Artyści w okopach Woli

Artyści w okopach Woli

Ponieważ teatr niewiele bierze z miejskiej kasy, to… trzeba zwolnić dyrektora. Bo za mało klasyczny?

Jeszcze trzy lata temu Teatr Na Woli im. Tadeusza Łomnickiego w Warszawie wystawiał głównie lektury szkolne w szkolnych interpretacjach. Miasto zdecydowało się wówczas rozpisać konkurs na dyrektora teatru. W szranki stanęli Krystyna Demska-Olbrychska oraz Maciej Kowalewski, rocznik 1969, aktor, dramaturg i reżyser teatralny, mający już na koncie głośną sztukę „Miss HIV” oraz współautorstwo zrealizowanej również dla Teatru Telewizji „Ballady o Zakaczawiu”. Kowalewskiemu zwycięstwo przyniosła wizja teatru otwartego na współczesną polską dramaturgię, krytycznie patrzącą na naszą rzeczywistość społeczną. Jako dyrektor naczelny i artystyczny wizję tę przez trzy lata realizował ze sporym rozmachem. To stało się przyczyną jego kłopotów. Kilka tygodni temu warszawski ratusz zdecydował się nie przedłużać z nim umowy. Nie pozwolił mu również wystartować w nowym konkursie. Z prostego powodu – nowego konkursu nie będzie.

Artyści murem

W obronie Kowalewskiego wystąpiło środowisko artystyczne. Wystosowało do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz list otwarty w obronie dyrektora Teatru Na Woli. Pod apelem podpisało się ponad stu artystów, w tym Agnieszka Holland, Kasia Adamik, Agata Buzek, Małgorzata Braunek, Ewa Błaszczyk, Paweł Królikowski, Iza Kuna, Edward Linde-Lubaszenko, Rafał Mohr, Hanna Samson i Andrzej Saramonowicz. Podkreślają oni, że za czasów Kowalewskiego Teatr Na Woli zaczął w swoich spektaklach podejmować ważne kwestie społeczne, prowadził odważny i skuteczny dialog z widzem, nie tylko w formie samych przedstawień, ale również poprzez organizowane po nich dyskusje.
„Przegląd” sztukę „Ostatni Żyd w Europie” zaliczył do 12 najważniejszych spektakli sezonu. Krytyka nie zawsze była tak łaskawa. Sztuki budziły spore emocje, kontrowersje, z pewnością były zauważane. Było to na rękę warszawskiemu ratuszowi, który uzasadniając pozbycie się Kowalewskiego, posłużył się wyimkami z recenzji. Inaczej na Teatr Na Woli patrzyli sami artyści. Również ci niezwiązani z rodzimym środowiskiem. Igor Wyrypajew, jeden z najbardziej cenionych rosyjskich dramatopisarzy i reżyserów młodego pokolenia (reżyser głośnego filmu „Euforia”), wybrał właśnie wolski teatr, aby wyreżyserować w nim swoją sztukę „Lipiec”, z nagrodzoną rolą Karoliny Gruszki (prywatnie żony).

Dobry organizator

Co ważne, Kowalewski jako dyrektor odnosił sukcesy nie tylko na polu artystycznym. Okazał się też sprawnym menedżerem. Przede wszystkim uregulował kwestie własności gruntów należących do Teatru Na Woli, czego rezultatem było założenie ksiąg wieczystych dla nieruchomości teatru, mieszczącego się w tym samym budynku co siedziba jednego z banków. Rozwiązał więc problem trapiący wiele warszawskich instytucji kultury.
Wprowadził również szereg innowacji otwierających teatr na nowych widzów i uatrakcyjniających jego wizerunek. O ile nowoczesne logo i funkcjonalna strona internetowa to w dniu dzisiejszym jazda obowiązkowa, o tyle wyświetlanie podczas przedstawień list dialogowych w języku angielskim nie jest z pewnością standardem w warszawskich teatrach. A za Kowalewskiego w Teatrze Na Woli praktycznie wszystkie sztuki są grane „z napisami” ułatwiającymi odbiór spektakli cudzoziemcom mieszkającym czy przebywającym w Warszawie.

Ratusz stawia zarzuty

Jakie zarzuty ratusz stawia więc Kowalewskiemu? Możemy je poznać, sięgając do odpowiedzi Hanny Gronkiewicz-Waltz na interpelację wystosowaną przez Bartosza Dominiaka, radnego SdPl. Oczywiście mając świadomość, że dokument ten – chociaż podpisany przez panią prezydent – był opracowany przez Biuro Kultury warszawskiego ratusza. Władze miasta przyznają wprost: „nie ma podstaw do kierowania do pana Macieja Kowalewskiego uwag krytycznych” w zakresie działalności organizacyjnej i finansowej. Jedynym na dobrą sprawę zarzutem zawartym w piśmie podpisanym przez panią prezydent jest przekształcenie teatru impresaryjnego w teatr autorski.
O co chodzi? Teatr impresaryjny to teatr niemający stałego zespołu aktorskiego złożonego z aktorów zatrudnionych na etatach. Wystawiane są w nim sztuki realizowane przez inne teatry, ale przede wszystkim realizuje własne projekty w ramach zespołów dobieranych ad hoc do poszczególnych przedsięwzięć. Teatr Na Woli jest teatrem impresaryjnym od lat 90. Takim też pozostał za czasów Kowalewskiego. Dowody? Zorganizowanie w Teatrze Na Woli przeglądu spektakli Teatru im. Heleny Modrzejewskiej z Legnicy, który swego czas zyskał rozgłos ogólnopolski. Program „Wola w OFF-secie” oferujący wsparcie dla twórców teatru offowego. Kontynuowanie Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Mimu oraz stworzenie Warszawskiego Centrum Pantomimy. Hip-hop Groove Festival, przedstawiający sztukę ulicy. Spektakl „I’m Sorry” Zbigniewa Hołdysa, skierowany do młodzieży.
Powtórzmy więc pytanie: o co chodzi? Ratusz zarzucając Kowalewskiemu budowę teatru autorskiego, ma na myśli, że wystawia on w Teatrze Na Woli sztuki własnego autorstwa i we własnej reżyserii. Nie jest to jednak dominujący element aktywności wolskiego teatru. Za czasów dyrektorowania Kowalewskiego miało miejsce 12 premier. Z pewnością były to sztuki najbardziej kontrowersyjne. Jak „Trzy siostrzyczki trupki” pokazujące polską rzeczywistość bez retuszu, podejmujące w sposób bezpośredni problem społecznego wykluczenia. Ewa Szykulska, aktorka związana z Teatrem Na Woli, broniąc Kowalewskiego na sesji Rady Miasta Stołecznego Warszawy, przyznawała, że to teatr „niepiękny”, dodając jednocześnie, że niepiękna jest też polska rzeczywistość. Polemizując z argumentem dotyczącym teatru autorskiego, mówiła: „Szekspir też pisał sztuki i wystawiał je w swoim teatrze. A jakie czasy, taki Szekspir”. Na marginesie dodajmy, że startując w konkursie, Kowalewski w swoim projekcie napisał, że chce wystawić napisaną przez siebie sztukę „Wyścig spermy”. I konkurs ten wygrał.
Szefujący stołecznemu Biuru Kultury Marek Kraszewski podczas sesji rady miasta sformułował również zarzut niskiej – wynoszącej 60% – frekwencji. Dyrektor literacki teatru, Remigiusz Grzela, polemizując z tą statystyką, zauważył, że wolski teatr ma tylko jedną, dużą scenę – liczącą ok. 400 miejsc. Grane są na niej wszystkie przedstawienia, również te bardziej eksperymentalne, które w innych teatrach prezentowane są na scenach kameralnych, liczących do 100 widzów. Zresztą trudno nie pokusić się o ogólną refleksję, że posługiwanie się statystyką w kulturze często prowadzi na manowce. Znacznie lepiej statystyka sprawdza się, gdy mówimy o finansowej stronie funkcjonowania instytucji kultury. „Udział środków finansowych z budżetu miasta w całkowitych kosztach działalności bieżącej to 42% przy założeniu 130 spektakli w roku. Dla porównania mniej więcej z tą samą ilością spektakli Teatr Dramatyczny utrzymuje się w 93% z miejskich pieniędzy, Ateneum w 68%, Teatr Studio w 86%, a Teatr Powszechny w 72%. Wniosek płynie z tego prosty – przy tak małym udziale budżetu miasta Teatr Na Woli realizuje w pełni zadania teatru repertuarowego w ramach działalności tworzenia i upowszechniania kultury”, broni swojego teatru Remigiusz Grzela.

Teatr krytyczny

Nie jest on odosobniony. Za Kowalewskim murem stanęli pracownicy teatru. Również aktorzy, którzy broniąc dyrektora, nie bronią swoich etatów – przecież w teatrze impresaryjnym ich zwyczajnie nie mają. Prócz cytowanej już Ewy Szykulskiej na sesji rady miasta pojawili się m.in. Krzysztof Kiersznowski, Magdalena Stużyńska, Elżbieta Czerwińska i Barbara Krafftówna. – Chociaż nie mamy etatów, dyrektorowi Kowalewskiemu udało się zbudować w Teatrze Na Woli taką instytucję, do której chce się wracać, chce się przychodzić – mówi Krafftówna.
Cały czas toczy się walka między artystami zaangażowanymi, dla których teatr ma być narzędziem krytyki i zmiany społecznej, i władzami miasta, które wolą mieć święty spokój i wystawiać „klasyczny repertuar w klasycznych interpretacjach”. Ostatnio ofiarą tego mechanizmu padł Wojciech Klemm, który uczynił z jeleniogórskiego teatru im. C.K. Norwida jedną z najciekawszych scen w Polsce. Że z podobnym przypadkiem mamy do czynienia w Teatrze Na Woli, najlepiej świadczy wystąpienie radnego PiS Macieja Maciejewskiego, który mówił wprost, że do Teatru Na Woli nie chodzi, wyrażając zadowolenie z faktu, że są jeszcze w stolicy bardziej „konserwatywne” teatry. Chociaż, przyznajmy, w tym wypadku „święty spokój” na Woli chce mieć nie opozycyjne PiS, lecz rządząca Platforma.
– Kowalewski zrobił swoje, wyprowadził organizacyjnie teatr na prostą, postawił jednak na repertuar, który wielu staje kością w gardle. Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść – podsumowuje całą sprawę Paweł Pawlak, wiceburmistrz Woli z rekomendacji SLD, dodając, że przy podejmowaniu decyzji w sprawie Kowalewskiego ratusz nie konsultował się z władzami Woli. – My nie mamy do działalności pana Kowalewskiego żadnych zastrzeżeń – dodaje.
Co dalej z Teatrem Na Woli? Podczas sesji rady miasta wiceprezydent Włodzimierz Paszyński zapowiedział, że ratusz chce, aby dyrektorem Teatru Na Woli został Tadeusz Słobodzianek, jeden z najwybitniejszych żyjących polskich dramatopisarzy. – Nie ma wątpliwości, że Słobodzianek to dramatopisarz wybitny. Tyle że on już ma w Warszawie teatr, który funkcjonuje dzięki finansowemu wsparciu miasta – mówi radny Andrzej Golimont (SLD), wyrażając obawę, że „przesunięcie” Słobodzianka z Laboratorium Dramatu do Teatru Na Woli postawi pod znakiem zapytania dalsze istnienie tej pierwszej instytucji. Pojawia się pytanie, czy zamiast dwóch instytucji kultury – Teatru Na Woli Kowalewskiego i Laboratorium Dramatu Słobodzianka – Warszawa nie będzie miała tylko jednej, mianowicie Teatru Na Woli Słobodzianka.
W sprawie Teatru Na Woli głos zabrał również Związek Artystów Scen Polskich (ZASP). „Oświadczamy, że ZASP konsekwentnie stoi na stanowisku konieczności konkursu i opiniowanie nawet wybitnych osobowości teatru bez koniecznej procedury jest niemożliwe. Przy całym szacunku dla dokonań Tadeusza Słobodzianka odmawiamy jakichkolwiek opinii w stosunku do kandydata proponowanego bez konkursu”. Podpisano: Joanna Szczepkowska – Prezes ZASP wraz z Zarządem.

Wydanie: 2010, 26/2010

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy