Trybiki czy bogowie w białym fartuchu?

Trybiki czy bogowie w białym fartuchu?

Powołano biegłego ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Profesor stwierdził, że obaj chirurdzy ze szpitala wojewódzkiego, wyznaczając bardzo odległy termin badania kontrolnego, doprowadzili do co najmniej czteromiesięcznego opóźnienia w postawieniu diagnozy u chorego na nowotwór. Wyjaśnienia obwinionych, że nie pobrali tkanek do badania histopatologicznego, gdyż obawiali się perforacji przewodu pokarmowego, są niezgodne ze sztuką lekarską. W przypadku Artura M. takie niebezpieczeństwo nie istniało.
W czasie ponownego przesłuchania przed OSL oskarżeni lekarze przyznali, że w ich szpitalu klinicznym nie było ograniczeń w wykonywaniu dodatkowych badań. Nie potrafili też wyjaśnić, dlaczego w karcie choroby pacjenta przerabiano daty.

Sąd okręgowy uznał obu lekarzy ze szpitala wojewódzkiego za winnych i ukarał ich upomnieniami. Odwołali się do Naczelnego Sądu Lekarskiego. Naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej wniósł o utrzymanie kary. Nim doszło do rozprawy, a był to już rok 2015, Artur M. trafił na noszach pogotowia do tego samego szpitala, gdzie nie rozpoznano u niego raka. Jak napisała do NSL żona pacjenta, do jej męża, przerażonego perspektywą kolejnej operacji, podszedł dr Janusz D. tylko po to, aby powiedzieć: – I co, panie M., procesujemy się? Następnie dołączył ordynator z pytaniem, jak śmiał występować przeciwko nim, uznanym chirurgom.
Wkrótce potem pacjent zmarł.

II. Chory widziany po kawałku

74-letniego Tadeusza N. czekała biopsja prostaty. Dwa tygodnie przed zabiegiem w Szpitalu Klinicznym MSW w Warszawie rozmawiał z nim urolog Robert J. Chory nie był pytany, na jakie inne choroby się leczy, i w związku z tym nie dostał polecenia, aby przed operacją odstawił leki rozrzedzające krew. A brał je z powodu zaawansowanej choroby wieńcowej. Urolog nie konsultował się z kardiologiem.

Kiedy Tadeusz N. po zabiegu biopsji wrócił do domu, dostał krwotoku i stracił przytomność. Ratownik z pogotowia zrobił choremu EKG i zawiózł go do szpitala MSW, na oddział urologii.

Nazajutrz rano pacjent był w bardzo złym stanie. Żonie, która go odwiedziła, skarżył się na ból w klatce piersiowej, krwawił z pęcherza. Wieczorem zmartwiona Elżbieta N. zatelefonowała do lekarza dyżurnego. Dowiedziała się, że mąż ma ciężki zawał, leży na kardiologii. Następnego dnia zmarł.

Pani N. chciała się zapoznać z jego historią choroby. Uważała, że urolog Robert J. zlekceważył u męża chorobę serca, nie zrobił podstawowych badań i nie zapoznał się z EKG, które zostało wykonane w karetce pogotowia. Dyrektor szpitala odmówił wdowie wglądu do dokumentacji, twierdząc, że pacjent nie podpisał stosownego upoważnienia.

W tej sytuacji Elżbieta N. złożyła skargę na urologa do okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Okręgowy sąd lekarski nie dopatrzył się w postępowaniu lekarza przewinienia zawodowego. Zdaniem orzekających, nie można było przewidzieć powikłań po biopsji gruczołu krokowego. Pani N. napisała skargę do naczelnego rzecznika odpowiedzialności zawodowej. „Sąd korporacyjny – twierdziła – odniósł się tylko do kwestii urologicznych, a przecież mąż chorował i zmarł na serce. Już lekarz pogotowia był zaniepokojony zbyt niskim ciśnieniem. Mimo to przed zabiegiem biopsji nie przeprowadzono badania krzepliwości, które w przypadku chorego przyjmującego leki na rozrzedzenie krwi jest obowiązkowe”. Poza tym w dokumentacji dostarczonej do okręgowego sądu lekarskiego nie ma EKG wykonanego w karetce pogotowia. Gdzie się podział wydruk tego zapisu?

Powołany biegły stwierdził brak troski o chorego w pierwszej dobie jego pobytu w szpitalu. Urolog nawet nie zbadał choremu ciśnienia. Nie poprosił o konsultację kardiologa. Z analizy karty choroby Tadeusza N. nie wynikało, że w czasie jego pobytu w szpitalu przeprowadzano z chorym wywiad. Biopsja była dwa razy odraczana, a mimo to nie zbadano pacjentowi układu krzepnięcia.
Przesłuchiwany dr Robert J. tłumaczył: – Szpital MSW ma swój tryb postępowania. Na urologię trafiają pacjenci już badani internistycznie. On tego dnia miał bardzo dużo pracy, N. zaś był pacjentem leczonym przez ordynatora. Kiedy przyszło od szefa polecenie zrobienia biopsji, wykonał tylko to, co kazano.

– Pan doktor mimo 20-letniego stażu nie zbadał pacjenta, nie przeprowadził z nim wywiadu. Nie zapytał, na co choruje… Czy to się zgadza z zasadami sztuki lekarskiej? – dociekał przewodniczący sądu korporacyjnego.

– Ja jestem tylko częścią szpitala, trybikiem – padła odpowiedź.

NSL uchylił orzeczenie sądu okręgowego i odesłał sprawę do ponownego rozpatrzenia. W orzeczeniu podkreślono zaskakująco złą organizację pracy szpitala klinicznego i potrzebę rozszerzenia zarzutów o nieprawidłowo przeprowadzoną biopsję. „W tej sprawie winnych przekroczenia zasad etyki lekarskiej jest więcej niż tylko jeden urolog”, stwierdzili orzekający członkowie sądu.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 03/2016, 2016

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy