Adwokat Polski w Brukseli

Adwokat Polski w Brukseli

Musimy rozmawiać o przeszłości bez tematów tabu Günter Grass, pisarz, laureat Nagrody Nobla – Swoją ostatnią książkę pt. „Idąc rakiem”, opowiadającą o storpedowaniu przez Rosjan niemieckiego statku „Wilhelm Gustloff”, na którym zginęły tysiące uciekających z Polski Niemców, podsumowuje pan pesymistycznym: „To się nie kończy. To się nigdy nie skończy”. Czy ta powojenna spirala wzajemnej niechęci i zadawnionych ran między Polakami i Niemcami rzeczywiście nigdy się nie skończy? – To nie jest zakończenie pesymistyczne, ale realistyczne. W Niemczech po zakończeniu II wojny światowej bardzo często wygłaszano różne deklaracje i proklamacje, że wszystko, co związane z wojną, już się skończyło. Okazało się, że przeszłość doganiała nas jeszcze wielokrotnie i nieraz się z nią zderzaliśmy. To dotyczy nie tylko Niemiec, ale i innych krajów, także Polski. Wciąż wiele spraw i konfliktów z przeszłości do nas wraca, nie możemy ich zamknąć. Ale dopóki ostatecznie ich nie załatwimy, powinniśmy do nich wracać i powinniśmy się z nimi konfrontować. To konieczne. Między Polską a Niemcami pewne sprawy zostały ostatecznie uregulowane traktatami – uznane zostały granice. Teraz możemy już otwarcie rozmawiać o wszystkich sprawach związanych z wojną. Także o cierpieniach, których doświadczyła druga strona. O tragedii wypędzenia milionów Niemców. Te cierpienia były uzasadnione o tyle, że to Niemcy rozpoczęli II wojnę światową. To właśnie hitlerowskie Niemcy narzuciły światu okrutne reguły wojny i trzeba zawsze o tym pamiętać. Ale nie wolno też pomijać nieszczęść wypędzonych Niemców i milczeć na ten temat. Musimy mówić o tym głośno, bo inaczej powtórzy się to, o czym piszę w książce „Idąc rakiem” [młody Niemiec zainteresowany tragedią statku „Wilhelm Gustloff” poznaje w Internecie młodego Żyda, z którym spiera się o znaczenie tej postaci w historii. Spotykają się wreszcie, by porozmawiać osobiście pod zapomnianym pomnikiem Wilhelma Gustloffa w Schwerinie. Wybucha między nimi ideologiczny spór, w którym obaj posługują się sloganami i półprawdami. I właśnie pod tym pomnikiem Konrad zabija Dawida. Günter Grass opowiedział o zatopieniu „Wilhelma Gustloffa” poprzez pryzmat trzech pokoleń – przedwojennego, wojennego i współczesnego. Konrad za morderstwo trafia do więzienia, ale w Internecie uznany zostaje za narodowego bohatera – red.]. Po raz pierwszy po wojnie byłem w Gdańsku w 1958 r. Wtedy między Polakami i Niemcami było mnóstwo tematów tabu. Spraw, o których nikt oficjalnie i głośno nie mówił. Dziś rozmawiamy otwarcie i o hanzeatyckiej, i o niemieckiej przeszłości Gdańska. Polacy mają prawo do pełnej wiedzy o historii tego miasta. To, że wreszcie rozmawiamy bez tematów tabu, jest naszym wspólnym zyskiem. Polaków i Niemców. – Podkreśla pan, że jeśli Polacy i Niemcy będą rozmawiać ze sobą bez tematów tabu, to nasze wspólne sprawy lepiej się ułożą, ale z drugiej strony, w powieści „Idąc rakiem” pisze pan: „Historia: ściślej mówiąc historia, w której sami maczaliśmy palce, to zapchany klozet. Spłukujemy i spłukujemy, a gówno mimo to wypływa”. Czy nasz dialog ma zatem sens? I co zrobić z tą naszą pamięcią, żeby naprawdę była wspólna? – Po prostu nie możemy milczeć. Musimy rozmawiać o przeszłości bez tematów tabu. Wtedy będziemy mogli patrzeć w przyszłość i wtedy ten klozet przestanie się zapychać. Po II wojnie światowej do stołu zasiedli przywódcy wielkich mocarstw i na konferencji pokojowej postanowili przesunąć granice. Przenieśli ludzi z jednego miejsca w drugie i uznali, że sprawa jest załatwiona. Ale z tym wiązały się ogromne cierpienia ludzi. Polaków i Niemców. I ja chcę o tych cierpieniach milionów pisać. To powinien być jeden z tematów literatury. Nie piszę o ludziach, którzy tworzą historię i decydują o biegu zdarzeń, ale o tych, którzy tej historii doświadczają. O ludziach, którzy ponoszą konsekwencje decyzji historycznych i którzy są przedmiotem historii. – Polacy także mają swój wschodni problem. – Tak samo jak dialog pomiędzy Polską a Niemcami potrzebna jest rozmowa między Polską a jej wschodnimi sąsiadami. Ukraina to ważny wschodni sąsiad Polski i należy rozmawiać z nim o wypędzeniach, eufemistycznie nazywanych „przesiedleniami ludności”. Ale pod warunkiem uznania obecnych granic i bez rewanżyzmu, bez haseł o „powrocie do Lwowa”. Kiedy w 1958 r. jeszcze jako student pisałem „Blaszany bębenek” i przyjechałem do Gdańska, żeby porozmawiać z ludźmi, m.in. o obronie Poczty Gdańskiej, nie miałem żadnych kłopotów z nawiązywaniu kontaktów. Rozmawiano ze mną chętnie, bo w większości byli to uchodźcy. Tak jak ja. Ludzie wypędzeni ze swoich domów – z Grodna, Wilna. Łączyły nas

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 24/2003

Kategorie: Wywiady