Aborcja – tematem tabu

Aborcja – tematem tabu

Po 10 latach obowiązywania tzw. ustawy antyaborcyjnej coraz więcej ginekologów żyje z nielegalnych zabiegów Fałszywe statystyki firmowane przez Ministerstwo Zdrowia, odmowa wykonania legalnych zabiegów, podziemie aborcyjne, hipokryzja, łamanie prawa – oto efekty funkcjonowania uchwalonej dziesięć lat temu, 7 stycznia 1993 r., ustawy o planowaniu rodziny i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Szybko nazwano ją ustawą antyaborcyjną. Jej pierwsze artykuły, dotyczące planowania rodziny, przez wszystkie lata pozostały martwe. Organy samorządu terytorialnego winny pomagać kobietom w ciąży. Ani nakaz pomocy medycznej, ani prawnej, ani socjalnej nie jest w pełni realizowany. Fundusze Ochrony Życia i lokalne zbiórki pieniędzy pomogły nielicznym. Podobnie jest z dostępem do badań prenatalnych, obowiązkiem wprowadzenia do programu nauczania przedmiotu o życiu seksualnym człowieka i wspieraniem rodzinnych domów dziecka. Wszystkie te punkty pozostały na papierze, a w dziedzinie badań prenatalnych sytuacja nawet się pogorszyła. Starczyło za to pieniędzy na przeszkolenie 3 tys. nauczycieli w zakresie metod naturalnego planowania rodziny. Starczyło też na broszurę „Naturalne metody planowania rodziny – co pracownicy służby zdrowia powinni wiedzieć”. Aborcja i prawo Dziś ustawę kojarzymy tylko z art.4 a, w którym określono cztery wyjątkowe sytuacje dopuszczające aborcję. To one budziły emocje, to wokół nich trwa dyskusja. Jednak po dziesięciu latach coraz słabsza. Aborcja znowu staje się tematem tabu, niewygodnym dla polityków, niepewnym dla tych, którzy chcieliby przepisy zmienić, ale nie widzą możliwości zgromadzenia wokół liberalizacji większości parlamentarnej. Nie ma zażartej dyskusji, w której zdarzały się złote myśli w stylu: „Ciąża nie jest chorobą przenoszoną drogą płciową”. Tak więc przerywanie ciąży, które ze względów medycznych i społecznych było dozwolone od 1956 r., jest już przeszłością. Nowe przepisy witano w 1993 r. z pewną ulgą. Przecież nadzwyczajna komisja parlamentarna domagała się, by aborcja była dozwolona tylko, gdy zagrożone jest życie matki. Proponowano też delegalizację niektórych środków antykoncepcyjnych. Prawo weszło w życie. W 1993 r. sześć kobiet popełniło samobójstwo z powodu niechcianej ciąży. Później nie odnotowywano takich przypadków. Do 1997 r. rosła liczba dzieciobójstw i porzuceń. Teraz jest ich mniej. Zadecydowały podwyższone kary i dobra propaganda – informowanie, że dziecko można zostawić w szpitalu. Co warto dziś powiedzieć? Że ta restrykcyjna ustawa, niezgodna z normami unijnymi, jest nieprzestrzegana nawet w swych surowych zapisach. Poza tym ustawa nie zmniejszyła liczby aborcji. Za to ustabilizowała się ich cena. Wiadomo, że aborcja kosztuje 1-2 tys. zł. Im bogatszy region, tym drożej. Tyle jest warta hipokryzja lekarzy, kwitnące podziemie. Ale po dziesięciu latach trzeba też zapytać: jak zmienili się lekarze? Jak przystosowały się kobiety? Co państwo zrobiło w dziedzinie antykoncepcji i profilaktyki, czyli edukacji seksualnej? Dlaczego nie rozwijają się badania prenatalne, standard w Europie Zachodniej? Jaka jest nasza wiedza o nielegalnych zabiegach? Referendum nie będzie Gdy w listopadzie 1996 r. złagodzono ustawę, Kazimierz Kapera, wtedy dyrektor wydziału zdrowia w Krakowie, podał się do dymisji, bo „nie mógł być dłużej przedstawicielem władzy, która zabija nienarodzone dzieci”. Marian Krzaklewski zapowiedział, że w tej sytuacji nie będzie płacił podatków. Frasyniuk, Kuroń, Osiatyński i Potocki – politycy Unii Wolności głosujący za liberalizacją – zostali wyklęci. Wielkie słowa, zero pomocy materialnej, też zapisanej w ustawie. Złagodzona ustawa natychmiast została zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego, a ten uznał, że liberalizacja jest niezgodna z konstytucją. Zdania odrębne złożyli profesorowie – Garlicki, Czeszejko-Sochacki i Sokolewicz. Twierdzili, że trzeba pamiętać o ochronie matki mającej prawo do godności, a nie tylko o prawach płodu. Posłowie AWS decyzję Trybunału Konstytucyjnego przyjęli owacją na stojąco. Wydawało się wtedy, że parlament niczym innym się nie zajmuje. W Sejmie kolportowano zdjęcia potwornie zmiażdżonych płodów. Dyskusja o brzuchach kobiet rozpalała senatorów, szczególnie tych po sześćdziesiątce. Fruwały ulotki i słowa. Ale Sejm wyprzedził samorząd lekarski, który już w 1992 r. opowiedział się przeciwko aborcji z tzw. przyczyn społecznych. W tamtych latach kilkakrotnie odrzucano także próby przeprowadzenia referendum w tej sprawie. W 1992 r. powstał Społeczny Komitet na rzecz Referendum. Chciano zapytać: karać czy nie karać za aborcję. Liderką była

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2003, 2003

Kategorie: Kraj