Za kradzież wafelka idzie się do więzienia, a ktoś, kto okrada własne dziecko na 100 tys. zł, jest bezkarny Marta Makulec rozstała się ze swoim partnerem w 2009 r., sąd zasądził 600 zł alimentów na syna, dziś 12-letniego. Partner od początku nie płacił. Marta ocenia, że łącznie ma 50 tys. zł długu alimentacyjnego. Szybko założył nową rodzinę, spędza z nią wakacje – w Belgii, Francji, Szwecji. Zdjęcia z wojaży zamieszcza w internecie, ma niezły samochód i telefon. Ona, z zawodu sprzedawczyni, w 15-letniej karierze zawodowej przeszła przez sześć różnych firm, ale tylko w dwóch była zatrudniona na umowę o pracę. Do końca grudnia 2015 r. pracowała na zlecenie w serwisie hurtowni, od stycznia znów szuka zajęcia. Najpierw uległa powszechnej opinii, że z niepłacącym alimentów facetem nic się nie da zrobić. Potem jednak zaczęła walczyć. Półtora roku krążyła po urzędach, by zatrzymać prawo jazdy ojca swojego syna. Potem tygodniami próbowała wyśledzić jego miejsce pracy. Na policji, gdzie składała doniesienie, funkcjonariuszka jej nie wierzyła. W końcu zadzwoniła do niego, by potwierdził, że nie płaci, i na podstawie tej rozmowy umorzyła sprawę. W prokuraturze Marta usłyszała: „Wstydziłaby się pani żądać pieniędzy od ojca, ja zarabiam tyle, że nie potrzebuję nikogo prosić”. Urzędnicy wytykali jej złośliwość i zazdrość, bo pan M. ma, a ona nie. W listopadzie 2014 r. Marta spotkała Agnieszkę Szałachowską, też z Elbląga, która była w podobnej sytuacji. Razem stworzyły w internecie grupę „Alimenty”, później postanowiły założyć Stowarzyszenie Poprawy Spraw Alimentacyjnych „Dla Naszych Dzieci”, którego prezesem została Agnieszka. Pomaga im pro bono prawniczka Danuta Wawrowska. 8 marca 2015 r. pojechały do Warszawy na manifestację i nawiązały kontakt z Wandą Nowicką. W grudniu z inicjatywy Danuty Wawrowskiej zorganizowały ogólnopolską akcję „Alimenty to nie prezenty”. Domagały się lepszej ich ściągalności i podniesienia niezmienianego od ośmiu lat progu uprawniającego do świadczeń z Funduszu Alimentacyjnego, który wynosi 725 zł. Koordynatorką akcji została Joanna Łukaszewicz. Przez dwa tygodnie zebrały ponad 11 tys. podpisów. – To naprawdę wielki sukces – podkreśla Marta – bo zbieranie podpisów wcale nie było łatwe. Często słyszałam: „Nie, dziękuję, nie chcę się mieszać, nie interesuje mnie to”. Na nic się zdały tłumaczenia, że przecież te ponad 8 mld długu alimentacyjnego dotyczy nas wszystkich, którzy płacimy podatki, że milion dzieci w kraju nie dostaje alimentów. Byle nie rozwódka Dorota Wollenszleger prowadzi w Gdańsku na ul. Strzeleckiej, blisko sądów, firmę Centrum Rozwodowe – Kobieta i Rozwód. Na ten pomysł wpadła po własnej, ciągnącej się latami sprawie rozwodowej i utracie pracy w ZUS. Dorota wspiera inicjatywę Marty i Agnieszki, od pięciu miesięcy jest członkinią stowarzyszenia Dla Naszych Dzieci. Uczestniczyła w ich grudniowej akcji. – Zbierałyśmy podpisy na ulicy, zostawiałyśmy listy w sklepach, wysyłałyśmy do dziewczyn z Wejherowa, Pucka, Tczewa. Teraz dzwoni do mnie wiele kobiet, opowiadając o swoim położeniu. Przed chwilą napisała pani z Wejherowa, ma szóstkę dzieci. Na czwórkę starszych sąd ustanowił alimenty po 150 zł na dziecko, na dwójkę malutkich nic nie przyznał, stwierdzając, że one nie mają potrzeb. Choćby ta historia pokazuje, że wcale nie jest łatwo uzyskać alimenty na przyzwoitym poziomie, najlepiej mieć faktury na wszystko. Jeśli natomiast kobieta występuje o podwyższenie świadczeń, zainteresowanie ojców dzieckiem nagle wzrasta. Gdy sąd, biorąc pod uwagę poniesione nakłady, oddala roszczenia, kontakty ustają jak nożem uciął. Dorota z byłym mężem byli jak papużki nierozłączki, znali się od 17. roku życia. On robił karierę w biznesie, ona pomagała mu rozkręcić firmę, sama pracowała na skromnej urzędniczej posadzie. Żyli zasobnie, za kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie, córkę wozili na zajęcia z baletu, plastyki, jazdy konnej. Po urodzeniu drugiego dziecka Dorota zachorowała na stwardnienie rozsiane. Rok po diagnozie on odszedł. – Jest bezwzględny w walce o alimenty. Wystąpił o opiekę naprzemienną, którą często się proponuje, by uniknąć płacenia świadczeń. Nie zgodziłam się, bo tego rodzaju opieka rzadko się sprawdza i raczej jest krzywdą wyrządzaną dzieciom. Potem sięgnął po inne chwyty, z próbą zmiany sędziego włącznie. Ukradł mi nawet samochód prosto z parkingu. Po pięciu latach sąd ustanowił wysokość alimentów