Kuriozalny pomysł, by byli żołnierze Legii Cudzoziemskiej mogli służyć w Wojsku Polskim W sierpniu, a więc w miesiącu obchodów święta Wojska Polskiego, chciałoby się napisać coś przyjemnego i wesołego o naszej armii, ale będzie to bardzo trudne, skoro w ciągu kilkunastu poprzednich miesięcy z Sił Zbrojnych płynęły niemalże same złe wieści. Nawet tegoroczne obchody są znacznie skromniejsze, bo bez defilady. Brakuje na nią pieniędzy, a przecież ostatnie dwie parady to też była znaczna rozrzutność. Miały one propagować między innymi ideę służby zawodowej w wojsku, ale cała para poszła w gwizdek, bo chętnych (przynajmniej na razie) nie brakuje, zabrakło natomiast dla nich miejsc w armii, która od ostatniej defilady tak się skurczyła, że trudno by było w tym roku wystawić do przemarszu odpowiednio reprezentacyjny rzut pieszy. Spełniły się, jak się okazuje, prorocze słowa min. Bogdana Klicha wygłoszone w lutym br. przed senacką Komisją Obrony, iż, cytuję: „Obawiam się, że nie będę mógł utrzymać mojego przekonania, że Polsce potrzeba 120 tys. żołnierzy”. Rzeczywiście, nie utrzymał. Obecnie, po kilku miesiącach, min. Klich przekonany jest, że Polsce wystarczy jedynie stutysięczna armia, bo taką liczebność ma osiągnąć Wojsko Polskie już do końca 2009 r. Etatów w wojsku jest jednak znacznie więcej, a po ostatnich zwolnieniach żołnierzy zasadniczej służby wojskowej do rezerwy z ewidencji ubyło ok. 20 tys. żołnierzy. Nie ubyło jednak zarazem jednostek, sprzętu, uzbrojenia, wstrzymano natomiast nabór szeregowych zawodowych na miejsce zwolnionych do rezerwy, a więc brakuje żołnierzy w obsługach, obsadach i załogach większości sprzętu bojowego. Jednostki utraciły zdolność bojową i życie w nich zamarło. Zbliżamy się zatem nieuchronnie do zasadniczej części tzw. profesjonalizacji sił zbrojnych, a mianowicie do redukcji. Wprawdzie autorzy profesjonalizacji jak ognia unikają tego słowa i żarliwie się od niego odżegnują, ale zapisy w „Programie rozwoju Sił Zbrojnych RP w latach 2007-2012” (wraz z aneksami) nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Wprawdzie dokument jest niejawny, ale resort zadbał o to, aby w mediach lub ogólnodostępnych resortowych periodykach dozować porcjami, żeby nie powodować szoku, hiobowe wieści o zmianach dyslokacji, przeformowaniach oraz o likwidacji jednostek wojskowych. Minister obrony narodowej również osobiście włączył się w tę akcję, realizując tzw. gospodarskie wizyty w różnych garnizonach i ogłaszając czasem dobre, lecz częściej gorsze wieści o przyszłym losie stacjonujących tam jednostek. Na marginesie, ciągle sobie przypominam wypowiadane kilka lat temu przez ówczesnego przełożonego pana Klicha, ministra obrony narodowej Bronisława Komorowskiego, obietnice, że prowadzona wtedy redukcja wojska do poziomu 150 tys. żołnierzy jest ostatnią i ostateczną, bo niżej już nie można. Cóż takiego dobrego się stało w Polsce i w jej otoczeniu, że teraz już można redukować do 100 tys., a nawet niżej? Mimo głoszonego przez min. Klicha optymizmu kadra jednostek wojskowych nie ma wątpliwości, że każdy manewr dotyczący ich jednostki będzie wiązał się z ograniczeniem liczby stanowisk. Tak na pewno będzie w przypadku łączenia dwóch jednostek w jedną, bo w jego wyniku nie powstanie duża, podwójna jednostka, lecz organizm niewiele większy od każdego z wyjściowych składowych, a może nawet mniejszy. W planowaniu realizowanym przez Sztab Generalny nie stosuje się prostych zasad arytmetyki, gdzie 1+1 zawsze równa się 2. To proste działanie w sztabie może mieć wynik równy 1, czasami nieco powyżej, a czasami poniżej 1. To wszystko zależy od odgórnego założenia, ile ma być. Tłumacząc to na prosty język, po połączeniu jednostek sumaryczna liczba etatów w nowej jednostce nie będzie podwojona, lecz nieco większa, taka sama lub nawet mniejsza niż przed połączeniem w każdej z jednostek. Sporo stanowisk będzie się dublować, a więc sporo ludzi nie znajdzie miejsca w nowej strukturze. Na pewno każda tzw. restrukturyzacja oddziału będzie wiązać się ze zmniejszeniem jego stanu osobowego. W wypadku przedyslokowania jednostki do innego, czasami bardzo odległego garnizonu nie wszyscy żołnierze znajdą nowe miejsce w szyku, szczególnie wtedy, gdy wraz ze zmianą miejsca stacjonowania nastąpi przejście na nowy, zmniejszony etat, a tak będzie w większości przypadków (jeśli nie we wszystkich). Gdy jednostka będzie całkowicie likwidowana (takich przedsięwzięć planuje się sporo), sytuacja jest prosta, wszyscy znajdą się za burtą i uratują się tylko nieliczni, dla których ktoś
Tagi:
Piotr Makarewicz









