Aborcja pigułki

Aborcja pigułki

Dziś takie osoby mogą jeszcze pójść do apteki po pigułkę, omijając lekarza, do którego samodzielnie nie mają dostępu, ale wkrótce będzie to niemożliwe. EllaOne bez recepty miała skrócić drogę młodej dziewczyny czy kobiety do apteki. Teraz ta trasa się wydłuży. Ale nie tylko – młodych kobiet często nie będzie stać na wydatek 300 zł na prywatną wizytę u ginekologa i tabletkę.

Zarządzenie nie zmieni obyczajów

To, że coraz częściej nastolatki, także polskie, rozpoczynają życie seksualne, jest faktem. Badania Światowej Organizacji Zdrowia i Health Behaviour in School-aged Children opublikowane w latach 2013-2014 wskazują, że inicjację seksualną w Polsce ma za sobą 18,5% 15-letnich dziewczyn i 16% 15-letnich chłopców. – I żadne zarządzenie pana ministra nie sprawi, że nastolatki przestaną współżyć – wypomina ginekolog dr Grzegorz Południewski. Najbardziej dostępną formą antykoncepcji dla polskich 15-latków są prezerwatywy, ale tylko 24% dziewcząt i 28% chłopców zadeklarowało, że użyło ich podczas ostatniego stosunku, co jest tylko kolejnym dowodem fatalnego poziomu edukacji seksualnej w szkole.

– Nie rozumiem, jak to jest, że minister ulega presji ideologicznej i w ten sposób propaguje aborcję. Bo przecież efektem ograniczenia dostępu do tabletki „dzień po” będzie wzrost liczby niechcianych ciąż – komentuje dr Południewski i dzieli się wiedzą na temat statystyk dotyczących ciąż, które kończą się aborcją. Okazuje się, że ciąża u nieletnich w 80-90% kończy się aborcją. W USA zrobiono badania, z których wynika, że liczba ciąż zakończonych aborcją i zakończonych urodzeniem dziecka zrównuje się dopiero u dziewcząt w wieku 18-19 lat. – By uchronić nastolatki przed niechcianą ciążą i aborcją, w Europie wprowadzono pigułkę „dzień po” bez recepty – mówi dr Południewski. Inne badania, przeprowadzone w latach 2001-2002 na Węgrzech, po wprowadzeniu pigułki antykoncepcji awaryjnej bez recepty, wykazały, że w grupie nastolatek do 19. roku życia liczba aborcji spadła o połowę, a u kobiet do trzydziestu paru lat – o 35%.

Nierówne prawo

Prawicowi politycy twierdzą, że aborcja w Polsce to zjawisko marginalne. Oficjalne dane rządowe mówią o kilkuset legalnych aborcjach rocznie, w 2013 r. było ich 750. Badania CBOS z 2013 r. pokazują inną statystykę – do niechcianych ciąż dochodzi u 25-35% Polek, bo przerwało je w swoim życiu od 4,1 do 5,8 mln kobiet. To tylko obrazuje, jak wielka jest szara strefa. A przecież będzie jeszcze większa, gdy rząd ulegnie naciskom środowisk kościelnych i całkowicie zakaże legalnej aborcji, a także utrudni lub w ogóle uniemożliwi dostęp do antykoncepcji awaryjnej. Trzeba bowiem pamiętać, że w ciągu pierwszych trzech miesięcy dostępności tabletki „dzień po” bez recepty sprzedano 36 tys. opakowań.

Prof. Monika Płatek zwraca uwagę, że brak dostępu do antykoncepcji awaryjnej bez recepty jest łamaniem prawa, a konkretnie Ustawy o planowaniu rodziny z 1993 r., która gwarantuje każdej osobie dostęp do wiedzy i informacji oraz środków antykoncepcyjnych, tak aby każdy z nas w sposób odpowiedzialny mógł decydować o swoim zdrowiu i życiu reprodukcyjnym. W dalszej kolejności zostanie złamane prawo unijne, które wprowadziło tabletkę „dzień po” bez recepty w całej Unii Europejskiej. Prof. Monika Płatek widzi też w nowych postanowieniach przejaw nierówności płci wobec prawa: – Z jednej strony, jest powszechność dostępu mężczyzn do prezerwatyw, a z drugiej, próba reglamentowania środków, które zabezpieczają kobiety. Dlaczego ci sami lekarze i pan minister nie żądają, aby na receptę była prezerwatywa?

Zamach na tabletkę to kolejny etap ideologizacji prawa w Polsce, które ma doprowadzić do ubezwłasnowolnienia kobiety, odebrania jej prawa do decyzji, czy i kiedy chce zostać matką. Prof. Monikę Płatek oburza przedmiotowe traktowanie kobiet w Polsce i postawa niektórych katolickich lekarzy, chcących zmieniać prawo wedle własnego światopoglądu. – Co mnie jako pacjentkę obchodzi wyznanie lekarzy? Czy oni w związku z wyznaniem pobierają pieniądze za swoje usługi? Wiara nikogo nie zwalnia od konieczności posiadania wiedzy medycznej i specjalistycznej, a ta wyraźnie mówi, że po tabletkę sięga się wtedy, gdy zachodzi obawa, że może dojść do zapłodnienia, i po to, aby mu przeciwdziałać. Jeśli dla kogoś jest to niezgodne z jego wiarą, niech nie łyka tej tabletki, ale niech innym nie odbiera do tego prawa.


Tabletka to nie cukierek
Tabletka „dzień po” jest środkiem zapobiegającym zapłodnieniu komórki jajowej. – Nie jest to tabletka poronna, która usuwa zarodek. Jest to środek antykoncepcyjny służący do zabezpieczenia przed niechcianą ciążą – przypomina ginekolog dr Grzegorz Południewski.

Pigułka jest w miarę bezpieczna, jeśli korzysta się z niej rzadko. – Szczególnie młode osoby, które nie osiągnęły jeszcze dojrzałości hormonalnej, a w przypadku dziewcząt następuje to w wieku 22 lat, powinny mieć świadomość, że tabletka zaburza naturalny rytm hormonalny w organizmie. Ale kiedy stosują ją raz czy drugi, a nie jak cukierki, organizm ma szansę wrócić do normy – mówi dr Beata Wróbel, ginekolog i seksuolog z Centrum Medycyny Seksualnej w Dąbrowie Górniczej.

Lekarze jak dotąd nie mają danych na temat powikłań u kobiet stosujących tę pigułkę. – Ta sama substancja znajduje się w lekach, które, w większej dawce i codziennie, przyjmują kobiety mające mięśniaki macicy – wyjaśnia dr Południewski. Podkreśla, że nie miał żadnych informacji od pacjentek o ewentualnych powikłaniach, a gdyby tak było, toby je zgłosił. – Lekarze mają obowiązek zgłaszania powikłań do urzędu nadzoru farmaceutycznego przy Ministerstwie Zdrowia. Nie słyszałem, a mam wiadomości sprzed półtora miesiąca, aby zgłoszono tam jakieś powikłania – mówi dr Południewski.

Foto: Fotolia

Strony: 1 2

Wydanie: 14/2016, 2016

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy