Artystyczne przestępstwo stulecia

Artystyczne przestępstwo stulecia

Nagrodzony Oscarem dokument „Człowiek na linie” trafia do kin Na pytanie, czemu się wspina na Mount Everest, alpinista George Mallory odpowiadał: „Bo jest”. „Kiedy mam trzy pomarańcze, zaczynam żonglować, kiedy widzę dwie wieże, przechodzę między nimi”, wyjaśnia z prostotą, jakby to była oczywistość, Philippe Petit, Francuz, który 7 sierpnia 1974 r. przeszedł na linie rozpiętej między szczytami bliźniaczych wież World Trade Center w Nowym Jorku. W tym samym tygodniu, 9 sierpnia, w wyniku śledztwa związanego z aferą Watergate z prezydentury zrezygnował Richard Nixon, ale przez moment właśnie ten ulotny, piękny, właściwie nie z tej ziemi wyczyn Petita, po którym zostały barwne wspomnienia i fotografie, przykuł uwagę ludzi. Artysta osobny Marzenie o spacerze między najwyższymi wówczas budowlami świata narodziło się na etapie ich planowania. Philippe (ur. w 1949 r.) od najmłodszych lat interesował się magią i sztukami cyrkowymi, choć w jego rodzinie nie było takich tradycji. Po prostu od początku był inny: mimo problemów z nauczycielami i szkołą udało mu się nauczyć samodzielnie rysowania, szermierki, stolarstwa, w czasie licznych podróży hiszpańskiego, niemieckiego, rosyjskiego i angielskiego, zdobył także wiedzę na temat architektury i budownictwa – co akurat nie dziwi. Na linie stanął w wieku 16 lat, występował na ulicach Paryża, żonglował, jeździł na monocyklu. Ale jego poważniejszym debiutem był występ w Vallauris na 90. urodziny Pabla Picassa w 1971 r. W tym samym roku przeszedł nielegalnie na linie między wieżami katedry Notre Dame w Paryżu, a dwa lata później zgromadził oniemiałą publiczność i policję pod pylonami Sydney Harbour Bridge. Następną akcją miało być zdobycie WTC, oczywiście również nielegalnie. Sam Petit mówi, że o budowie Twin Towers przeczytał w gazecie, w poczekalni u dentysty – od tego czasu wieże stały się jego obsesją, przedsięwzięciem planowanym drobiazgowo przez lata, któremu podporządkował wszystko i wszystkich. Opowieść o niezwyczajnym szaleństwie Do wydarzenia, które wprowadziło w osłupienie mieszkańców Nowego Jorku, wrócił po niemal 35 latach dokumentalista James Marsh w nagrodzonym Oscarem półtoragodzinnym amerykańsko-brytyjskim filmie „Człowiek na linie” (w kinach od 27 marca). „Mam umysł kryminalisty – wspomina reżyser pierwsze zdanie, jakie usłyszał od Petita. – Potem zademonstrował, jak zabić człowieka, posługując się egzemplarzem magazynu ťPeopleŤ, a przed naszym rozstaniem obrobił mi kieszenie. Miałem przed sobą niezwykłego indywidualistę, który patrzył na świat w unikalny sposób. Z wysokości i perspektywy, jakiej nie doświadczył nikt inny”. Wymarzony materiał dla filmowca. Numer z okradaniem Petit stosował zresztą często przy okazji zatrzymań przez policję. Charyzma i talent gawędziarski linoskoczka, hipnotyzującego od pierwszych kadrów dokumentu, zapewne zjednały mu ludzi, których zapalił do szaleńczego pomysłu i bez których nie zrealizowałby celu. Sześcioletnie przygotowania do całej akcji zaczęły się na dużej łące na francuskiej wsi, gdzie rozpięto linę odpowiadającą odległości między wieżami (ponad 40 m). Petit kilka razy latał do Nowego Jorku, a osiem miesięcy przed planowanym wyczynem zamieszkał tam. Wynajął helikopter, żeby zobaczyć wszystko z góry, a towarzyszący mu fotograf robił zdjęcia. Philippe wielokrotnie penetrował budynki od środka, podając się za dostawcę. Innym razem udając francuskiego dziennikarza z magazynu poświęconego architekturze, pod pretekstem pisania tekstu o WTC, zdołał wejść na sam szczyt wciąż budowanych wież, porozmawiać z robotnikami i zrobić zdjęcia. W ten sposób zdobył dane do zbudowania makiet i obmyślenia sposobu umocowań olinowania. Kwestią chyba trudniejszą od samego przejścia okazało się wniesienie do WTC około tony sprzętu, w tym stalowej liny, bez wzbudzania podejrzeń (!) i skoordynowanie prac zespołów na obu wieżach, przerzucenie liny i takie umocowanie, by wytrzymała podmuchy wiatru. Warto zdać sobie przy tym sprawę, że wszystko to musiało dziać się nocą w absolutnej ciszy. W przygotowania po stronie francuskiej zaangażowani byli Jean-Louis Blondeau, przyjaciel z wczesnej młodości, Annie Allix – ówczesna dziewczyna oraz Jean-François Heckel. Do ekipy zwerbowano także Amerykanów Jima Moore’a, Marka Lewisa, Barry’ego Greenhouse’a, Davida Foremana i Alana Welnera. Nie wszyscy zdali egzamin, ale wszyscy po trzech dziesięcioleciach z pasją opowiadają o tym niezwykłym wyczynie. Zamiarem reżysera Jamesa Marsha było osadzenie historii Petita w gatunku heist movie, czyli

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2009, 2009

Kategorie: Kultura