Archiwum

Powrót na stronę główną
Od czytelników

Jak Prawo i Sprawiedliwość zapewnia wolność badań historycznych

Jeszcze raz rządząca siła wymanewrowała opinię publiczną w kraju. Chodzi o nowelizację ustawy o IPN. Jej zamordystyczne intencje wzbudziły nie tylko zainteresowanie za granicą, lecz także oburzenie. Na szczęście dla naszego „suwerena” przede wszystkim w Izraelu, dzięki czemu nastąpiło

Aktualne Przebłyski

Tak przeprasza Jastrzębowski

Przesuwanie granicy głupoty i oszukiwanie ludzi to stałe zajęcie „Super Expressu”. Teresa Królikowska, kolejna ofiara tego produktu, po wygranym procesie sądowym (raptem dwa i pół roku od zamieszczenia paszkwilu) została przeproszona w tak kuriozalny sposób. Nie ma bata na Sławomira Jastrzębowskiego. Może kogoś sponiewierać, a na koniec obśmiać.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Co jemy na pewno?

Wyprodukowanie parówek bez jakiegokolwiek mięsa nie stanowi dziś problemu Prof. Stanisław Kowalczyk – ekspert ze Szkoły Głównej Handlowej i Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej Na czym polega fałszowanie żywności? – Punktem odniesienia w badaniu fałszerstw żywności jest tzw. deklaracja producenta. Każdy producent w Unii Europejskiej w zależności od rodzaju wytwarzanej żywności ma trzy możliwości zastosowania deklaracji. Pierwsza – chce, by jego produkt był zgodny z normami unijnymi, zresztą kiedy produkuje np. masło, inaczej nie może zrobić, bo istnieje unijna norma na masło. Druga – chce, by jego produkt był zgodny z normą krajową, ponieważ normami unijnymi nie jest objęta cała żywność. Dotyczy to np. miodu, dla którego polskie przepisy precyzują poszczególne parametry. Wreszcie, gdy na dany produkt nie ma ani norm unijnych, ani krajowych, producent sam tworzy normę, według której będzie wytwarzać produkt żywnościowy. Takie obowiązki mają producenci m.in. przetworów mięsnych i pieczywa. Sami deklarują, czym są ich produkty, jak są wytwarzane, ale muszą później przestrzegać tych deklaracji. Kontrole zawsze będą się odnosić do oświadczenia producenta. Kontrolerzy pytają o kartę wyrobu, na której są podane skład i nazwa. Czytaj i jedz Kontrola sprawdza więc dokumenty. – Nie tylko. Kontrolerzy sprawdzają dokumenty, ale pobierają

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

O Piechu, który przekazał klucz Matce Boskiej

Trudno w tę historię uwierzyć, ale przecież organ o. Rydzyka nie kłamie. Siemianowice Śląskie mają prezydenta, który zawierzył miasto Niepokalanemu Sercu Maryi. Rafał Piech zrobił to osobiście 15 grudnia 2015 r. Stało się to – jak opowiada Piech – „o godzinie 12.00, kiedy – jak mówiła Maryja – Niebo jest najwyżej i najwięcej można uprosić”. Piech zlecił wykonanie specjalnego klucza do bram miasta i po mszy przekazał go Matce Najświętszej. Nie jest pierwszym, który łączy politykę z dewocją. Ale jemu pierwszemu Maryja szybko odpowiedziała. I to jak! Uratowała szpital miejski. Może po to, żeby prezydent Piech mógł dostać szybką pomoc.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Kraj

Usłyszeli wołanie o pomoc

Fundacja im. Hanki Bożyk po raz ósmy nagrodziła bohaterów, którzy uratowali ludzkie życie Usłyszeli ciche wołanie o pomoc i nie przeszli obojętnie. Takie motto towarzyszyło uroczystości wręczenia nagród Fundacji im. Hanki Bożyk „Pogotowie Ratunkowe – dlaczego nie zdążyło” osobom, które uratowały życie innym, często ryzykując własnym. Takie wołanie, a właściwie cichy jęk, usłyszał st. kpt. Paweł Kasperek z Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie, który 24 maja zeszłego roku jako jeden z pierwszych wszedł do zawalonej trzypiętrowej kamienicy przy ul. Lubartowskiej 45 w Lublinie. Odnalazł tam mężczyznę przygniecionego elementami konstrukcyjnymi budynku i przysypanego gruzem. Strażak zaczął ostrożnie usuwać gruz z mężczyzny, podawał mu tlen i podtrzymywał na duchu. Nie zważając na to, że dookoła wciąż spadał gruz, pozostał przy rannym aż do momentu, gdy poszkodowanego ewakuowano z miejsca katastrofy. Robert Roda i Kamil Sylka z Ochotniczej Straży Pożarnej w Sulęczynie wezwanie na pomoc dostali przez radiotelefon. W lesie nad jeziorem Mausz szalał sierpniowy huragan, drzewa łamały się jak zapałki. Najpierw chcieli wjechać do lasu ciężkim samochodem, a gdy okazało się to niemożliwe, wzięli piłę spalinową i zaczęli się przedzierać przez powalone drzewa. Po kilku godzinach dotarli do zniszczonego przez wichurę domku, gdzie znaleźli starszego mężczyznę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Psychologia

Kłamstwa erotyczne

Temat seksu po prostu budzi kłamcę w każdym z nas Felietonista Gene Weingarten sporządził kiedyś listę najczęściej wypowiadanych kłamstw między mężczyznami a kobietami, a mianowicie: Kocham cię. Było cudownie. Boli mnie głowa. Kupuję „Playboya” dla artykułów. Nie, nie stracę po tym do ciebie szacunku. Jestem dziewicą. Nie jestem dziewicą. Po prostu potrzebuję trochę przestrzeni. Jest w sam raz – ani za mały, ani za duży. Są w sam raz – ani za małe, ani za duże. Jestem w trakcie rozwodu. Nie chodzi mi o seks, tylko o bliskość. Wcale na nią nie patrzyłem. Wcale z nim nie flirtowałam. Zadzwonię do ciebie jutro. Musiałem pracować do późna. Nigdy wcześniej nie czułam się z nikim tak swobodnie, żeby się na to odważyć. Ona nic dla mnie nie znaczy. Ładne spodnie. Oczywiście, że są prawdziwe. Nie chodzi o ciebie – to ze mną jest coś nie tak. Zwykle nie bywam w takich miejscach. Tak, tak, o, taaak. Mężczyźni i kobiety zachowują największe kłamstwa dla osób przeciwnej płci. Większość z nich dotyczy seksu. Ten temat po prostu budzi kłamcę w każdym z nas. Amerykanie z tak dużą wyrozumiałością przyjęli kłamstwa Billa Clintona na temat seksu z Monicą Lewinsky m.in. dlatego, że sami nie mają w tej kwestii czystego sumienia. Jak powiedział Jerry Seinfeld

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Różaniec z wodotryskiem

Polskie dewocjonalia idą z duchem czasów Zalecenie Jezusa: „Gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu” (Mt 6,6) kompletnie traci aktualność w dzisiejszej Polsce. Okazuje się bowiem, że aby stawić się przed obliczem Najwyższego w sposób odpowiedzialny, potrzebujemy tysięcy gadżetów. Głośno było niedawno w mediach o Jezusku pluszaku, a przecież to tylko skromny przejaw rewolucji, jaka na naszych oczach dokonuje się na rynku dewocjonaliów. Na szczęście większość z nich sklepy internetowe i konwencjonalne oferują w pełnym wyborze, w promocji i z wysyłką. Zaczynamy od dewocjonaliów najprostszych. Zwykły różaniec stał się przeżytkiem. Furorę robi jego wersja hybrydowa: „mega różaniec” w pakiecie z „mini-wersją tajemnic różańcowych”. Dla osób pobożnych nocą sklepy mają różaniec fluorescencyjny (3 zł, „cena poświęcenia wliczona”), który – jak wyjaśniają sprzedawcy – „świeci w nocy na sznurku” (cokolwiek to znaczy). Różaniec może być też „silikonowy na rękę w kolorze niebieskim lub żółtym” (obwód ok. 21 cm, koszt – 3,90 zł). Gdy do tradycyjnych paciorków dodać obrazek Jezusa Miłosiernego, różaniec nie jest już zwykłym różańcem, lecz miserikordyną, „lekiem duchowym, który sprawia, że dusza otrzymuje miłosierdzie”. Miserikordyna ma także wersję

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy od czytelników nr 7/2018

To nie byli żołnierze Prof. Bronisław Łagowski w felietonie „Polski prawy sektor” (PRZEGLĄD nr 6) wspomina o „żołnierzach wyklętych”. Przede wszystkim należy z całą konsekwencją i stanowczością podkreślać, że to nie byli żołnierze. Nie podlegali żadnemu naczelnemu dowództwu i nie służyli w żadnej armii ani żadnemu państwu czy rządowi. „Wyklęci” byli potępiani nawet przez rząd londyński i opozycję antykomunistyczną w kraju. To była zwykła rebelia oparta przede wszystkim na nacjonalistach z NSZ (również zresztą niepodporządkowanych polskiej władzy), która dążyła do eskalacji wojny domowej w Polsce i z wytęsknieniem oczekiwała III wojny światowej. A ta do reszty zrujnowałaby Polskę i doprowadziła naród polski do totalnej zagłady. Gloryfikacja tego typu ludzi jest podkopywaniem autorytetu państwa jako organu władzy. Wygląda bowiem na to, że w Polsce, jeśli rząd się nie podoba, można sobie stworzyć „leśną armię”, przyczepić ryngraf z Matką Boską i przejść do historii w glorii bohaterów walczących o tę jedyną prawdziwą ojczyznę. I to jeszcze metodą bratobójczych walk. Wystarczy spojrzeć tylko na skalę ofiar. „Wyklęci” wcale nie walczyli z Sowietami, których zginęło niespełna tysiąc, w tym wielu przypadkowych żołnierzy Armii Czerwonej wracających z frontu, a nie funkcjonariuszy NKWD. Natomiast w tej bratobójczej wojnie domowej zginęło przeszło 40 tys. Polaków. Darek Znojek Cisi bohaterowie odbudowy Warszawy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Majaki Ziemkiewicza

O wygłupach Papy Bredzia można by tu pisać na okrągło. Bo napalony na karierę Rafał Ziemkiewicz smrodzi na okrągło. Całą dobę. Za ciężką kasę. Kombajnista prawicy. Czy jest choć jedno medium żerujące na spółkach skarbu państwa bez Ziemkiewicza na liście płac? Zaśmiecamy sobie tę rubrykę, bo Bredzio Ziemkiewicz w „Do Rzeczy” (czołówka w dojeniu państwowych spółek) obrażał Wilhelma Szewczyka. Bredzia raduje, że Ślązacy zamiast placu Wilhelma Szewczyka będą mieli plac Kaczyńskich. Ma też inny powód do radości. Spółki płacą. Konto rośnie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Obawy i nadzieje nowych mieszczan

Liczące 2 tys. mieszkańców Sanniki nieoczekiwanie zostały miastem W Nowy Rok fajerwerki rozświetliły niebo nad magistratem. Elity świętują, ludność urąga władzy. Ma wyrosnąć starówka, której nigdy tu nie było. Na razie w Sannikach na plac przyszłej budowy szyderczo wołają „pastwisko”. – To był mój pomysł i tylko mój. Status miasta pozwala sięgnąć po dodatkowe środki unijne, przede wszystkim na rewitalizację miast – chełpi się burmistrz Gabriel Wieczorek. Rozebrał straszące w centrum osady czworaki, gdzie przez 100 lat kolejno gnieździli się parobkowie, robotnicy cukrowni, pracownicy PGR, a ostatnio 35 rodzin wymagających wsparcia opieki społecznej. Wywędrowały do nowo oddanych lokali socjalnych w Sannikach. Pozostała rozległa, prawie kwadratowa parcela. Ma się na niej zmieścić rynek okolony kolorowymi kamieniczkami. Partery zatętnią życiem: pierwsza w osadzie kawiarnia, sklepiki tych, co obecnie handlują w blaszanych budach, słowem: barwne miejsce spotkań, ocenia burmistrz. – Zainwestowane pieniądze publiczne przyciągają kapitał prywatny. W dwa lata musimy przygotować plan zagospodarowania przestrzennego, za trzy-cztery będzie efekt. – O, już jest lepiej: podatki wzrosły. Choć to mój grunt i budynek, podatek od nieruchomości wzrósł o 500 zł – zżyma się właściciel sklepu spożywczo-monopolowego. –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.