Abecadło

Abecadło

Antoś uczy się pisać – i wzrusza mnie to co najmniej w równym stopniu jak jego pierwsze zmagania z mową. Z ciżby neologizmów i przejęzyczeń mozolnie wyłaniały się poprawne formy, co jest naturalną koleją rzeczy. Cieszyło mnie, że dziecko prawidłowo się rozwija, a zarazem smuciło, że kręte ścieżki dziecięcej intuicji już nie będą mi służyć jako inspiracja, już nie będą przekraczać reguł, a co za tym idzie mojej wyobraźni językowej. Błędy dziecięcej mowy wynikają czasem z kierowania się czystą logiką uproszczeń, jak w przypadku określeń czasu: np. cała przeszłość była dla Antka „wczoraj”, a przyszłość to zawsze „jutro”. Teraz zamiast lapsus linguae mam na pocieszenie lapsus calami. Najprostsze kurioza ortograficzne, typu „lef”, bombardują mój centralny ośrodek rozczulania. Budziłyby moją odrazę u dorosłego – co prawda odczuwam empatię wobec mas niewykształconych, ale to właśnie te wyedukowane kaleczą ortografię w sposób najbardziej obleśny, w dodatku czyniąc to z pretensjami do legalizacji wielokrotnie powtarzanych nieprawidłowości – jak np. opaczne używanie „także” zamiast „tak że”. Zanim dziecięce zmagania z ortografią staną się koszmarem szkolnych dyktand, obowiązuje wolnoamerykanka – zapis fonetyczny, czasem zawieszka na dwuznakach i moje ukochane pytanie „Tato, jak się to pisze…?”. Najbardziej skurczone ego rozrasta się wtedy podlane bezgraniczną ufnością potomka – dopóki trwa ten czas, w którym jesteśmy autorytetem, a nawet wyrocznią, rodzicielstwo podnosi nas na duchu, robi nam życie, nadaje, a raczej oddaje jego sens gdzieś tam kiedyś zagubiony. Dorastające dzieci boleśnie się potem próbują odgrywać za tę wiarę w naszą nieomylność, podważanie rodzicielskich autorytetów wprost buduje ich tożsamość, jeśli racja jest po stronie dorosłych, tym gorzej dla nich. Syn staje się podmiotem poprzez symboliczne ojcobójstwo, trzeba być na to przygotowanym, aby móc równie symbolicznie „zmartwychwstać”. Na przykład nie roić sobie pokoleniowej sztafety fascynacji i profesji, bo syn zamiast złapać bakcyla pasji, którą mu podsuwamy, może swoją odnaleźć przez zaprzeczenie. Jeśli był ciągany po filharmoniach i jazz clubach w dzieciństwie, nie wyklucza to jego muzykalności i melomanii, ale musimy być gotowi na to, że jako dorosły będzie fanem popu lub „progresywnego disco polo”. Od zgrzytania zębami możemy dostać bruksizmu, ale umniejszać jego wyborów nie wolno pod żadnym pozorem. Mój pierworodny w dziecięctwie zobaczył najpiękniejsze jaskinie Europy, potem nie tylko nie został grotołazem, ale dobiegając trzydziestki, nie pamięta w ogóle, że kiedykolwiek zabraliśmy go na speleowakacje. Miłość do dorosłego syna to inna para kaloszy; czasem piją, wygodne nie są wcale, ale zdjąć ich za nic w świecie nie zechcemy. Dlatego kiedy dziecię dojrzewa, nie jest od rzeczy, za przeproszeniem, sprawić sobie nowe dla zachowania równowagi między totalną deprecjacją i absolutną idealizacją. Ani na chwilę nie zapominając jednak, że to nie my mamy dzieci, ale one mają nas – owszem, umilają nam życie, ale my im to życie dajemy, a potem musimy je przy nim utrzymywać i dbać o jego komfort. Odważna zachęta prokreacyjna: „róbmy dzieci, od tego sami robimy się lepszymi ludźmi”, jest zatem dość bałamutna, bo nie każdy człowiek poczciwy na rodzica się nadaje. Jest to predyspozycja umysłowa, której nie dostajemy z urodzenia. Instynkt macierzyński to wymyślony konstrukt. Jeden z momentów czystej i niezapomnianej grozy przeżyłem kiedyś podczas rozmowy ze znajomą w ciąży zagrożonej, która zdawała się nie przejmować zupełnie swoim stanem. „Jak poronię, to sobie kupimy pieska”, odpowiedziała, wzruszając ramionami i nie był to bynajmniej akt głęboko melancholijnego sarkazmu. No właśnie, „bynajmniej” użyte niewłaściwie zupełnie mnie nie rozczula, a nawet brzydzi tak, że i dziecku bym nie darował, nawet jeśli puściłoby przeprosinowo genialną piosenkę Wojciecha Młynarskiego, który z tego wypaczenia językowego uczynił historię miłości niemożliwej. w.kuczok@tygodnikprzeglad.pl Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 30/2022

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok