Archiwum

Powrót na stronę główną
Kraj

Co zrobią z tą władzą?

Kaczyński kieruje, Kaczyński rządzi Zmiany, które będziecie wprowadzać, wzbudzą opór. Musicie go przełamać – to słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego, które padły podczas zaprzysiężenia rządu Jarosława Kaczyńskiego. Z kolei sam premier podczas pierwszej konferencji prasowej zapowiedział, że jego rząd będzie rządem przyspieszenia, i że trzeba zacząć budowę autostrad oraz 3 mln mieszkań. Tym samym powrócił do wyborczej obietnicy PiS. Czy ma szansę ją zrealizować? 3 mln mieszkań w ciągu ośmiu lat – to ponad tysiąc mieszkań oddawanych każdego dnia. Dla każdego jest więc oczywiste, że to nierealna obietnica. Dlaczegóż więc Kaczyński do niej wrócił? Te dwie wypowiedzi, które stały się lejtmotywem pierwszego dnia, układają się w pewną logiczną całość. Są jak dwie strony medalu. Mamy obietnicę w postaci mieszkań, w postaci wizji lepszej Polski. I alibi, wytłumaczenie, dlaczego się nie udaje – bo trzeba przełamywać opór. Więc żeby było dobrze, naród powinien poprzeć owo przełamywanie, bo przecież dokonuje się ono w słusznym celu. To cała filozofia rządzenia Kaczyńskich. Są przecież zbyt inteligentni, by obietnicę 3 mln mieszkań traktować serio. Ewidentnie traktują to jako sztandar w politycznej grze. Konkretem jest natomiast „przełamywanie oporu”.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Znów za rok matura

Bardzo państwa przepraszam, że chwilowo nie kontynuuję PAMIĘTNIKA IV RZEPY, ale szczerze mówiąc, czekam niecierpliwie na konkretną i nareszcie prawdziwą wiadomość, na co choruje nasz pan prezydent, bo jeżeli lekarze i rzecznik prasowy pałacu nie są w stanie postawić właściwej diagnozy, i to tydzień po chorobie, to zaczynam się naprawdę martwić o dalszy stan zdrowia naszej głowy państwa. Na dzień, że się wyrażę, dzisiejszy mamy informację, że się zatruł, że ma chorobę wieńcową, a w międzyczasie leczono go jeszcze na wrzody żołądka, i że w tym samym czasie jego starszy brat jest zdrowy jak rydz, co zaprzecza słynnej teorii, że nieszczęścia chodzą parami. Tak wygląda nasza teraźniejszość. Gorzej z przyszłością, i to za sprawą naszych przyszłych, mało wykształconych politycznych elit, przepraszam za słowo „elit”, lepsze będzie „kadr” – kadr, które zdrowo się przerzedziły na obecnej maturze. Co piąty młody obywatel nie zdał, pisząc np., że zna Żeromskiego z pamiętników o II wojnie światowej i że wójt i kilometr to są miary długości. A dlaczego tak jest? Według mnie, wszystko zaczęło się od Gierka, który niepotrzebnie zlikwidował licea pedagogiczne, będące bardzo dobrymi szkołami. Sam takie kończyłem. Przez pięć lat uczono nas, jak dawać sobie radę z dziećmi, prowadziliśmy zajęcia w szkole ćwiczeń, uczono nas stolarki,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Dom z kantami?

Naczelny architekt stolicy broni się przed zarzutami pomocy prywatnym deweloperom w robieniu interesów Ruszyły właśnie prace budowlane w ruinach Banku Polskiego przy ul. Bielańskiej w Warszawie, kierowcy musieli opuścić urządzony na tym terenie parking. Jeszcze nie do końca wiadomo, kiedy i jaki budynek tu powstanie. Ale właśnie powstanie (warszawskie) jest źródłem zażartych sporów, również politycznych, o tę działkę, oraz tajemniczych decyzji dotyczących jej losów. A także przyczyną pretensji do związanego z PiS Michała Borowskiego (naczelnego architekta i koordynatora stolicy, czyli faktycznego wiceprezydenta) o nadzwyczajne sprzyjanie dwóm inwestorom – belgijskiemu, który rozpoczął teraz budowę przy banku na Bielańskiej, i polskiemu, który na swej części działki postawił już budynek. W obronie Michała Borowskiego wystąpił Lech Kaczyński: – To przypomina „Dramat w trzech aktach”, kompletnie fałszywy atak na mojego brata i na mnie. Tutaj robiona jest wielka rozróba wokół sprawy, której po prostu nie ma – powiedział. Przeklinam ten dzień Ta „rozróba” ma swe korzenie w koncepcji, by właśnie przy pozostałościach Banku Polskiego, jednej z redut walczącej Warszawy, stanęło Muzeum Powstania Warszawskiego. – Dziś przeklinam dzień, w którym postanowiłem włączyć się w realizację tego pomysłu – mówi Antoni Feldon, prezes i główny właściciel spółki Reduta (drugim

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Naród nie nadąża za premierem

Tak musiało się stać. Premier Marcinkiewicz był tylko marionetką albo, jak kto woli, kukiełką w ręku Jarosława Kaczyńskiego. Miał szansę trwać na tej posadzie, tylko gdyby doszło do koalicji z PO albo jako bezpłciowy aparatczyk, niczym się niewyróżniający. Trudny do zapamiętania i nikomu niezagrażający. A że nie doszło do PO-PiS-u i na dodatek premier talentem aktorskim przerósł wszystkich konkurentów, to jego los był przesądzony. Marcinkiewicz, którego nawet we własnym obozie politycznym coraz częściej nazywano Obiecankiewiczem, odszedł z zaciśniętymi zębami i będzie czekał na swoją szansę. Odwołanie w takim momencie bardzo tę szansę zwiększa. Polityk z tak dużym poparciem i popularnością jest atrakcyjnym sztandarem. I dla opozycji wobec braci Kaczyńskich, jaka w PiS-ie już jest i będzie rosła w siłę. I dla PO, która bez jakiegoś porozumienia z częścią polityków PiS-u nigdy nie pozna smaku władzy. O możliwościach Marcinkiewicza najlepiej wiedzą ci, którzy odesłali go na ławkę rezerwowych. Czas pokaże, czy zostawią go na bliskim zapleczu i czy pozwolą mu powalczyć o prezydenturę Warszawy. Jeśli Marcinkiewicz mimo poniżającego trybu odwołania z funkcji premiera wykaże się lojalnością wobec Kaczyńskich, to takie szanse ma. Ktoś musi przecież zabezpieczyć byt tysiącom PiS-owskich urzędników, którzy obsiedli stołeczny ratusz i dzielnice Warszawy, ich rodzinom i znajomym. Marcinkiewicz gwarantuje też, że nikt nowy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wstyd pampersów

Niewesoła musi być sytuacja kadrowa springerowskiego „Dziennika”, skoro za felietonistę robi tam Igor Zalewski, znany bardziej odpornym na sen telewidzom z programu „Ciężka jazda Mazurka i Zalewskiego” (albo „Lekka jazda…”). Kto wytrwał przy telewizorze, mógł poznać ten bardzo, bardzo specyficzny humor Zalewskiego. Program zaistniał w wyniku kumoterskich decyzji kolegów Zalewskiego (służymy nazwiskami) i mimo uporczywej akcji reklamowej zszedł po cichu. Schodząc, nie obudził telewidzów. I to jest jego jedyna zaleta. Wydawać by się mogło, że ktoś tak bardzo pozbawiony talentu znajdzie sobie zajęcie poza mediami. Ale gdzież tam. Zalewski trafił do Niemca. Pampersi zawsze wiedzieli, gdzie stoi słoik z konfiturami. To wprost wyjątkowi smakosze słodkości. Nie zawracałbym głowy czytelnikom „Przeglądu” osobą Zalewskiego, gdyby nie toporna reakcja tego czołowego springerowskiego felietonisty na artykuł Roberta Walenciaka „Pajęczyna Wildsteina”. Walenciak prześledził losy środowiska pampersów z lat 90. i pokazał, jak skutecznie to środowisko rozprowadziło się w mediach w ostatnich miesiącach (TVP, PR, PAP). Zalewski wie, że pampersi fatalnie zapisali się w pamięci Polaków. Boli go przypominanie, kto z kim wówczas pracował i kto kogo dziś popiera. Chciałby tamte czasy wymazać ze swojej pamięci. Wyraźnie czegoś

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Eureka

TECHNOLOGIE Wraki przeciw huraganom Po huraganie Katrina władze amerykańskiego stanu Luizjana obawiają się podobnych klęsk żywiołowych. Politycy i naukowcy zamierzają więc zbudować u wybrzeży stalową barierę – zatopić na płytkich wodach stare zbiornikowce, okręty badawcze i frachtowce, o które będą się rozbijać fale. „Jesteśmy w tak rozpaczliwej sytuacji, że nie możemy kwitować podobnych projektów śmiechem”, mówi Paul Kemp z uniwersytetu stanowego. Politycy w Luizjanie liczą, że rząd w Waszyngtonie przekaże im w tym celu 125 dużych statków, przeznaczonych na złom. Senator z Luizjany, Walter Boasso, twierdzi, że można na wrakach posadzić drzewa, żeby wyglądały estetycznie, zagrożony huraganami stan nie może jednak długo czekać z realizacją tego projektu. INTERNET Panowie się przeceniają Badania amerykańskich naukowców pokazały, że mężczyźni zdecydowanie przeceniają swoje umiejętności w zakresie korzystania z internetu. Z kolei panie zazwyczaj mają o sobie zbyt niskie mniemanie. Naukowcy z Northwestern University wzięli pod lupę umiejętności ponad stu ochotników. Kobiety mówiły najczęściej o sobie, że są „dość wykwalifikowane” lub „niezbyt wykwalifikowane”. W tej samej grupie mężczyźni uznawali się za „bardzo wykwalifikowanych” lub przynajmniej „dość wykwalifikowanych”. Tymczasem, zdaniem naukowców, mimo tak różnej samooceny poziom wiedzy na temat internetu u obu płci jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Kogut bez jaj

Francuzi kochają ostatnio Chiny. Bo nie brzydzi ich, jak w Polsce, przymiotnik „komunistyczny”. Zachwyca ich stara kultura chińska, egzotyka i potęga Państwa Środka. Ta też nie budzi obaw, bo jest daleko. Francuzi kochają Chiny jak Rosję. Bo to kraj pełen smaków, a jednocześnie nierozpoznany, tajemniczy. Dowodem francuskiej miłości do Chin było niedawne powitanie prezydenta Hu Jintao w Paryżu. Wtedy nawet wieżę Eiffla udekorowano na czerwono. W kolorze miłym francuskiej lewicy, a w Azji Południowo-Wschodniej tradycyjnie uważanym za szczęśliwy. Aby obrzydzić Francuzom taką nieposkromioną miłość, popularny francuski liberalny pisarz polityczny, Guy Sorman, autor znanych w Polsce książek „Amerykańska rewolucja konserwatywna” czy „Rozwiązanie liberalne”, napisał pamflet na obecną czwartą potęgę gospodarczą świata. Powstał on w ciągu roku, w czasie licznych podróży autora do Chin, rozmów z osobami deklarującymi się jako opozycjoniści lub przez autora tak zakwalifikowanymi. Sorman, wchodząc do chińskiego lasu, wiele drzew obmacał. Ale istoty lasu nie dostrzegł lub nie chciał zobaczyć. Wszystko prawie, co tam ujrzał, usłyszał, poczuł, jest złe. Trudno znaleźć na 236 stronach pamfletu coś pozytywnego o zmianach zapoczątkowanych w 1978 r. przez Deng Xiaopinga. Chińczycy zwykli mawiać: Mao zjednoczył Chiny i pokazał, że jesteśmy jednym narodem, przywrócił

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Polska w rękach bigoterii

Takiego zalewu kłamstw, obłudy, jaki dziś obserwuję, nigdy wcześniej nie widziałem JÓZEF HEN – (ur. w 1923 r. w Warszawie) pisarz, publicysta, dramaturg, scenarzysta. W dzieciństwie współpracował z „Małym Przeglądem” Janusza Korczaka. We wrześniu 1939 r. przebywał w oblężonej Warszawie. Dalsze lata wojny spędził w ZSRR, do kraju wrócił jako żołnierz II Armii WP. Autor powieści i opowiadań o tematyce wojennej (m.in. „Kwiecień”, „Nikt nie woła”, „Krzyż Walecznych”, „Bokser i śmierć”) i historycznej (m.in. „Crimen”, „Królewskie sny”), a także powieści współczesnych (m.in. „Mgiełka”, „Milczące między nami”, „Odejście Afrodyty”) oraz biografii („Ja, Michał z Montaigne”, „Błazen – wielki mąż” i „Mój przyjaciel król. Opowieść o Stanisławie Auguście Poniatowskim”). Szczególną pozycję stanowią trzy tomy notatek i refleksji „Nie boję się bezsennych nocy”. Niedawno ukazała się najnowsza książka pisarza – „Bruliony Profesora T.”. – O czym tak naprawdę jest pana najnowsza książka „Bruliony Profesora T.”? O nieuchronności Zła? O klęsce nadziei na lepszą przyszłość? O przeszłości, w której lepiej widać współczesność? A może po prostu o miłości? – Niedawno przeczytałem swoje notatki z „Gry oczu”, pamiętników Eliasa Canettiego, który opowiadał o tym, jak dał rękopis swojej powieści Hermanowi Brochowi. I Broch zapytał: co pan właściwie chciał przez to powiedzieć?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Kaganiec dla prasy

W czasie wojny z terroryzmem rząd USA walczy także z własnymi mediami Administracja USA rozpoczęła kampanię zastraszania niepokornych mediów, najbardziej intensywną od czasów wojny wietnamskiej. Rząd prowadzi dżihad przeciwko prasie – napisał felietonista tygodnika „Nation”, Robert Scheer. Zdaniem komentatorów, dla niezależnych środków masowego przekazu w Stanach nadeszły mroczne dni. Pod ogniem znalazł się przede wszystkim „New York Times”. Ten wpływowy dziennik już w grudniu ub.r. rozsierdził Biały Dom, gdy poinformował o gigantycznej akcji kontroli łączności telefonicznej i internetowej w ramach „wojny z terroryzmem”, prowadzonej potajemnie przez rząd. Za artykuły na ten temat dziennikarze „NYT” otrzymali nagrodę Pulitzera, co oczywiście doprowadziło pretorianów prezydenta Busha do białej gorączki. Wielu ekspertów uważa, że podejmując zakrojoną na szeroką skalę operację podsłuchową, administracja złamała konstytucję USA. Kiedy w kwietniu „Washington Post” opublikował rewelacje o „tajnych więzieniach”, utrzymywanych przez CIA w innych krajach, wściekłość ekipy Busha osiągnęła masę krytyczną. Analityczka Centralnej Agencji Wywiadowczej, która rozmawiała z dziennikarzami waszyngtońskiej gazety, natychmiast straciła pracę. Potem szukano już tylko pretekstu do uderzenia w media. Kiedy rozeszły się wieści, że „New York Times” zamierza napisać o tajnym programie kontroli

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Głowy państwa

Wreszcie obnażył się tropiony od dawna układ. Liczące się gazety zgodnie o nim pisały i równie zgodnie, co nieczęsto się zdarza, obśmiały. Jest to prezydencki układ trawienny, który ożywił ospałych z upału felietonistów, zasilił sezon ogórkowy, ale też wpłynął na sprawy kraju jak żaden inny z domniemanych układów. Nie pisałam przez ostatnie tygodnie felietonów do ulubionego tygodnika, ponieważ mój układ odpornościowy źle reagował na przekazy telewizyjne. Straciłam odporność na widok dwojaczków. Kaczyniaków, jak mówi się na Targówku, oraz ich przybocznego Gosiewskiego, który podobno przechwalał się po kielichu, że zostanie formalnym wicepremierem, a tak naprawdę będzie nieformalnym premierem, w co chętnie wierzę, bo dopasowany jest do braci pod każdym względem. Będzie rządził, bo Jarek Kaczyniak ma ważniejsze zadania geopartyjne i geopolityczne. Musi wszak globalnie, a jednocześnie jednoosobowo kierować partią. Jako prezes PiS-u kierował będzie z tylnego siedzenia samochodu partią, równocześnie zaś, trzymając dłonie na kierownicy, jako nowy premier pokieruje całym krajem. To nadludzkie zadanie, przy krótkich rączkach sięgać kierownicy, być prezesem, premierem będąc. Choć takie przypadki w historii najnowszej już były. Nazywało się to cała władza w ręku rad. Dwojaczków jednak w całej historii nie było. To ewenement godny poszukiwań w IPN-ie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.