W kolumbijskiej wojnie domowej walczy 11 tysięcy dzieci żołnierzy Angela wstąpiła do lewicowej partyzantki FARC w wieku 12 lat. Wkrótce potem musiała wypełnić barbarzyński rozkaz. – Miałam przyjaciółkę, Juanitę, która wpadła w kłopoty, bo za dużo spała. Byłyśmy przyjaciółkami w życiu cywilnym, a w obozie dzieliłam z nią namiot. Komendant powiedział: „To, że jest twoją przyjaciółką, nic nie znaczy. Popełniła błąd i musi zostać zabita”. Zamknęłam oczy i nacisnęłam spust, ale nie trafiłam. Strzeliłam więc drugi raz. Grób był już wykopany. Musiałam ją pogrzebać i przykryć śmieciami. Komendant rzekł: „Wykonałaś to dobrze, chociaż zaczęłaś płakać. Będziesz musiała to robić jeszcze wiele razy. Nauczysz się nie płakać”. Oscar został bojownikiem skrajnie prawicowych jednostek paramilitarnych AUC, walczących z kolumbijską partyzantką, również jako 12-latek. Poddano go szkoleniu, które obejmowało przyglądanie się torturom: – Widziałem kilku dowódców zadających ujętym guerilleros męczarnie. Coś takiego może trwać przez cały dzień. Możliwe jest wszystko. Jeńców palono, rozcinano ich ciała nożami lub piłą łańcuchową. Towarzysz broni Oscara, 17-letni Adolfo, sam musiał zostać katem. – Jak torturują? Wyrywają jeńcom paznokcie, oblewają ich twarze kwasem. Na przykład rozpaliłem ogień i włożyłem w płomienie metalowy pręt. Kiedy rozgrzał się do czerwoności, wbiłem go w pierś więźnia. Często bawiłem się rewolwerem… Byłem w mundurze, odłożyłem karabin i wziąłem rewolwer kalibru 38 od człowieka, który siedział obok. Wyjąłem z bębenka wszystkie pociski z wyjątkiem jednego. Przyłożyłem lufę do głowy jeńca i naciskałem spust tak długo, aż iglica natrafiła na pełną komorę. Kula wyrwała mu kawałek czaszki, ale go nie zabiła. Nie zamierzałem go zabić. Mogłem oblać partyzanta kwasem, ale nie mogłem go zabić. Takie były rozkazy. Idź i strzel do niego, ale nie z karabinu, który rozwali go na połowę. Zabijanie to test dla tego, kto chce zostać bojownikiem. Jeśli nie zabijesz jeńca, oni zabiją ciebie. Przyprowadzili do naszego obozu guerilleros pojmanych w Caquetá. Związali ich. Przyszedł człowiek z piłą łańcuchową i ciął ich kawałek po kawałku. Musiałem oglądać to dziesięć razy. To była część szkolenia. Powyższe wstrząsające relacje zostały zawarte w raporcie organizacji obrony praw człowieka Human Rights Watch. Pracownicy organizacji przeprowadzili rozmowy ze 112 byłymi nieletnimi żołnierzami z Kolumbii, którzy zdezerterowali lub zostali wzięci do niewoli i znajdują się obecnie pod ochroną rządu. Dokument liczy 150 stron i opatrzony jest znamiennym tytułem: „Nauczysz się nie płakać”. W Kolumbii od 39 lat szaleje niszczycielska wojna domowa. Lewicowi rebelianci z ugrupowania Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC) i mniejszej, prokubańskiej organizacji Narodowa Armia Wyzwolenia (ELN) usiłują obalić rząd w Bogocie. Z partyzantami walczą nie tylko żołnierze armii rządowej, ale także nielegalne prawicowe formacje paramilitarne AUC, swoiste szwadrony śmierci, niekiedy korzystające z dyskretnego wsparcia państwowych sił bezpieczeństwa. Bojownicy spod wszystkich sztandarów czerpią środki na swą działalność z produkcji narkotyków i handlu nimi. Po fiasku niezliczonych negocjacji prezydent Kolumbii, Alvaro Uribe, uznał, że trzeba rozwiązać problem siłą. Hojnie wspierany przez Stany Zjednoczone (1,3 mld dol. rocznie) polecił armii rozprawić się z rebeliantami. Ale komentatorzy są zgodni, że wojny domowej nie uda się zakończyć środkami militarnymi. Partyzanci mają wielu zwolenników w ubogim społeczeństwie, ponadto wielu „komendantów” przyzwyczaiło się do mordowania, plądrowania i życia z narkobiznesu. W tym południowoamerykańskim kraju wciąż więc leje się krew. Co roku ginie 4 tys. osób, zaś 3 tys. zostaje uprowadzonych. Partyzanci wysyłają przeciw policji „bomby końskie” (konie z przytroczonym ładunkiem wybuchowym) lub detonują prymitywne bomby z butli gazowych. Ostatnio wzięli się za niszczenie infrastruktury – wysadzają w powietrze rurociągi, mosty i linie wysokiego napięcia. Końca kolumbijskiego koszmaru nie widać. Najbardziej może cierpią dzieci, zmuszone do „zbrojnej walki za sprawę”. Jak twierdzi raport Human Rights Watch, w kolumbijskiej wojnie domowej walczy aż 11 tys. dzieci żołnierzy (dotychczas ONZ przyjmowała, że „tylko” 6 tys.). Z tego 80% w lewackich oddziałach partyzanckich, a 20% w bojówkach paramilitarnych. Ogółem młodociani bojownicy stanowią jedną czwartą ogółu członków
Tagi:
Jan Piaseczny









