Nasi żołnierze będą w rejonie, gdzie toczy się wojna Minister Radek Sikorski ostatnio zdecydowanie nie ma szczęścia. Jeszcze kilka dni temu z dumą podkreślał swoje wspaniałe stosunki i układy z sekretarzem obrony USA, Donaldem Rumsfeldem, a tu właśnie dowiedział się, że Rumsfelda już nie ma na dotychczasowym stanowisku. Co prawda pozostał naszemu ministrowi w odwodzie jeszcze drugi „przyjaciel”, też dinozaur z minionej epoki – sam wiceprezydent Dick Cheney, ale jaskółki latające w mieście nad Potomakiem wiedzą, że ma on coraz mniej do powiedzenia. Znamienne, że układy polskich polityków spod znaku PiS opierają się w Waszyngtonie właśnie na superkonserwatywnych, niewiele wiedzących republikańskich jastrzębiach. Z kolei np. dostęp polityków PiS do tyleż inteligentnej, co i cynicznej Condoleezzy Rice jest mocno utrudniony. W Waszyngtonie mówi się, że pani sekretarz stanu rozmawia tylko z politykami mądrymi i mającymi przyszłość. Ceną tych pozornie kordialnych stosunków z elitami amerykańskimi jest niestety dalsze uwikłanie się w daleko idący polityczny i personalny serwilizm. Dzisiaj Polska w Europie jest już postrzegana nie jako partner, ale raczej jako sługa USA. A który z poważnych polityków rozmawia nie z panem, lecz ze sługą, mimo że ten pręży (liche zresztą) muskuły. Polska – podobnie jak i inne państwa naszego regionu – winna jest wdzięczność Ameryce za pomoc w uwolnieniu spod zależności od ZSRR. Ale poczucie wdzięczności nie może przekraczać granic zdrowego rozsądku. Zupełnie inaczej – bardziej realistycznie wyrażają swą wdzięczność Czesi czy Węgrzy, nie wspominając już o małych państwach naszego regionu. Natomiast politycy PiS dawno już w serwilizmie przekroczyli granice zdrowego rozsądku i zatracili poczucie suwerenności. Udział w okupacji Iraku, nazywając rzecz po imieniu, był jeszcze częściowo uzasadniony. Nie tylko dlatego, że część misji ma charakter humanitarny. Irak mógł się stać zarzewiem konfliktu na dużą skalę, bo jest jednym z największych producentów ropy naftowej… Irackie złoża trzeba zabezpieczyć przed destabilizacją. Ale też trzeba umieć wyciągnąć z udziału w misji realne korzyści ekonomiczne. A nasze są jak na razie nad wyraz skromne, bo jak inaczej nazwać liche finansowo kontrakty na dozbrojenie irackiej armii? Słuszna jest teza, że w związku z procesami globalizacji zmieniło się też pojęcie wojny. A w związku z tym lepiej, łatwiej i taniej prowadzić działania wojenne czy pacyfikacyjne daleko od swoich granic, niż zwalczać terroryzm u siebie. Ale nie można też bezkrytycznie realizować imperialnych interesów globalnego mocarstwa, które w zamian stawia nasz kraj w rzędzie takich mocarstw i sojuszników jak np., niczego mu nie ujmując, Burkina Faso. Można oczywiście powiedzieć, że nie tylko ludzie, ale również państwa uczą się na własnych błędach. Oby było ich jak najmniej, rzecz jasna, bo na błędach nadambitnych polityków cierpią obywatele. My już taki przykład mamy do odcierpienia na własnej skórze. Trzeba sobie postawić w końcu pytanie: czy zgodne z interesem naszego kraju jest kontynuowanie wojskowego zaangażowania w Iraku, czy też nie? Już dzisiaj widać wyraźnie, że Irak może funkcjonować tylko jako państwo federalne złożone z trzech równorzędnych członów: szyickiego, sunnickiego i kurdyjskiego Ten środkowy musiałby jeszcze długo pozostać pod międzynarodowym nadzorem, bo generalnie iraccy sunnici – nie tylko zresztą oni – są społeczną bazą międzynarodowego terroryzmu. Tymczasem Polska ma tu do wykorzystania wielką szansę… Mało już kto pamięta, że w słynnej 14-punktowej rezolucji prezydenta USA Wodrow Wilsona z 1917 r. była mowa, w tym samym 13 punkcie, o wolnej Polsce i o wolnym… Kurdystanie. Gdyby Polska odważnie dzisiaj to przypomniała światowej opinii publicznej, to na pewno zyskałaby u wszystkich, z wyjątkiem może Turcji i Iranu, wielkie plusy… Nie wyszliśmy jeszcze z Iraku, choć można było ustalić termin, i to z podniesioną głową, a już pakujemy się w awanturę afgańską. Może to być niestety dla naszych żołnierzy, nie dla chimerycznych i nieudolnych polityków, bardzo krwawa łaźnia. Na początek należy przypomnieć, że nikt jeszcze w Afganistanie – mając na myśli państwa zewnętrzne – wojny nie wygrał… Terytorium Afganistanu stanowi zlepek pustyń położonych na zachodzie kraju oraz wysokich łańcuchów górskich na północy, wschodzie i głębokim południu. Afgańskie góry są na tyle wysokie i strome, że bardzo długo stanowiły bezpieczną zaporę dla większych ruchów migracyjnych, pochodów wojsk,