Aby w miastach  żyło się lepiej

Aby w miastach  żyło się lepiej

Wrocławianki mają proste, niedrogie pomysły na zagospodarowanie wolnej miejskiej przestrzeni. Zamiast ją betonować Wszystko zaczęło się od urodzinowego prezentu – drzewka bonsai. Ta cenna karłowata roślina wymagała od nowej właścicielki szczególnej opieki i uważności. Katarzyna – z dumy – zapragnęła specjalnie ją wyeksponować, a z lenistwa – stworzyć dla niej swoisty ekosystem, w którym drzewko mogłoby się rozwijać bez przesadnej ingerencji człowieka. Graficzka i historyczka sztuki wpadła więc na pomysł zaprojektowania stojaków: Leona i Matyldy. „Rodzeństwo”, szklane klosze na ręcznie robionych drewnianych misach, powstało we współpracy z lokalnymi artystami. Projekt trafił do internetu, gdzie cieszył się ogromną popularnością, a chwilę później wylądował na targach Warsaw Expo. W 2015 r. Katarzyna Biała – znudzona mozolną pracą przed komputerem – postanowiła, że stworzy własne miejsce, w którym będzie mogła łączyć dwie wielkie pasje – projektowanie i zamiłowanie do roślin. Jej kwiaciarnia mossmoss jako jedna z pierwszych wprowadziła na polski rynek lasy w słoiku oraz dekoracje z mchu i promowała zieleń we wnętrzach. W zimowe sobotnie popołudnie klienci kwiaciarni pytają głównie o choinki. Katarzyna opowiada im o przewadze żywych drzewek nad plastikowymi. Najbardziej poleca kupować te w donicach, ale rozprawia się też z mitem nieekologiczności rokrocznie ścinanych roślin: – Przez wiele lat uznawano, że sztuczna choinka jest bardziej ekologiczna, a ścinanie drzewek wpływa niekorzystnie na środowisko. To nieprawda! Żywe choinki pochodzą z plantacji albo szkółek leśnych, które prowadzone są w miejscach nie do zagospodarowania lasem, np. pod liniami wysokiego napięcia. Drzewka rosną tam przez kilka lat, w tym czasie produkują tlen i pochłaniają dwutlenek węgla. Na każde ścięte drzewko przypada kolejne posadzone. Co więcej, takie choinki są całkowicie biodegradowalne – odpowiednie firmy zbierające drzewka ze śmietników mielą je, kompostują i robią wiórki, które rozsypują na rabatach w mieście. Dzikość w sercu Choć florystyka artystyczna całkowicie pochłonęła projektantkę, ta nie zatrzymała się na swojej komercyjnej pracy. W wolnym czasie zaczęła tworzyć społeczne projekty zazieleniania Wrocławia. – Pomysł ten powstał, gdy pewnego letniego dnia natrafiłam na wyschnięty, wypalony kawał trawy. Pomyślałam wtedy: „Po cholerę sieją tę trawę, skoro ona nie chce tam rosnąć?”. Wychodzę z założenia, że jeśli dana roślina nie chce gdzieś żyć, to bez sensu ją do tego zmuszać. Należy to olać i zastąpić zielenią, która bez problemu będzie tam rosła – np. koniczyną. Wygląda równie pięknie, a do tego jest miododajna. To są proste, niedrogie pomysły na zagospodarowanie wolnej przestrzeni w mieście. Zamiast ją betonować (co wcale nie jest tanim rozwiązaniem), można obsiać ją fajnymi roślinami, zrobić sezonowe rabaty. W moim pierwszym projekcie wzięłam pod lupę zaniedbaną kamienicę w centrum miasta. Zrobiłam wizualizację tego, jak mogłaby wyglądać, gdyby usunąć stojące tam wraki samochodów, a w miejsce klepiska zrobić rabatę z kwiatów. Opracowanie tego konceptu zajęło mi dosłownie 15 minut. Wrzuciłam go na Facebooka. Byłam w szoku, jak entuzjastycznie zareagowali mieszkańcy Wrocławia. Ludzie masowo zaczęli do mnie wysyłać propozycje innych miejsc do zagospodarowania zielenią – wspomina. Dzikość od zawsze zajmowała w sercu Katarzyny istotne miejsce. Dzieciństwo upłynęło jej w zazielenionym przez mamę wrocławskim mieszkaniu. Miłość do roślin pogłębiła się, gdy jako dorosła już osoba zamieszkała na wsi. – Mój dom jest bardzo związany z krajobrazem leśnym. Cała wieś ma szczelne płoty, a ja ogrodziłam jedynie część z przodu. Ale nie ma tam nawet podmurówki, by jeże czy żaby mogły sobie pod nim spokojnie przechodzić. Z tyłu natomiast znajduje się ogród. To dzika przestrzeń, w którą praktycznie nie ingeruję, łącznik z naturą. Przy porannej kawie mogę obserwować sarny i inną leśną zwierzynę, która przychodzi pod moje okna. Bardzo dużo czerpię z tego codziennego kontaktu z przyrodą. Stwierdziłam, że mieszkańcom Wrocławia należy się przynajmniej namiastka tego cudownego poczucia. To nie tak, że chcę przeszczepiać swoje wiejskie pomysły na grunt miejski – zaznacza. – Po prostu wiem, czego dziś w mieście brakuje. Działalność pro bono Z czasem do graficzki dołączyła jej przyjaciółka – Edyta Jankowska-Picchiotti, która przez poprzednie 10 lat pracowała we wrocławskich korporacjach: – Po latach pracy biurowej czułam, że moje życie wcale nie zmierza w dobrym kierunku, i wyjechałam na roczny wolontariat do Włoch. To doświadczenie jedynie utwierdziło mnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2023, 2023

Kategorie: Kraj