Ekspertyzy zlecone przez prokuraturę nie potwierdzają zeznań funkcjonariuszy ABW Dwa lata temu, 25 kwietnia 2007 r., zginęła Barbara Blida. Przez ten czas w tej sprawie przesłuchano kilkudziesięciu świadków, zgromadzono dziesiątki akt materiałów, nad sprawą pracują prokuratura w Łodzi i sejmowa komisja śledcza. Czy dzięki tej pracy możemy mówić, że okoliczności śmierci byłej posłanki są już bliskie wyjaśnienia? I tak, i nie. Bo jeżeli nawet wiemy już, dlaczego Barbara Blida zginęła, to wciąż nie wiemy jak. Samobójstwo czy szamotanina? Prokuratura przeprowadziła w sprawie śmierci Blidy bodajże siedem eksperymentów. I sęk w tym, że nie potwierdzają one zeznań funkcjonariuszy ABW. Śledztwo w tej sprawie wciąż trwa (co samo w sobie wiele mówi), prokuratura bardzo pilnuje, by nie było żadnych przecieków, możemy się więc opierać na strzępach nieoficjalnych informacji. Kluczową sprawą jest założenie, że była posłanka popełniła samobójstwo. Lecz sekcja zwłok stawia nad tą tezą znaki zapytania. Otóż, jak się okazuje, zagadkowy jest kierunek wlotu kuli. Jest on, jak się dowiedzieliśmy, pod kątem prostym, a w zasadzie lekko nachylony w kierunku lewej ręki. Blida była praworęczna. Proszę więc przeprowadzić eksperyment – wziąć w prawą rękę broń i strzelić do siebie z lewej strony. Tak się nie da. Jak więc zginęła? Ktoś strzelił do niej? Trudno w to uwierzyć. Może więc zginęła w szarpaninie z funkcjonariuszką ABW? Kiedy broń sama wystrzeliła? Ale wówczas nie byłoby to samobójstwo… Tej wersji obecna podczas zatrzymania funkcjonariuszka ABW zaprzecza. Twierdzi, że siedziała na oparciu fotela, w korytarzu, przed łazienką. Kłopot polega jednak na tym, że trudno jest te zeznania zweryfikować. Po pierwsze, funkcjonariuszka przeżyła załamanie nerwowe, więc nie można jej przesłuchiwać. Po drugie, dziwne są zeznania obecnych w domu Blidów funkcjonariuszy. Oni twierdzą, że strzału nie słyszeli. Tymczasem wszystkie eksperymenty pokazują, że musieli go usłyszeć. Dlaczego więc składają takie dziwne zeznania? Po trzecie, nie sposób zrekonstruować wydarzeń w domu Blidów na podstawie śladów, bo zostały one zatarte. To jest rzecz najbardziej zdumiewająca, gdyż kto jak kto, ale ludzie ze służb specjalnych chyba wiedzą, jaką rolę odgrywają ślady i jak powinni się zachować w podobnej sytuacji. Nasuwa się więc pytanie: czy jakieś ślady były zacierane celowo? Z tego, co wiemy, wątpliwości budziły też badania śladów po prochu z wystrzelonego pistoletu. Dziwna też była obecność niektórych osób w domu Blidów. To wszystko pozostaje do wyjaśnienia. Zleceniodawcy Łatwiej nam natomiast odpowiedzieć na pytanie, jak doszło do tego, że oficerowie ABW wkroczyli do domu Blidów w obecności kamery. Tu nie było przypadku. Katowicka ABW i prokuratura co najmniej od stycznia 2006 r. polowały na Blidę, szukały na nią haków, różnym ludziom proponowano różne rzeczy w zamian za zeznania ją obciążające. Byłej posłance SLD założono podsłuch, otoczono agenturą. Pracował nad tym zespół ośmiu funkcjonariuszy ABW (potem było ich kilkunastu) i czterech prokuratorów. Nad ich działaniami czuwali zwierzchnicy. W prokuraturze co tydzień odbywały się zebrania, podczas których prokuratorzy referowali przełożonym stan spraw. Nad działaniami ABW pieczę sprawowała centrala w Warszawie, tropy wiodą do Grzegorza Ocieczka, zastępcy szefa ABW. Na tropieniu Blidy budowano kariery – bo jak inaczej wytłumaczyć karierę prokuratora Krzysztofa Sieraka, który z prokuratury rejonowej awansował do prokuratury krajowej? Do centrali w Warszawie? Na tropieniu Blidy budowano wielkie polityczne nadzieje – w lutym 2007 r., podczas nocnej narady u premiera Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniew Ziobro zapewniał go, że za chwilę pokaże Polsce ów „układ”. I z okazji aresztowania Blidy szykowano wielką propagandową fetę. Barbara Blida żyłaby, gdyby nie państwo PiS. Gdyby nie patologiczny mechanizm wiodący od góry do dołu. Na górze mieliśmy ludzi, którzy wierzyli w „układ” i którzy wierzyli, że jak „układ” pokażą Polakom, to Polacy ich pokochają. Takie wnioski nasuwają się, gdy czytamy relacje z nocnej narady u premiera Kaczyńskiego, która odbyła się w lutym 2007 r. Jarosław Kaczyński wierzył w „układ” i z lubością planował jego rozbicie, to on decydował, czy Blidzie, gdy będzie aresztowana, należy założyć kajdanki, czy nie. Zbigniew Ziobro znał tę słabość pryncypała. To on go zapewniał, że materiały obciążające byłą posłankę są stuprocentowe, że pokażą układ i pozwolą zniszczyć politycznych rywali PiS. Czy on też wierzył w „układ” czy też cynicznie manipulował
Tagi:
Robert Walenciak









