Prawo do pamięci

Prawo do pamięci

W załączniku zdjęcie z akcji ONR Białystok. Prześcieradło zawisło na wiadukcie kolejowym w Hajnówce w nocy z 29/30 grudnia 2015. Podobnie było w Bielsku Podlaskim. 30 grudnia to rocznica wykonania wyroku śmierci na Rajsie "Burym".

Na Białostocczyźnie, wśród mniejszości prawosławnej, pod hasłem walki z komunistami przeprowadzono czystkę etniczną Tomasz Sulima – antropolog, radny miejski z Bielska Podlaskiego, działacz Związku Białoruskiego w Rzeczypospolitej Polskiej. Podczas ubiegłorocznego spotkania byłego już wojewody podlaskiego z mniejszościami narodowymi w Białymstoku miał on powiedzieć do liderów mniejszości: „Mam nadzieję, że dobrze się u nas czujecie”. Na to wstał jeden z nich… – …i zdenerwowany powiedział, że tak nie należy mówić, bo „my przecież jesteśmy tu u siebie od wieków”. Czy to było faux pas wojewody, ignorancja, czy może coś jeszcze? Skąd się bierze takie myślenie i czy nie odsłania ono sposobu odnoszenia się Polaków do mniejszości? – Bardzo dobre pytanie. Trudno mi wejść w skórę tego urzędnika, ale z racji tego, że mieszka w Białymstoku, był też wiceprezydentem stolicy Podlasia, powinien ważyć słowa. Nie byłem akurat na tym spotkaniu, byłem na podobnym kilka lat temu, z innym wojewodą, i jak widzę, nic się nie zmieniło. Czuło się wtedy ten dystans, nie na zasadzie: oni – władza, my – obywatele, ale oni – Polacy i my – tzw. mniejszości, które mają jakieś tam swoje życie, swoją społeczność, swoje problemy. Którym oczywiście się pomaga, daje dotacje itd. A wracając do Andrzeja Meyera, bo on był wtedy tym wojewodą, powinien przecież wiedzieć, że są takie miejsca na Podlasiu, gdzie mniejszością realną, arytmetyczną są Polacy. Gmina Czyże w powiecie hajnowskim, gmina Orla w powiecie bielskim – tam Polacy formalnie, według spisu powszechnego sprzed trzech lat, stanowią 15-20% ogółu. Ale i tu zastrzeżenie, bo według prof. Elżbiety Czykwin to też mogą być prawosławni, ale poddani stygmatyzacji – ci, którzy do dzisiaj obawiają się przyznać do niepol­skiej tożsamości. Obywatele drugiej kategorii Porozmawiajmy o ustanowionym jeszcze za prezydentury Bronisława Komorowskiego Narodowym Dniu Żołnierzy Wyklętych. Podlascy Białorusini nigdy nie uznają tej daty za swoją, nie będą jej nigdy świętować, w przeciwieństwie chociażby do święta flagi państwowej, Konstytucji 3 maja czy Święta Niepodległości. – Podlascy Białorusini w podziemiu niepodległościowym praktycznie nie wzięli udziału, chociaż zdarzały się wyjątki. Raczej gremialnie poparli nowy, powojenny ustrój – w takim znaczeniu, że nie chcieli walczyć. Białorusini to generalnie lojaliści. Naczelnym hasłem wielu zbrojnych organizacji podziemnych była restauracja II Rzeczypospolitej, a II Rzeczpospolita dla naszej mniejszości była macochą, nie matką. O tym pisała Łarysa Geniusz, piszą o tym coraz śmielej nowi białoruscy historycy. W pamięci Białorusinów na Podlasiu II Rzeczpospolita była rozczarowaniem. W 1919 r., po wejściu wojsk polskich na Białostocczyznę, zamykano białoruskie szkoły, na Kresach nastąpiła militaryzacja każdego przejawu życia społecznego, a zwykli chłopi białoruscy czy ukraińscy, tzw. Poleszucy, odczuwali każdego dnia, że są obcym elementem, obywatelami drugiej kategorii. Awans społeczny został przed nimi zamknięty. – Dokładnie tak. Jeśli ktoś chciał zostać np. nauczycielem, musiał przejść swoistą drogę przez mękę. Najlepiej było wyjechać gdzieś w głąb Polski i wyrzec się swoich korzeni, tożsamości narodowej. I to jest w wielu relacjach, w filmie Tamary Sołoniewicz „Kresowa ballada”, gdzie bohaterka uczy białoruskie dzieci polskiej racji stanu, ale w wymowie ma to posmak postkolonializmu. Jeden znamienny przykład: wieś Grabowiec pod Dubiczami Cerkiewnymi – tam urodził się Herman Szymaniuk, pseudonim „Skamaroch”, który zorganizował w okolicy grupę terrorystyczną. Rozczarowany efektem obiecanek Piłsudskiego postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Drukowali białoruską gazetę „Biełaruski Partyzan”. Działali kilka miesięcy. Szymaniuk nie był przeciwko Polakom, chciał tylko własnej białoruskiej ojczyz­ny. Przykład wyrazisty, ale znakomicie tłumaczy to, że tzw. żołnierze wyklęci, chcący Polski od morza do morza, tej sprzed wojny, z dominującą rolą Koś­cioła rzymskokatolickiego, nie mogli się spotkać z życzliwym przyjęciem. Postacią gorzko symboliczną dla polskich Białorusinów na Białostocczyźnie lat powojennych jest kpt. Romuald Rajs, „Bury”. – To postać tragiczna. Najtrafniej opisuje go Jerzy Kułak w książce „Rozstrzelany oddział”. Rozmawiał on z partyzantami i towarzyszami broni „Burego”. Rozmawiał jako jeden z nich, miał ich zaufanie. Był związany z dawną Solidarnością, z ruchem wolnościowym, patriotycznym. To nie jest przypadek Agnieszki Arnold, autorki filmu „Bohater”. Ona miała w rodzinie komunistów, więc zaufanie podwładnych „Burego” do niej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2016, 2016

Kategorie: Wywiady