1000 metrów pod ziemią

1000 metrów pod ziemią

Każda maszyna warta jest 1,5 mln, a pożyje tylko ze trzy lata. A musi zarobić na siebie i na Polską Miedź Polska Miedź zaprosiła ekipę dziennikarzy na spotkanie przedbarburkowe. Mamy zwiedzić Kopalnię Rudy Miedzi „Rudna”. Dostajemy ekwipunek górnika. Koszule, kombinezony, skarpetki (widać, że „nierasowi” z nas górnicy, inaczej dostalibyśmy onuce), gumiaki do kolan, białe kaski z malutką migającą czerwoną lampką z tyłu. Wyglądamy groźnie, jak ekipa zdobywców podziemi. Nadsztygar Jan Czaja, nasz cicerone, instruuje, poucza i ostrzega. Jeszcze dostaniemy akumulatorki z lampką górniczą i aparaturę do oddychania w razie konieczności pozaregulaminowego opuszczania kopalni. Instruktaż wykorzystania aparatu ratowniczego: „Tu się zrywa wieczko z góry, potem z dołu – mocno pociągnąć!”. Plastikowy balonik wypełnia się powietrzem. W razie potrzeby jest zapas powietrza wystarczający na godzinę, jeśli uciekamy, a na sześć godzin, jeżeli spokojnie będziemy czekać na pomoc. Aparat ratunkowy waży 3,5 kg, akumulatorek z lampką – 1,5 kg. Obciążeni 5 kg wyposażenia czekamy na windę. 40 km/h w dół Pierwsza zmiana górników już zakończyła pracę. Ostatnim akordem zmiany jest odpalenie ładunków i wyrwanie z calizny kawałów urobku, w którym – niewidoczne dla oka – mieści się około 2% miedzi i jeszcze trochę srebra, mniej złota i innych pierwiastków. To skarby, które ustawiają nas na wysokim miejscu wśród światowych potęg przemysłu miedziowego. Z tablicy w sali kopalnianej wyczytałem, że nasze zasoby sytuują Polskę na trzecim miejscu pod względem zasobów po Chile i USA. Natomiast więcej miedzi od nas produkuje aż sześć państw. Krajowe złoża – dość bogate – ukryte są głęboko. Na razie polskie szyby mają niewiele ponad kilometr głębokości. W przyszłości będziemy musieli schodzić jeszcze głębiej, a tam czeka wiele utrudnień ze wzrastającą temperaturą na czele. Gdzie indziej miedź jest tuż pod powierzchnią i jej właściciele, wydobywając rudę tanio, dyktują ceny, a my musimy im dorównać. I jeszcze zarobić. Szef Polskiej Miedzi, prof. Stanisław Speczik, każdą wypowiedź zaczyna od podkreślenia, że sukcesy to efekt najwyższej sprawności zawodowej załogi – od kadry zarządzającej po górników na przodku. Dla innych miejsca w Zagłębiu nie ma. Winda kopalniana to trzypiętrowa klatka, w której na każdym poziomie mieści się 40 górników. Dziś winda jedzie prawie pusta, bo zmiana już jest na dole i przygotowuje sprzęt. Nasza dwunastka zajmuje zaledwie część jednego poziomu. Szybkość zjazdu można poznać po szumie w uszach. 12 m na sekundę, to – przeliczając na szybkości drogowe – ponad 43 km na godzinę. Droga w dół zabiera niespełna półtorej minuty. Tablica przy wyjściu z windy informuje, że znajdujemy się na głębokości 1050 m pod powierzchnią ziemi. To robi wrażenie. To – było, nie było – około 7 tys. schodów, czyli 350 pięter. Jak twierdzi inż. Czaja, można się przyzwyczaić. Opona warta tyle, ile samochód W pobliżu szybu jest parking dla samochodów podziemnego transportu. Terenowe landrowery zabierają po sześć osób. To jedyne samochody, które wytrzymują w tych warunkach 60 tys. km przebiegu. Na powierzchni mogłyby przejechać z 10 razy tyle, ale tu atmosfera jest przesycona solą i żaden metal nie wytrzyma długo. Wita nas sztygar zmianowy i w dwóch samochodach jedziemy na przodek. Kierowanie samochodem w tych warunkach wymaga umiejętności rajdowych. Lampy oświetlające korytarz zostają za nami, a ciemność przeszywają tylko reflektory samochodów i nasze lampki na hełmach. Autostrada – jak ją tu nazywają – poprzecinana jest poprzecznymi korytarzami. Dojazd do każdego skrzyżowania sygnalizuje się donośnym klaksonem. Jeżdżą szybko, ale bezawaryjnie. Na powolną jazdę szkoda czasu. Wyrobisko znajduje się już ponad 3 km od szybu. Mijamy korytarze boczne, w których widać ogromne bryły odwalone od ściany siłą wybuchu. To zadanie dla zmiany na dzisiejszy dzień. Na końcu trasy warsztaty. Koło sprzętu kręci się obsługa. Każda zmiana zaczyna pracę od przeglądu maszyn. W zasadzie są ich cztery rodzaje. Wbijające w podziemny sufit prawie dwumetrowe pręty stanowiące obudowę chodnika; borujące otwory, w które wkłada się materiał wybuchowy; maszyny ładujące urobek

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 48/2002

Kategorie: Kraj