Lustrujemy „Pana Tadeusza”

Lustrujemy „Pana Tadeusza”

Telimena – kazirodztwo ryczącej czterdziestki

Jest to dzieło istnym pandemonium wyuzdania. Tadeusz, bohater narodowego poematu, nie dość, że jest ewidentnym idiotą (dowodzi tego sto razy), to również buhajem bez seksualnych hamulców. Do Soplicowa przyjeżdża po południu, a już podczas wieczerzy na zamku nadskakuje Telimenie, bo nie zorientował się jeszcze, że to nie ją przed chwilą widział w bieliźnie. Błyskawicznie ocenia szanse. Telimena lubi biegać w półnegliżu – punkt dla niego. Telimena wyraźnie „daje mu do zrozumienia” – drugi punkt dla niego. Więc coś z tego będzie. Ale równolegle piętrzą się trudności. Po pierwsze, różnica wieku. Tadeusz nie ma jeszcze 20 lat, a Telimena to mamuśka. Musi sobie liczyć ze 40 lat. Ale to najwyraźniej mamuśka z tych gorących. Więc co to za przeszkoda? Po drugie, biesiadnicy dookoła gadają, to jego „ciocia”. No, ale na bezrybiu… Po trzecie, Telimena ma narzeczonego w osobie Asesora, który siedzi przy tym samym stole. Jakoś tak głupio byłoby przyprawiać rogi miłemu, starszemu panu. Ale z drugiej strony…

Następnego dnia w świątyni dumania Telimena wsuwa Tadeuszowi dyskretnie miłosny liścik i klucz od alkowy. Wiadomo: to zaproszenie do spędzenia z nią nocy. Oburzyli się na ten kazirodczy eksces pierwsi słuchacze poematu i zażądali, by poeta wyciął dziesięć wersów, jak to Tadeusz skrada się nocą do cioci. Wyciął. Ale z Księgi VIII zapomniał wykreślić pretensję Sędziego, który zauważył skradanie się Tadeusza:

A gdzież to Asan chodził onegdaj wieczorem?
Czego asan jak wyżeł tropił pode dworem?

Więc jednak do schadzki doszło! I to morderczej! Skąd wiemy? Tadeusz po powrocie nad ranem do własnego pokoiku był tak zmęczony, że padł na łóżko, jak stał. W ubraniu. I zasnął. Nie obudziła go nawet krzątanina setki ludzi, którzy wybierali się na polowanie.

Ale najgorsze miało przyjść po przebudzeniu. Wątpliwości nasila widok Zosi, która rankiem zagląda do jego pokoju przez serce wycięte w okiennicy. Tadeusz widzi nastolatkę – w różnych miejscach poematu Zosia ma raz lat 13, raz 15, a raz 17. Oczywiście nie miałby oporów, aby się przespać nawet z 13-latką. Jednak dopiero co spędził noc z kobietą dojrzałą. No dobrze, ale przy świetle dziennym Tadeusz miał te różnice podane na tacy. On tymczasem już w nocy wiedział, że coś się nie zgadza. I to jest jedno z najtrudniejszych do wyjaśnienia miejsc w „Panu Tadeuszu”. Po czym poznał – w całkowitych ciemnościach – że ma do czynienia nie z nastolatką, lecz z damą, powiedzmy, zaawansowaną w latach? Żaden z mickiewiczologów nie dał jeszcze odpowiedzi, ale badania trwają.

Dokąd wędruje przecinek?

Pół biedy, gdyby na tym zakończyły się te antypedagogiczne wyskoki autora. Ale nie! Pozostaje bowiem nieszczęsny problem wędrującego przecinka. Otóż po nocy spędzonej z Tadeuszem Telimena domaga się ślubu. Tadeusz zaś już się zorientował, że to nie nastolatka, wręcz przeciwnie. Uciekłby, gdzie pieprz rośnie. I wtedy właśnie na scenę wkracza zapomniany przez Mickiewicza przecinek. Zobaczmy: Telimena „rozpacza”, bo chłopak wymknął się z zastawionych na niego sideł. Tadeusz – zły i na nią, i na siebie – jednak kątem oka śledzi, czy ta histeryczka nie zamierza z rozpaczy wywinąć jakiegoś numeru. I wtedy właśnie zdarza się jego największy koszmar.

Gdy nagle Telimena zrywa się z siedzenia,
Rzuca się w prawo, w lewo, skacze skróś strumienia,
Rozkrzyżowana, z włosem rozpuszczonem, blada,
Pędzi w las, podskakuje, przyklęka, upada
I nie mogąc już powstać, kręci się po darni.
Widać z jej ruchów, w jakiej strasznej jest męczarni;
Chwyta się za pierś, szyję, za stopy, kolana.
Skoczył Tadeusz myśląc, że jest pomieszana
Lub ma wielką chorobę.

Mówiąc ludzkim językiem, Tadeusz nabrał przekonania, że babie całkiem odwaliło. Rzuca się więc na ratunek. I tu się okazuje, że wszystkiemu winne mrówki. Trzeba je zlokalizować i wytrzebić. Normalnie zajęłoby to trzy minuty i pogniewani kochankowie rozstaliby się bez słowa. Ale wtedy właśnie w grę wdał się ów brakujący przecinek.

Bo wybitny mickiewiczolog Stanisław Pigoń wstawił go tak: „Wbiegły, (przecinek) gęsto zaczęły łaskotać i kąsać…”.

Trzeba było Telimenie się otrząsnąć, demonstracyjnie nie przyjąć pomocy Tadeusza, wzgardliwie odejść. I po sprawie. Ale, niestety, sytuację zmienił przecinek. Bo konkurencyjny mickiewiczolog Konrad Górski uznał, że jest postawiony w złym miejscu. I przesunął go, co spowodowało moralną katastrofę: „Wbiegły gęsto, (przecinek) zaczęły łaskotać i kąsać…”.

I to jest już zupełnie inna sytuacja. Mrówki „wbiegły gęsto”, czyli było ich dużo, całe mnóstwo! Telimena miała niemal mrowisko pod suknią! Trzeba było owady starannie paluszkami wyłapać z najgłębszych zakamarków. Posłuchajmy poety:

Nie mógł jej swej pomocy Tadeusz odmówić;
Oczyszczając sukienkę aż do nóg się zniżył,
Usta trafem ku skroniom Telimeny zbliżył
W tak przyjaznej postawie, choć nic nie mówili
O rannych kłótniach swoich, przecież się zgodzili;
I nie wiedzieć, jak długo trwałaby rozmowa,
Gdyby ich nie przebudził dzwonek z Soplicowa.

Rozmowa. Już my znamy takie rozmowy! Ale niech będzie, że rozmowa. Ile – pytam – może trwać oczyszczanie sukni kobiecej (model z sezonu 1811) z mrówek? Pół godziny. Kiedy kobieta ma pod suknią mrowisko – godzinę. A ile to trwało w świątyni dumania? Zaczęło się tuż po obiedzie, a więc około drugiej. A skończyło? „Kiedy ich przebudził dzwonek z Soplicowa”. Co to był za dzwonek? Ano zwołujący na kolację. Było więc po szóstej, może siódma. Cztery godziny! Cztery bite godziny Tadeusz szukał mrówek u Telimeny! Po intensywnej nocy w jej łóżku. Ale on nie umie się powstrzymać!

Scena godna jest najwyższego potępienia. Jawnie zachwala współżycie przedślubne (w dodatku o ślubie tu nawet mowy nie ma), jest popisem niskich instynktów. A ze względu na brutalne potraktowanie mrówek ma także wymowę antyekologiczną. Więc, oczywiście, absolutnie nie nadaje się do użytku szkolnego.

Wiwat nieboszczycy!

Pozostaje jeszcze w poemacie ostentacyjna pochwała pijaństwa. Bo weźmy sam początek akcji: wieczerzę w zamku Horeszków. Od czego ona się zaczyna?

Mężczyznom dano wódkę; wtenczas wszyscy siedli
I chołodziec litewski milcząc żwawo jedli.

Otóż mężczyźni, nawet głodni, nie tknęli jedzenia, póki nie napili się wódki. I to od razu, szybko, na stojąco. Więc – żadne tam wino na trawienie, żaden kieliszek do obiadu. Wóda – dla wszystkich i od razu.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 05/2016, 2016

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy