Artysta ironiczny

Artysta ironiczny

1989 USA Nowy Jork Broadway n/z Janusz Glowacki pisarz , dramaturg fot. Czeslaw Czaplinski/FOTONOVA UWAGA!!!! Zdjecie moze byc uzyte tylko z prawidlowym podpisem: fot. Czeslaw Czaplinski/FOTONOVA internet + 100 %

Janusz Głowacki (1938–2017) Żyło mu się łatwo i łatwo się pisało. Umiał owinąć sobie wokół palca PRL, obrócić na swoją korzyść stan wojenny, z Ameryki wycisnąć, ile się dało. Talent, cudowny zmysł obserwacji, pracowitość? Tak, ale i coś jeszcze – inteligencja! Aż się prosi, by panu Januszowi zadedykować prośbę pana Wojtka: „Byłaś ze mną cały PRL, / Potrafiłaś bić się i wykłócać, / Dziś Ci muszę śpiewać jak Jacques Brel: / Nie opuszczaj mnie i nie porzucaj! (…) / Chcę Cię mieć przy sobie noce, dnie, / Więc mnie, proszę, nie strasz swą absencją! / Ukochana, nie opuszczaj mnie, / Nie wycofuj się… / …Inteligencjo!”. Z łomem na Rękasa Stanisława Życie i literatura Głowackiego bywały wymienne. Numer, który wykręcił wczoraj, dzisiaj stawał się kawiarnianą anegdotą. Ta jutro płynnie destylowała się w felieton dla „Kultury”, felieton zmieniał się w opowiadanie, a opowiadanie przechodziło w scenariusz filmowy. Ot, miał sprawę na kolegium za opalanie się na golasa (na plaży dla nudystów) i wypalił: „W ostatnim słowie proszę Wysoki Sąd o darowanie mi życia”. Po premierze „Potopu” napisał, że film, owszem, podobał mu się, nie może jednak zrozumieć, dlaczego Oleńkę zagrał Max von Sydow. Cóż, oboje aktorów łączyła silnie wysunięta dolna szczęka… W opowiadaniach także demonstrował nieziemską pomysłowość. Polski biedaemigrant w Paryżu zamierza ukatrupić młotkiem bogatą paniusię, bo wyczytał o tym w jakiejś rosyjskiej powieści. Ale jak się zjawił u niej z młotkiem za paskiem, ona zupełnie inaczej zinterpretowała ten sterczący pod spodniami trzonek i zatrudniła go na posadzie loverboya. To „My sweet Raskolnikow”. Głowacki zahaczył nawet o milicyjną serię „Ewa wzywa 07…”, dla której popełnił zeszyt „Dzień słodkiej śmierci” (100 tys. nakładu!). Jako że akcja rozgrywa się w warszawskim lokalu Lotos, u zbiegu Belwederskiej i Chełmskiej, można tam w korytarzu podziwiać okładkę zeszytu umieszczoną przez personel w ramkach. A Głowacki notuje smaczki obyczajowe i językowe. Knajpiany piosenkarz refren Sinatry „Strangers in the night” wykonuje po polsku jako: „Sama w taką noc, o rany Boga!”. No i sparafrazuje jeszcze Renę Rolską: „Złoty pierścionek / podpieprzył Bronek / z wystawy. / Za ten pierścionek / posiedzi Bronek / do sprawy”. Milicyjny lekarz zapoda do protokołu: „Stwierdzono sześć ran nożem drążących w kierunku klatki piersiowej”. A pewien desperat z owiniętym szmatą łomem w garści zaczai się na dzianego badylarza nazwiskiem Rękas Stanisław. Dlaczego? „Bo żona moja, jak mówiłem, jest kobietą luksusową”. Słuch językowy miał zresztą „Głowa” rozwinięty niebywale. Notował polszczyznę kaleką, niechlujną, ale kozacką, zadzierająca nosa. „Zapraszam na argumenty” – powie pani, która otwiera zebranie w „Polowaniu na muchy”. Marek Grechuta grający tam playboya ciągnie panienkę na chatę: „Mam w domu dwa pokoje: jadalny i egzekucyjny”. I czy można było trafniej zatytułować scenariusz filmu o Wałęsie niż słowem: „Przyszłem”? A w „Rejsie” to już dosłownie każdy zasuwa te językowe gotowce potworki. I tak ma być, bo to nie wycieczkowicze klepią zasłyszane banały, to „język mówi nimi”. Oczywiście język gazety, zebrania i kursokonferencji. Oni nieustannie gadają i plotą, ale w gruncie rzeczy od siebie samych nie mówią nic. M/s „Deliryk” i włocławskie Azoty Więc to, co kino będzie Głowackiemu pamiętać na pewno, to „Rejs” (1970). Przez kraj przetoczyły się właśnie wydarzenia marcowe i dwójka przyjaciół, Marek Piwowski i Janusz Głowacki, nudzi się. Bo ileż można zalewać pałę w Spatifie. Głowacki miał nawet własną miarę. Siedział, popijał i spoglądał na pewną niemłodą i niepiękną niewiastę, która do tej knajpy przychodziła niemal co wieczór. I kiedy ta pani zaczynała mu się podobać, wstawał, płacił i wychodził. Rozumiał, że to jest ten moment, od którego rozsądny facet nie powinien wypić już ani kieliszka więcej, bo alkohol zaczyna siać w jego umyśle spustoszenie. Więc ci przetrzeźwiali Piwowski z Głowackim kalkulują, jak by tu nakręcić taki film, żeby dał do wiwatu towarzyszowi Gomułce, który sprawił, że życie takie nudne, a wódka taka droga. Więc najlepiej drzeć z niego i z towarzyszy łacha, ale tak, by się nie zorientowali. Scenariusz? Musi być, bo inaczej komisja nie przystawi pieczątki, nie skieruje do produkcji i nie otworzy rachunku w banku. Powstał więc przeszło 50-stronicowy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 35/2017

Kategorie: Sylwetki