Archiwum

Powrót na stronę główną
Kraj

Olimpiada Wiedzy o Unii Europejskiej

W dniach 7-8 marca 2009 r. w Pułtusku, na Wydziale Nauk Politycznych Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora odbył się finał VII edycji ogólnopolskiej Olimpiady Wiedzy o Unii Europejskiej. Tegoroczna edycja została zorganizowana pod hasłem „Swobody rynku wewnętrznego Wspólnoty Europejskiej”. W finale wzięło udział 98 zawodników wyłonionych w drodze eliminacji szkolnych i okręgowych z grona 5,5 tys. uczniów szkół ponadgimnazjalnych z całej Polski. Laur zwycięzcy tegorocznych zmagań przypadł Tomaszowi Klemtowi, uczniowi Zespołu Szkół Ogólnokształcących im. Ireny Sendler w Skwierzynie. Cele olimpiady to rozbudzenie zainteresowań uczniów problematyką integracji kontynentu, a także życiem społecznym, politycznym oraz gospodarczym kraju i świata. Zamierzeniem organizatorów jest włączenie się w proces upowszechniania wiedzy o integracji europejskiej, o sukcesach, jakie do tej pory udało się w tym zakresie osiągnąć, a także pokazywanie barier zagrażających idei jedności Europy. Program olimpiady został skonstruowany tak, by mógł uczyć politycznego myślenia, tj. świadomej, niepotocznej refleksji nad polityką i życiem politycznym. Laureaci i finaliści Olimpiady Wiedzy o Unii Europejskiej są zwolnieni z egzaminu maturalnego z przedmiotu wiedza o społeczeństwie. Ponadto, zgodnie z uchwałami senatów uczelni wyższych, są uprawnieni do otrzymania indeksów na wybrane kierunki. Najlepsza dwudziestka olimpijczyków została uhonorowana licznymi nagrodami rzeczowymi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Pryszcz lustracyjny

Włodzimierz Odojewski przekonał się, że moda na IPN-owskie opluwanie nie ma końca Niejeden już przekonał się, że dzika, żywiołowo prowadzona polska lustracja i szperanie w aktach byłej Służby Bezpieczeństwa z pomocą fanatyków z Instytutu Pamięci Narodowej przynosi mnóstwo szkód. Niszczy się autorytety, zadaje cierpienia poszkodowanym przez dawny system, a w rezultacie powstałego zamieszania fałszuje obraz naszej najnowszej historii. A ponoć autorom lustracji chodziło o coś przeciwnego, o prawdę historyczną i oczyszczenie… Ostatnio pryszcz lustracji dokuczył znakomitemu pisarzowi Włodzimierzowi Odojewskiemu. Niby wysokiej pozycji w literaturze mu nie odebrał, ale zaufanie czytelników zostało nadszarpnięte. Ci zaś, którzy książek w ogóle nie czytają, a historię widzą w sposób uproszczony, mają jeszcze jeden dowód, „jak system niszczył naród, a donosiciele się bogacili”. Artykuł Krzysztofa Masłonia „Kryptonim ťWOŤ”, który ukazał się w „Rzeczpospolitej” w grudniu ub.r., zaczyna się zdaniem: „Pisarz Włodzimierz Odojewski był w latach 60. tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa – ustaliła na podstawie archiwów Instytutu Pamięci Narodowej Joanna Siedlecka”. Właściwie reszty można nie cytować, bo przyzwyczailiśmy się już do sensacji tego typu. Można jedynie westchnąć: I jego też dopadli! Włodzimierz Odojewski ma dziś 79 lat. Od 1971 r. mieszka poza krajem, do Polski przyjeżdża

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

No to się dzieje… Minister Sikorski i premier Tusk uznali panią Fotygę za osobę wybitną i chcą ją wysłać do Nowego Jorku, żeby była tam ambasadorem przy ONZ. Pisaliśmy już o tym zresztą wiele tygodni temu, więc dorzućmy do tej informacji tylko dwie uwagi. Po pierwsze, jeżeli pani Fotyga jest taka wspaniała, to dlaczego prezydent Kaczyński nie chce zatrzymać jej w swojej kancelarii? Była przecież jej szefem. Dlaczego więc się jej pozbył? A teraz wypycha do Nowego Jorku? To co, MSZ to śmietnik? Po drugie, powiedzmy sobie szczerze – minister Sikorski frymarczy publicznymi stanowiskami i publicznym pieniądzem. Wie, że pani Fotyga do ONZ się nie nadaje, że będzie wstyd, ale ją wysyła. Mili Platformie komentatorzy nazywają to dealem z Kaczyńskim, i mówią, że w zamian prezydent będzie popierał Sikorskiego w staraniach o stanowisko przewodniczącego NATO. Mój ty Boże! To co – gdyby Fotyga nie dostała stołka, toby nie popierał? To taki patriota? A poza tym, panowie, szklanka zimniej wody – jakie szanse ma Sikorski w tym wyścigu? A kogóż na świecie obchodzi poparcie Lecha Kaczyńskiego? Na fali Fotygowego sukcesu pojawiły się już kolejne pomysły wysłania innych PiS-owskich gwiazd. I tak np. lansowany jest jako kandydat na ambasadora do Kijowa Paweł Kowal, który był u Fotygi wiceministrem. To był

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Dlaczego za dużo lewic?

Specyfika wyborów do europarlamentu zwiększa prawdopodobieństwo uzyskania mandatów przez obie listy lewicowe Decyzja Rady Krajowej SLD o samodzielnym starcie wyborczym pod szyldem Sojuszu Lewicy Demokratycznej jest ryzykowną grą polityczną. Jednak często wskazuje się błędne przyczyny owego ryzyka. Nie jest tak, że „w tych wyborach 5-procentowy próg wyborczy jest tylko formalny. Aby wprowadzić swoich kandydatów do PE, trzeba przy obowiązującej ordynacji zdobyć ponad 10% poparcia” (Janina Paradowska „Za dużo lewic”, „Polityka” nr 9/2009). Jest zupełnie inaczej. Ordynacja wyborcza do PE przydziela partiom mandaty na podstawie ich ogólnopolskiego wyniku. To znaczy, że cały kraj stanowi jeden duży, 50-mandatowy okręg, w którym realny próg wyborczy odpowiada formalnemu. Praktycznie każda partia, która uzyska ponad 5% głosów w skali kraju, otrzyma mandat, a tak duży okręg wyborczy, niespotykany w żadnych innych polskich elekcjach, skutkuje wysoką proporcjonalnością wyniku. To znaczy, że jeśli partia zdobędzie 10% głosów, może liczyć na otrzymanie 10% mandatów. Np. w wyborach do PE w 2004 r. PSL uzyskało 6,3% głosów i 7,4% mandatów, PiS 12,7% głosów i 12,9% mandatów, UW 7,3% głosów i 7,4% mandatów. Podobne rezultaty otrzymamy w wyniku symulacji wyniku innych wyborów w warunkach ordynacji do PE. Przykładowo,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Człowiek spoza układów

Prof. Messner uważał, że aparat partyjny myśli schematycznie i oprócz przeciwnika mamy głupców we własnych szeregach Do polityki – jak twierdzi – przywiał go wiatr z Gdańska w pamiętnym Sierpniu 1980 r., wywiała z niej gorączka 1988 r., kiedy to już wiadomo było, że dotychczasowy niedemokratyczny system ustrojowy, oparty na kierowniczej roli partii i społecznej własności środków produkcji, przechodzi do historii. Postanowiliśmy sprawdzić: co skłoniło Profesora, z utrwaloną wcześniej pozycją naukową i szacunkiem w środowisku akademickim, do zajęcia się polityką? Jak wspomina swój udział w próbach reformowania systemu gospodarczego, zakończony dymisją jego rządu w 1988 r.? Wreszcie czym zajmuje się dziś 80-letni, dla niektórych kontrowersyjny polityk, który odchodząc, rzucił w twarz posłom: „Rząd odchodzi, problemy pozostają”? Między Warszawą a Katowicami Ulica Górnośląska 5 w Warszawie, siedziba najstarszej i największej organizacji skupiającej przedstawicieli środowiska zawodowego związanego z rachunkowością i finansami – Stowarzyszenia Księgowych w Polsce, zrzeszającego ok. 30 tys. członków. Prezesem tego stowarzyszenia z ponadstuletnią tradycją został w 2003 r. prof. Zbigniew Messner, uznany specjalista rachunkowości, autor licznych prac i książek przede wszystkim z zakresu wykorzystania informacji ekonomicznej w zarządzaniu i rachunkowości, które ciągle są w obiegu. Jest też przewodniczącym 15-osobowej Komisji Egzaminacyjnej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Legia – ojczyzna nasza

Rocznie do Legii Cudzoziemskiej zgłasza się 8-10 tysięcy kandydatów. Legionistami zostaje 850 Francuski król Ludwik Filip nie należy do wielkich monarchów tego kraju. Historycy oceniają go dość jednoznacznie jako drobnego intryganta i miernego polityka. W ciągu swego panowania zrobił jednak przynajmniej jedną dobrą rzecz – powołał Legię Cudzoziemską. Zarówno w latach 30. XIX stulecia, tj. wtedy, kiedy została powołana, jak i obecnie, Legia okazała się bardzo skutecznym instrumentem polityki. Ludwik Filip działał oczywiście pod wpływem potrzeb swojego czasu. W jego epoce, kiedy to Francja stawała się schronieniem dla wielu przegranych rewolucjonistów, powstańców – także polskich, a czasem i zwykłych awanturników, zorganizowanie formacji wojskowej, która przygarnęłaby te elementy, było rozwiązaniem wręcz kapitalnym. Jednostki Legii Cudzoziemskiej kierowano przede wszystkim do kolonii francuskich. Żołnierze tej formacji umieli przywrócić ład i porządek, najczęściej za cenę śmierci, ale takie już są prawidła wojny. Azyl dla przestępców Do Legii przyjmowano w zasadzie wszystkich cudzoziemców. Wymagano tylko jednej umiejętności – walki bez względu na sytuację i położenie. Utarło się też, że przymykano oczy na wszystkie przestępstwa, nawet te najcięższe, popełnione poza terytorium Francji. Natomiast co do czynów popełnionych na terenie państwa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Latarniczki

W Polsce są tylko dwie takie kobiety. Dbają o to, by ci, co na morzu, wrócili bezpiecznie do domu Koniec świata – dopisał ktoś pod nazwą miejscowości na zielonej tablicy informacyjnej przy wjeździe do Stilo, wsi, w której znajduje się jedna z 16 latarni morskich na polskim wybrzeżu. Oprócz niej kilka domów i nieczynny poza sezonem nieduży bar. Sama latarnia stoi na wzgórzu, 350 m za wsią, w głębi sosnowego lasu. Jedzie się pod górę, mijając po prawej stronie ruchomą wydmę. Tą drogą Weronika Łozicka, latarnik w Latarni Morskiej w Stilo, dojeżdża codziennie do pracy. Mieszka w oddalonym o 5 km Sasinie. Do latarni jeździ na rowerze. Oświadczyny na wysokości W środku lasu wokół czarno-biało-czerwonej latarni w kształcie stożka jest cicho i pusto. Obok budynku latarni stoi maszynownia, w której znajduje się dyżurka. Wewnątrz agregat, podłączone radio UKF, słoiki z jedzeniem i… kot Felek. – Czy nie jest mi smutno samej? Nie. Z kotem rozmawiam – mówi Łozicka. – To jest choroba latarników to gadanie do kota. Karmię też gołębie, mam tu oswojoną lisicę, pod latarnię przychodzi zając. W sezonie, od maja do września, Łozicka nie czuje samotności, bo do Stilo przyjeżdżają turyści. – Przychodzą obejrzeć latarnię. Gdy mnie widzą,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Kat i ofiara

Kazimierz Moczarski i Józef Światło. Choć autorzy ich biografii, Anna Machcewicz i Andrzej Paczkowski, nie podają, że Moczarski mógł osobiście zetknąć się z płk. Światłą, to jednego i drugiego wiele łączy. Aczkolwiek to słowo nie jest dobre, lepiej byłoby napisać: dzieli, a konkretnie: dzieli mur więzienny. W latach stalinowskich Światło był wicedyrektorem X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, Kazimierz Moczarski z wyrokiem śmierci był więziony i torturowany przez ludzi pokroju tego pierwszego. Kiedy Światło robił wiele, by tacy jak Moczarski znaleźli się za murami nie tylko mokotowskiego więzienia, ten drugi musiał dokonywać nadludzkich wysiłków, by wytrzymać wyszukane tortury, zachować twarz i nie sprzeniewierzyć się sobie ani wyznawanym ideałom. Monografie prezentują dwie różne osobowości. Moczarski, zanim znalazł się za murami, był przedwojennym studentem prawa UW i szkoły dziennikarskiej, żołnierzem AK mającym za sobą nie tylko pracę w Biurze Informacji i Propagandy, lecz także udział w akcjach bojowych i powstaniu warszawskim. Światło (Izak Fleischfarb), choć lubił czytać, edukację skończył na poziomie podstawowym, przed wojną związał się z komunistami, w jej trakcie znalazł się w szeregach LWP, by po wojnie szybko piąć się w górę w organach bezpieczeństwa. Brał udział m.in. w aresztowaniach Władysława Gomułki, Mariana Spychalskiego, Michała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wódko, ratuj!

Skąd brać pieniądze na zapchanie dziury budżetowej? Od tych, którzy je mają Nasza gospodarka jest szóstą bądź siódmą gospodarką Unii Europejskiej, jest gospodarką liczącą się – dowodziła 8 października 2008 r. z sejmowej trybuny wiceminister finansów Katarzyna Zajdel-Kurowska. I zapewniała solennie wybrańców narodu: – W chwili obecnej nie ma żadnego ryzyka wskazującego na to, że kryzys finansowy dotknie polskie banki. W stenogramie sejmowym błysnęło słowo „oklaski”. Jeszcze niedawno premier Tusk, minister finansów Rostowski oraz rodzimi niezależni eksperci zapewniali nas, że „fundamenty mamy zdrowe”. Naród jednak odkrył, że złoty stracił procentowo wobec dolara i euro więcej niż ukraińska hrywna, a na giełdzie dominują kolejne „czarne” poniedziałki, środy i piątki. Potem wybuchła afera z opcjami walutowymi. Bezrobocie zaczęło rosnąć. W końcu premier ogłosił, że jednak kryzys jest, i to ciężki. 19 lutego br. w Sejmie odbyła się mocno spóźniona debata na ten temat, która szybko zmieniła się w farsę. Telewidzowie zapamiętali ministra Rostowskiego, który porzucił swe nienaganne maniery angielskiego dżentelmena, by grubym słowem rugać ekspremiera Kaczyńskiego za nieobecność, gdy on przemawia. Jednak rząd musi działać. Zwłaszcza gdy dobierają mu się do skóry takie tuzy jak były minister finansów Mirosław Gronicki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kryzys made in USA

Jak niewiarygodnie kosztowna wojna w Iraku doprowadziła świat do gospodarczej zapaści Świat pogrąża się w gospodarczym kryzysie, najostrzejszym od czasu wielkiej depresji lat 30. XX w. Noblista Joseph Stiglitz twierdzi, że ta globalna zapaść ekonomiczna jest pod wieloma względami made in USA. To Ameryka eksportowała na cały świat swe „zgniłe” hipoteki jako dobrze zabezpieczone majątkiem trwałym papiery wartościowe. Ameryka eksportowała swoją filozofię od wszelkich regulacji wolnego rynku, którą obecnie nawet jej arcykapłan Alan Greenspan uważa za błąd. Ameryka eksportowała swą nieodpowiedzialną kulturę przedsiębiorczości, te mętne opcje giełdowe, wprost zachęcające do nadużyć przy księgowaniu, które stały się jedną z przyczyn obecnej katastrofy. Wreszcie Stany Zjednoczone urządziły globalny eksport swej rodzimej recesji – podkreśla Stiglitz, laureat Nagrody Nobla z dziedziny ekonomii. Ale kamieniem, który poruszył lawinę, ciosem łaski dla dławiącej się gospodarki USA, stała się inwazja na Irak. Koszty tej wojennej awantury okazały się gigantyczne. Według ekspertów gospodarczych Kongresu Stanów Zjednoczonych operacja w Iraku kosztuje 400 mln dol. dziennie, niemal 5 tys. dol. na sekundę. Nie może to pozostać bez wpływu na światową ekonomię, staczającą się w bagno

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.