Asystentka

Asystentka

Kim pani jest, pani Jarucka? W najwcześniejszych wspomnieniach Anna Jarucka występuje jako osoba z kręgu współpracowników Teresy Kamińskiej, szefowej gabinetu politycznego premiera Buzka. Gdy w roku 2000 wiadomo już było, że przed AWS raczej nie ma przyszłości, Jarucka pojawiła się przy pośle Cimoszewiczu. Wtedy poseł Cimoszewicz miał ze sobą poważny kłopot – był popularny jako poseł i jako były premier. Nie nadążał z wypełnianiem codziennych obowiązków – z odpowiadaniem na listy, z układaniem swojego kalendarza, pamiętaniem o tysiącu spraw, o których poseł pamiętać powinien. Gdy więc dowiedział się od człowieka, którego znał, że jest młoda, fajna dziewczyna po Krajowej Szkole Administracji Publicznej, chętnie skorzystał z nadarzającej się okazji. Tym bardziej że on – zdaje się, do tej pory – wierzy, że z KSAP wychodzą wyłącznie apolityczni urzędnicy państwowi, wyprani z zawiści, z żądzy władzy, ze sprzedajności. Można powiedzieć, że u podstaw obecnych kłopotów marszałka leży jego zastarzała, naiwna wiara, że wokół są sami zwolennicy czystych rąk. Właśnie jest z tej przypadłości w przyspieszonym tempie leczony. Z GUS do ABW Mąż Jaruckiej pracował w tym czasie w GUS-ie. Ale popadł tam w kłopoty. Cimoszewicz był już ministrem spraw zagranicznych, a Jarucka wicedyrektorką jego sekretariatu. Wykorzystała więc sposobność i poprosiła Cimoszewicza o pomoc. Ten, co mu się bardzo rzadko zdarza, polecił swojemu urzędnikowi porozmawiać z wiceministrem spraw wewnętrznych, Andrzejem Barcikowskim. Barcikowski pamięta ten przypadek i potwierdza, że rzeczywiście rozmawiał wtedy z kimś z otoczenia Cimoszewicza. Nie pomógł od razu, ale gdy został szefem ABW, zatrudnił Jaruckiego w tzw. gospodarstwie pomocniczym (dziś Michał Jarucki jest dyrektorem Gospodarstwa Pomocniczego ABW, na krótko przed wybuchem afery udał się na urlop). Moi informatorzy z ABW mówią, że Barcikowski był wielokrotnie informowany, iż do tej roboty Jarucki się nie nadaje. Ale lekceważył te donosy. Tymczasem to lekceważenie ugruntowywało w opinii funkcjonariuszy ABW przekonanie, że Jarucki ma plecy. Czyli Cimoszewicza, rzecz jasna. Sam Cimoszewicz, zajęty Unią Europejską, Irakiem i co tam jeszcze miał wtedy na głowie, bladego pojęcia nie miał o roli, jaką pełnił w biurowych plotkach ABW i MSZ. W 2003 r. w MSZ wybuchł skandal z Jarucką w roli głównej – podejrzewano ją o ukradzenie koleżance 15 tys. zł. Cimoszewicz odesłał ją na bezpłatny urlop. Informator z ABW: – Oficerowie, którzy zetknęli się wtedy z tą sprawą, byli przekonani o winie Jaruckiej. Także prokuratorzy, którzy mieli z nią do czynienia, policjanci. Dwuinstancyjne uniewinnienie było więc dla wszystkich całkowitym zaskoczeniem. Jarucka jako niewinna wróciła do pracy, ale już nie do sekretariatu Cimoszewicza, lecz na stanowisko bez znaczenia. Pracownik MSZ: – Ona nie może żyć, nie zwracając na siebie uwagi. Wpadła więc na pomysł – przy pomocy znajomego grafika zaprojektowała Cimoszewiczowi stronę internetową. Bardzo atrakcyjną. Zaciekawiła ministra, bo strona ta cieszyła się wielką popularnością wśród internautów. Ich kontakty stały się więc częstsze, bo przecież taka strona wymagała stałej aktualizacji, co bez zainteresowanego jest niemożliwe. Cimoszewicz może nawet ją polubił, ale, wie pan – tak jak każdy szef lubi swego zdolnego, aktywnego i kreatywnego współpracownika. Zaprosił ją nawet raz do Kalinówki, do której w weekendy często zapraszał wielu znajomych. Gdyby wiedział, że po tej wizycie Jarucka będzie opowiadała, że ma w Kalinówce „pokój”, to pewnie poszukałby młotka, żeby pomysł z zaproszeniem jej wybić sobie z głowy. Zagraniczne apetyty Inny pracownik MSZ: – Główka Jaruckiej pracowała nieustannie – był rok 2004, trzy czwarte kadencji Cimoszewicza mijało. Spojrzała w przyszłość… i zobaczyła pracę za granicą. W MSZ mówiło się już o konkursie na stanowiska dyrektorów Instytutów Polskich w Nowym Jorku i w Rzymie. Wystartowała do Nowego Jorku… a mąż (z wykształcenia italianista) – do Rzymu. Ciekawe, czy nasi włoscy przyjaciele z tamtejszych służb specjalnych uwierzyliby, że kierownictwo polskich tajnych służb nie wiedziało, że pracownik ABW zatrudnił się w nowym charakterze? Śladem tej sprawy jest informacja o piśmie Jaruckiego do kierownictwa ABW, z pytaniem, czy dostałby urlop bezpłatny, gdyby wyjechał do pracy poza Polską. Potwierdza to szef ABW, Andrzej Barcikowski: – Pamiętam, że Jarucki zwrócił się do mnie z pytaniem, czy gdyby wyjechał na placówkę do Włoch, dostałby w agencji bezpłatny urlop. Michał Jarucki wziął udział w konkursie na dyrektora w Rzymie, a jego żona na dyrektora w Nowym Jorku. Jarucka nie chciała

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 34/2005

Kategorie: Kraj