właściciel, Piotr Zając, musi wpuścić trzech uzbrojonych i zamaskowanych zbirów, ci przykładają mu lufę do głowy i żądają „kasy”, właściciel krzyczy, że w kafejce są policjanci. Funkcjonariusze reagują, wyjmują legitymacje, bandyci zaczynają strzelać, policjanci również. Bandyci oddali ponad 20 strzałów, policjanci mniej, bo mieli sześciostrzałowe pistolety. Po kilkudziesięciu sekundach bandyci uciekają samochodem z ciężko rannym kompanem, w Sylwanie jeden policjant dogorywa, drugiego gangsterzy zdążyli dobić strzałem w głowę.
Potem sprawy idą szybko. Policja wyłuskuje morderców. O 14.00 w melinie w Żorach zatrzymują ostatniego przestępcę. Dwudziestokilkulatkowie Jacek O. i Aleksander Ż. trafią do więzienia. Trafi tam też – jeżeli przeżyje – brat Aleksandra, Jarosław Ż. Czeka ich dożywocie. Na niższy wyrok może liczyć Przemysław M., który w gangu był kierowcą. Bandyci przyznali się do winy, ale zrzucają ją jeden na drugiego. Z ich zeznań wynika, że za śmierć policjantów odpowiedzialny jest Jarosław Ż. On jednak ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza. Jest nieprzytomny.
I tyle faktów niezbitych. Wszystko pozostałe jest

wieloznaczne i poddawane spekulacjom.

Prokuratura i policja mówią tyle, ile chcą powiedzieć. Nic dziwnego, skoro policjanci zginęli w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Marek Pasionek, prokurator Wydziału do Walki z Przestępczością Zorganizowaną Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach: – Dlaczego policjanci byli w tym miejscu, na tym etapie śledztwa jest sprawą drugorzędną. Najistotniejsze było to, by sprawcy zabójstwa znaleźli się w areszcie…
W poniedziałek gen. Mieczysław Kluk, szef śląskiej policji, wyjaśniał dziennikarzom: – Funkcjonariusze byli w kawiarni przypadkowo. To jedyne miejsce w Czechowicach, gdzie o 2.30 można napić się kawy.
Ile są warte pogłoski o tym, jakoby policjanci byli po służbie (wcześniej śledzili kradnących benzynę w rafinerii)? Złośliwi (albo dobrze poinformowani) uważają, że w takim przypadku funkcjonariusze byli w kawiarni prywatnie, więc zgodnie z kodeksem nie ma mowy o „wypadku w pracy”.
Ksiądz Tadeusz Konik, kapelan policyjny, miał za złe mediom – szczególnie stacjom radiowym – że kilka godzin po śmierci policjantów spekulowały o przyczynach tak późnych odwiedzin. Trzeba jednak też zrozumieć mieszkańców miasta, którym trudno było uwierzyć, że kilku przyjezdnych bandytów chciało okraść zwykłą kawiarenkę internetową. – Jak ci bandyci trafili nocą na Słowackiego, skoro obcemu trudno znaleźć tę ulicę nawet za dnia? – nie dowierza Renata („Proszę nie podawać mego nazwiska”), pracownica jednego z urzędów w Czechowicach.
Jan Berger, burmistrz Czechowic-Dziedzic, nie chce komentować krążących po mieście plotek. Jest wstrząśnięty tym, co się tu zdarzyło: – Przestępca musi czuć się zagrożony karą, która go spotka. Kara śmierci dla tych bandytów? To już niemożliwe. Więzienie, tak, ale bez prawa wcześniejszego wyjścia na wolność. I nie w takich komfortowych warunkach. Przecież oni będą mieli się nieźle również i za pieniądze tych wdów!
Jak w każdy poniedziałek Sylwana była czynna do 4.00. Tylko jeżeli ktoś zamówił sobie z dwudniowym wyprzedzeniem „ekstramaraton”, kafejkę zamykano godzinę później. Magdy Popis (uczennicy tutejszego zespołu szkół technicznych) nie stać na komputer, więc od dwóch miesięcy zachodziła wieczorami do Sylwany. Prawie dzień w dzień, a w tamten poniedziałek przestała czatować koło 21. Do Magdy plotki też dotarły, ale nie daje im wiary. Jakie narkotyki? Nigdy nie widziała w kawiarni narkomana ani nikogo, kto mógłby wyglądać lub zachowywać się jak diler. Właściciel?

Taki żartowniś, miły facet…

W minioną środę zatrzymała go policja, ponieważ znalazła w lokalu fałszywe banderole na alkohol. W środę też ujawniono, że nazwisko właściciela przewijało się wcześniej w materiałach operacyjnych policji. Zresztą wówczas sąd postanowił osadzić pana Piotra na trzy miesiące w areszcie, bo jest podejrzany o handel nie dość, że nielegalną, to na dodatek skażoną metanolem gorzałką…
Pytań, na które brakuje odpowiedzi, jest sporo. Trzeba być pewnym, że „szereg wątków sprawy”, jak powiedział prokurator Pasionek, uda się wyjaśnić w późniejszym etapie śledztwa.
Strach padł na mieszkańców Czechowic. Latem zeszłego roku pięciu młodzieńców spacyfikowało – w centrum miasta – pałami rówieśników pijących piwo w barze. Mniej więcej w tym samym czasie policja przeprowadziła wielką łapankę „ochroniarzy” pobierających haracz od właściciela lokalu Panda. To można było przeżyć.
– Jak spokojnie żyć, gdy bandyci strzelają do policjantów? Będą bali się strzelać do zwykłych ludzi? – pyta całkiem poważnie Ewa Bucka prowadząca po sąsiedzku z Sylwaną sklep z używaną odzieżą.
Zwykli ludzie z Zabrzega, wsi dzielnicy Czechowic, gdzie mieszkał jeden z zastrzelonych, są za zaostrzeniem prawa. Ale co to da – dodają – jeśli policjantom zacinają się archaiczne pistolety, radiowozy nie mają paliwa, a prawo nie pozwala brać go od czechowickiej rafinerii, choć ona chce je dać za darmo…
dziennikarz „Trybuny Śląskiej”

Wydanie: 2002, 21/2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy