Archiwum

Powrót na stronę główną
Opinie

Dość mitu „spraw światopoglądowych”!

„Sprawy światopoglądowe” to termin wytrych, używany przez tych polityków, którzy za wszelką cenę chcą obronić własną, wsteczną wizję społeczeństwa i państwa W konserwatyzmie niczym w soczewce skupia się polityczne dążenie do kontrolowania jednostek. Politycy konserwatywni są tą siłą i tym kolektywnym podmiotem polityki, który wykazuje wyraźną tendencję do ograniczania ludzkiego wyboru – bo uważają, że to oni i tylko oni mają rację, rację wynikającą z ich politycznych zapatrywań i ideologii. Słabe to jednak uzasadnienie działań w obliczu dynamicznych przekształceń społeczeństw, w tym polskiego, i intensyfikującego się dążenia ludzi do samodecydowania. Konserwatyści, zarówno politycy, jak i ich wyborcy, zamykają oczy na realne potrzeby, aspiracje i dążenia całych rzesz współobywateli. W tradycjonalistycznym – cokolwiek by to znaczyło – oglądzie rzeczy nie mieści się akceptacja prawa do indywidualnie dokonanego wyboru drogi życiowej. W centrum praktycznej, realnej etyki konserwatyzmu, ujawniającej się poprzez działanie polityczne, znajduje się więc nade wszystko ograniczanie innych. Bo jak inaczej konserwatyści mieliby utrzymać, obronić swoją tradycjonalistyczną wizję świata i realizować zbudowaną na niej koncepcję polityki, aniżeli poprzez ograniczanie? „Sprawy światopoglądowe” a polityka konserwatystów „Sprawy światopoglądowe” w rękach konserwatystów funkcjonują jako swoisty oręż w walce przeciwko myślącym inaczej i chcącym żyć po swojemu. Sprawy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wybory 2023

Piwo bez gazu

Nie pomogły ofensywa medialna, helikopterowe tournée po Polsce Sławomira Mentzena ani zapowiedzi wywrócenia stolika Choć w lokalu przy ulicy Kolejowej w Warszawie, wybranym przez Konfederację na wieczór wyborczy, ekrany z biało-czerwonymi flagami sąsiadowały z kulami dyskotekowymi, a idących do męskiej toalety witało w korytarzu wielkie zdjęcie Karla Lagerfelda pod rękę z Heidi Klum, imprezy tego wieczoru tam nie było. Pierwszy exit poll dawał ekipie Mentzena i Bosaka ledwie 5,9% poparcia, co według wstępnych kalkulacji przekładało się na jedynie osiem mandatów poselskich, o trzy mniej niż w kończącej się właśnie kadencji (ostatecznie Konfederacja zdobyła 7,16% głosów i 18 mandatów). Wśród zgromadzonych, głównie wokół baru, aktywistów i ich partnerek dominowało poczucie klęski. Formacja, która miała być rozgrywającym tegorocznych wyborów, wywrócić stolik, uniemożliwić powstanie rządu zarówno opozycji, jak i Zjednoczonej Prawicy, okazała się największym przegranym głosowania. Wysoka frekwencja nie przełożyła się na dobry wynik, nie pomogły apele do niezdecydowanych i najmłodszych wyborców. Właściwie jeszcze przed zamknięciem lokali wyborczych, kiedy po Warszawie hulały już spekulacje na temat wyników, wyciekające do wszystkich sztabów po kolei, konfederaci wiedzieli, że w nowej kadencji Sejmu nie będą mieli wpływu na nic. Ostatnie spotkanie Wprawdzie trend

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Sygnaliści z TVP

Będzie o czym pisać. Są pierwsi sygnaliści, którzy zgromadzili w rozmaitych instytucjach kopie absurdalnych decyzji mijających rządów. Chcą pokazać, jak tam było. Dwie panie i pan znani z ekranów TVP chcą powiedzieć, kto stoi za tymi kłamstwami i m.in. za kuriozalnymi paskami. Dowiemy się, kto pisał te kretyńskie teksty. I ile to kosztowało, bo ta informacja pewnie ludzi najbardziej zainteresuje. Na co szedł nasz abonament i corocznie ponad 2 mld zł dotacji z budżetu. Dowiemy się, ile i komu płacono za służbę partii. A mowa tu o kwotach dla przeciętnego Polaka astronomicznych. Od 100 do 200 tys. zł MIESIĘCZNIE. Sygnaliści z TVP tyle nie zarabiali, więc bez skrupułów opowiedzą o rządach tej mafii.  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Rozpad francuskiej lewicy

Szeroka koalicja partii lewicowych zawaliła się pod ciężarem własnych sprzeczności. Może to być jednak szansa na odrodzenie w upadku Ulica Solferino. Już sama nazwa kojarzy się ze zwycięstwem. Nadano ją przecież, aby uczcić francuski triumf w jednej z największych bitew XIX stulecia. I właśnie tam, w VII dzielnicy Paryża, pod numerem 10, stoi imponujący, a zarazem szykowny budynek. Dawniej była to siedziba Partii Socjalistycznej (PS). Prawie 4 tys. m kw. i dekady wspomnień. W międzywojniu mieściła się tam centrala związków zawodowych; reżim Vichy odebrał im gmach i ulokował w nim swoje ministerstwo propagandy; lewicowi partyzanci wzięli go szturmem w czasie powstania w Paryżu 28 czerwca 1944 r. i już nie oddali. Przez kolejne lata adres ten zrósł się w świadomości Francuzów z główną formacją lewicową, jak u nas Nowogrodzka z ugrupowaniem Jarosława Kaczyńskiego. Pisano zatem: „Solferino zapowiada…”, „Solferino ogłasza…”, „Solferino odmawia komentarza”. To w tym gmachu François Mitterrand świętował wybór na najwyższy urząd w 1981 r. i ostatni raz przemówił jako głowa państwa 14 lat później. Tak samo uczynił triumfujący w 2012 r. François Hollande. Nie gdzie indziej Lionel Jospin cieszył się z nieoczekiwanej wygranej w wyborach parlamentarnych (1997), a po jeszcze bardziej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Kronika Dobrej Zmiany

Życiorysy równoległe

W MSZ mamy okres oczekiwania na nową ekipę. Innymi słowy, nic się nie dzieje i do końca roku nie zdarzy. Czas przy spowolnionym tempie pracy wszyscy wypełniają sobie ploteczkami. Dzielą się one na dwie kategorie. Po pierwsze – kto przyjdzie. A po drugie – kogo ci, co przyjdą, wywalić powinni i kogo wywalą. To bardzo wdzięczne zajęcie. W mediach już krążą różne nazwiska, nie ma więc sensu ich powtarzać. Ale ponieważ wielka zmiana do MSZ przyjdzie, spójrzmy na sprawy kadrowe trochę z innej strony. W ostatnich czasach nasłuchaliśmy się, jak źle Polskę traktują państwa starej Europy, z Niemcami i Francją na czele. I jak Polska musi im się przeciwstawiać. Spójrzmy zatem, jak to robimy. Niedawno złożył w Warszawie listy uwierzytelniające nowy ambasador Francji Étienne de Montaigne de Poncins. Jest on zawodowym dyplomatą, urodzonym w roku 1964. Jego żona Caroline Dwernicka-de Poncins należy do potomków Sejmu Wielkiego. Étienne de Montaigne de Poncins, zanim objął stanowisko w Warszawie, przeszedł długą drogę dyplomatyczną: 20 lat temu był numerem 2 w ambasadzie Francji w Polsce, potem pracował w przedstawicielstwie Francji przy Unii Europejskiej, był dyrektorem gabinetu ministra ds. europejskich, a także ambasadorem Francji w Bułgarii. Później ambasadorem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Niech żyje socjalizm!

Idę za ciosem. W ubiegłotygodniowym felietonie posłużyłem się tytułem „Dlaczego (nie) socjalizm?”, który zapożyczyłem od Geralda Allana Cohena, z niewielkiej, ale zajmującej i odważnej książeczki, która już 12 lat temu ukazała się w Polsce wysiłkiem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, z przedmową pani profesor Elżbiety Mączyńskiej, w tłumaczeniu Anny Gąsior-Niemiec. Tym razem biję po oczach tytułem najnowszej książki Thomasa Piketty’ego, którą – znak czasu – opublikowało właśnie w formie e-booka (elektronicznej) Wydawnictwo Krytyki Politycznej, w tłumaczeniu Beaty Geppert. Dlaczego „Niech żyje socjalizm?”. Ta pozycja Piketty’ego, autora globalnego bestsellera „Kapitał w XXI wieku” (w polskim wydaniu 800 stron, w tłumaczeniu Andrzeja Bilika, także nakładem Krytyki Politycznej), jest zbiorem jego felietonów drukowanych w latach 2016-2020 w „Le Monde”. Pierwsze zdanie wstępu brzmi tak: „Gdyby w 1990 roku ktoś mi powiedział, że w 2020 opublikuję zbiór tekstów pod tytułem »Niech żyje socjalizm!«, uznałbym to za kiepski żart. W 1989 roku skończyłem 18 lat. Całą jesień spędziłem, słuchając w radiu audycji o upadku komunistycznych dyktatur i »realnego socjalizmu« w Europie Wschodniej. (…) W marcu 1992 po raz pierwszy pojechałem do Moskwy, gdzie widziałem takie same puste sklepy, takie same szare ulice.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Jesień w Tobago

Jako człowiek młody majaczyłem o starości, mniej więcej od kiedy żyłem już „dłużej niż wszyscy młodo zmarli poeci” (to ze Świetlickiego, najbardziej cytowalnego polskiego poety współczesnego. Status wieszcza osiąga się w moim przekonaniu w chwili, gdy wchodzisz do potocznego języka tak głęboko, że ludzie cytują cię bezwiednie, mówią tobą nieświadomi, że słowa włożył im do ust poeta). Potem starość sama zamajaczyła na horyzoncie, teraz czuję, że skrada się niczym Las Birnamski – jest bliżej, niż mi się wydaje. Jednym z jej zwiastunów jest niepewność, czy powiedzenie „człowiek uczy się przez całe życie” nie wynika aby z tego, że na starsze lata dowiaduje się ponownie tego, o czym zdążył zapomnieć. Nie wiem zatem, czy fakt, że dopiero rozpocząwszy szóstą dekadę życia, doczytałem, iż Polska miała zamorską kolonię, wynika z mojej wciąż stopniowo zmniejszanej ignorancji, czy po prostu ta wiedza wyparowała ze mnie razem z całym wykształceniem ogólnym. Dowiedziałem się z powodu ciągu okoliczności, który sam w sobie jest godzien relacji. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 44/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Szahaj Felietony

Co robić?

Tytuł, wzięty od klasyka, jest nieprzypadkowy. Zwycięstwo opozycji to wspaniały, ale dopiero pierwszy krok do celu – poprawy sytuacji w Polsce i Polski. Zostawiam na boku sprawy światopoglądowo-obyczajowe. Obawiam się skądinąd, że szanse na konsensus są tutaj minimalne. Zajmę się pożądanym modelem społeczno-ekonomicznym. Tu ponownie sięgam do klasyka, ale innego, i powiadam: mam marzenie (I have a dream). Marzy mi się mianowicie zgoda co do potrzeby zbudowania w Polsce systemu przypominającego model skandynawski. A już bardziej konkretnie – sytuacja, w której premier nowego rządu udaje się z wizytą oficjalną do krajów skandynawskich. Także po to, aby zasięgnąć tam rady, jak wprowadzić system nordycki w kraju nad Wisłą. Wiem, że to prawdopodobnie marzenie ściętej głowy. Wszak Donald Tusk (naturalny pretendent do stanowiska premiera, a piszę to 19 października) wywodzi się z zupełnie innej tradycji myślenia o dobrym systemie społeczno-gospodarczym. To tradycja anglosaska, wyznaczona nazwiskami Friedricha Augusta von Hayeka (Austriaka, ale zakorzenionego w USA) i Miltona Friedmana. Takie przecież było zaplecze ideowe gdańskich liberałów, z których Tusk się wywodzi. A jednak… Mam nieco nadziei, że jego poglądy faktycznie ewoluowały i dzisiaj jest on bliższy tej skandynawskiej opcji ideowej niż wtedy, gdy liberałowie utożsamiali ją z socjalizmem i całkowicie odrzucali. Że nie jest to już

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Lodziarnia na Chmielnej trzyma się mocno

Na straży nienaruszalności interesów Narodowego Centrum Badań i Rozwoju stoi prawo „NCBR – miliardy rozdane, innowacyjności brak”, stwierdziła Najwyższa Izba Kontroli w komunikacie z 13 października br., podsumowującym wyniki kontroli konkursu Szybka Ścieżka – Innowacje Cyfrowe (1/1.1.1/2022) realizowanego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Organizacja, przebieg i rezultaty tego konkursu wywołały polityczną burzę na początku tego roku. W jej efekcie ze stanowisk odeszli wiceminister w resorcie funduszy i polityki regionalnej Jacek Żalek oraz pełniący obowiązki dyrektora NCBR Paweł Kuch. Inspektorzy NIK nie zajęli się kompleksowym badaniem funkcjonowania Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, a jedynie zgodnością z przepisami naboru wniosków w konkursie Szybka Ścieżka – Innowacje Cyfrowe oraz poprawnością stosowania przyjętych przez NCBR kryteriów i zasad przy wyborze projektów do dofinansowania. To wystarczyło, by stwierdzić olbrzymią skalę nieprawidłowości i gigantyczny problem związany z rzetelnością wydatkowania środków unijnych. Kontrolerzy NIK doszli do wniosku, że w NCBR mogą występować mechanizmy korupcjogenne, a całą sprawą zajął się Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). Od lat w PRZEGLĄDZIE opisywaliśmy patologie związane z funkcjonowaniem Narodowego Centrum Badań i Rozwoju oraz Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Problem w tym, że nic się nie zmieniło, a przyszłość rysuje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Prawo do aborcji nie jest sprawą najpilniejszą

Właściwie wszystkie partie demokratycznej koalicji mówiły w programach o potrzebie rozdziału Kościoła i państwa. Gdy jednak przyjrzeć się dokładniej temu, co mówiły, powstaje nieodparte wrażenie, że każda rozumie to nieco inaczej. Z kolei Kościół, ten hierarchiczny, przez ostatnie lata tak silnie związał się z jedną stroną sceny politycznej, ba, z jedną partią, że teraz musi się liczyć z tym, że przegrał wraz z tą partią wybory, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Oczywiście nie będzie chciał się pogodzić z przegraną i wykorzysta każdą okazję, by odzyskać niedawną pozycję. Wśród posłów zwycięskiej koalicji nie brakuje osób wierzących, uznających autorytet Kościoła. To na nie Kościół będzie wywierał największą presję, one też znajdą się w najtrudniejszej sytuacji. Zacznie się zapewne od sporu o aborcję. A tak na marginesie, doszło do tego, że aborcja jest teraz terminem kompromisowym. Katoprawica chętniej używa terminu „zabójstwo nienarodzonego”. Przypominam, że za sanacji, do której tak tęskni dzisiejsza prawica, nazywało się to spędzeniem płodu. Jeśli koalicja od próby zmiany prawa aborcyjnego rozpocznie swoje rządzenie, nie wróżę jej długiego żywota. A dyskusja już się zaczęła. Reprezentanci obydwu przeciwstawnych radykalnych skrzydeł koalicji, choć jeszcze nie utworzyła ona rządu, już w tę dyskusję się wdają. Jedni twierdzą, że od uregulowania dopuszczalności aborcji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.