Wpisy od Dariusz Łukasiewicz

Powrót na stronę główną
Historia

Koniec seksualnych chuliganów

Rewolucja roku 1956

Film Rogera Vadima „I Bóg stworzył kobietę” (1956) uchodzi za pamiętny przejaw rewolucji seksualnej w krajach zachodnich. Także u nas występująca w tym dziele Brigitte Bardot stała się symbolem przemian obyczajowych. Sam Vadim, twórca superkobiety Barbarelli (1968), którą zagrała Jane Fonda, dziś zostałby uznany za niegroźnego erotomana i seksistę. Wtedy jednak miał swoje pięć minut i odegrał znaczącą rolę w historii.

BB często gościła na łamach polskiej prasy. Popularny tygodnik „Przekrój” był forpocztą okcydentalizmu, więc w 1957 r. żaden numer nie mógł się obejść bez jej zdjęcia. Filmy z udziałem francuskiej gwiazdy wyświetlane w kinach nad Wisłą cieszyły się wielką popularnością. O tych przemianach w obyczajach napisał książkę prof. Jerzy Kochanowski. Młoda wrocławianka przepytywana w 1957 r. przez prasę opowiadała, że Polki w jej wieku z biciem serca czekają na każdy film z BB, by podpatrzeć coś z francuskiej mody i obyczajowości.

Wprawdzie mieliśmy znakomitą Modę Polską i Telimenę, ale zasadniczo starano się nosić to, co naśladowało modę zachodnią. Nasze zapatrzenie na Zachód zachowało trwałość od czasów Warszawy stanisławowskiej, kiedy obowiązywała w Polsce lingua franca. Wszyscy też podpatrywali modę u Jamesa Deana i Marlona Brando – symboli młodzieżowej rewolucji.

Należało cieszyć się chwilą. „Przyszłość wymyślono po to, aby psuć teraźniejszość”, mówiła BB. Wielkie miasta uchodziły za szukające przyjemności, rozerotyzowane, libertyńskie i zepsute już od czasów antycznego Rzymu, co pamiętamy z Sienkiewiczowskiego „Quo vadis”. Podobnie w 1956 r. prawica ówczesne przemiany obyczajów uważała za przejaw ateizacji, a „bez Boga ani do proga”; zaczyna się konsumpcjonizm, zepsucie moralne i kryzys, potem przychodzi upadek rodziny, kryzys demograficzny i rozwody. Dopóki kościoły były pełne, panował porządek moralny. Dla prawicy miejscem kobiety jest dom i kuchnia. W pracy kobieta tylko się męczy.

Te archaiczne poglądy służą obecnie przede wszystkim usprawiedliwieniu sytuacji, w której młode pokolenie nie ma warunków materialnych ani mieszkaniowych do założenia rodziny. Wymyśla się więc wspomniane racjonalizacje, podczas gdy prawda wygląda właśnie tak: dla młodych nie ma wystarczająco często pracy na etat z normalną pensją i nie ma mieszkań do wynajęcia, które by się rymowały z zarobkami. Nie mówi się o tym, ale główny ruch na rynku mieszkań generują u nas dziedziczenie i spadki, bo dominują mieszkania własnościowe. Na 250 tys. urodzeń przypada obecnie 400 tys. zgonów, z licznego pokolenia żegnających się ze światem boomersów.

American Dream z ciemną kuchnią

O PRL wolno obecnie mówić tylko źle, a tymczasem zachodnia rewolta obyczajowa 1956 r. była przejawem postępu, skutkowała lepszym życiem, równouprawnieniem i modernizacją. W Polsce te zmiany, na skalę znacznie skromniejszą, nazywano małą stabilizacją. Był to biedny, wschodnioeuropejski American Dream z ciemną kuchnią zamiast domku z basenem na przedmieściu. Za szczyt marzeń uznawano od 1957 r. samochód Syrenka, a i to dla nielicznych (według Gomułki samochód i kawa były przesadnym luksusem).

Kobiety otrzymały jednak wtedy prawo do aborcji (1956), starano się stopniowo upowszechniać edukację seksualną i niezmiernie ważną antykoncepcję. Środki antykoncepcyjne były skromne, a też farmaceuci nie mieli odpowiedniego rozeznania co do sprzedawanych globulek i kremów. Specyfiki te funkcjonowały w handlu jak towar zakazany, wiedzieli o nich nieliczni. Zamiast antykoncepcji często stosowano – już po fakcie – aborcję. Kościół potępiał jedno i drugie.

Ważną rolę w upowszechnianiu antykoncepcji odegrały dziennikarki z prasy kobiecej. „Kobieta i Życie” i „Przyjaciółka” zaangażowane były także w walkę o emancypację. Początkowo w 1957 r. w Państwowym Zakładzie Wydawnictw Lekarskich wydrukowano niezbyt celny kalendarzyk płodności kobiety według Ogino-Knausa, zgodny z zaleceniami Kościoła. Do końca roku ruszyła już szeroka kampania. Uważano, że ówczesna zbyt wysoka rozrodczość jest problemem, a nie dobrodziejstwem, i wynika z biedy, wszak kraje wysoko rozwinięte mają rozrodczość niską. Hasłem dnia stało się planowanie rodziny. Poradni świadomego macierzyństwa jednak brakowało i zgłaszały się tam prawie wyłącznie kobiety już w ciąży.

Człowiek jest chory, kiedy coś go boli

Na wsi po wojnie panowała jeszcze archaiczna mentalność i uważano, że człowiek jest chory, kiedy coś go boli. Znikali stopniowo znachorzy i babki, pojawiały się ośrodki zdrowia, a porody odbierane były teraz profesjonalnie. Powszechna dostępność służby zdrowia (na wsi poza pracownikami państwowymi dopiero w 1971 r.) była niesłychaną rewolucją. W książce Eweliny Szpak „Mentalność ludności wiejskiej w PRL” czytamy, że w latach 60. Kościół blokował emancypację kobiet. W rezultacie dziewczyna ćwicząca na WF w stroju gimnastycznym budziła zgorszenie starszych. Jedna z przepytywanych wyznała: „Kiedyś ksiądz to z kijem chodził na zabawy i biada tej pannie, która miała za mało poważny strój albo za długo była na zabawie. Wpadał wśród tańczących o jedenastej, walił kijem gdzie popadło i nikt nie mówił o nim źle”.

Później, w 1973 r., w PZWL pojawiło się powojenne wydanie „Małżeństwa doskonałego”, holenderskiego podręcznika ginekologa Theodora Hendrika van de Veldego z 1926 r., spolszczonego w 1935 r. Jak na polskie warunki był to postęp. Kobiety coraz realniej zdobywały też równouprawnienie, stawały się niezależne, poszły do szkół, uzyskiwały maturę, kończyły studia, osiągały sukcesy zawodowe już nie tylko w fabryce. Były lekarkami, nauczycielkami, sędziami, profesorkami, urzędniczkami. Po 1956 r. znacznie podniósł się poziom życia. W 1957 r. Marian Turski pisał w „Sztandarze Młodych”: „Marzeń o samochodzie, o mieszkaniu, o zarobku nie należy pomniejszać”. Dla ludzi najważniejsze jest „znośne, lepsze życie”. Założenie rodziny

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Opinie

Między głupotą a realizmem historycznym

Dzięki takim ludziom jak Aleksander Bocheński Polska nie uległa głębokiej stalinizacji i chaosowi

W 2020 r. wznowiony został głośny pamflet historyczny Aleksandra Bocheńskiego, nad którym autor pracował w czasie wojny, a opublikował go w roku 1947. Była to próba budowy zaplecza historycznego dla współpracy środowisk inteligenckich i ziemiańskich z Rosjanami w realiach powojennych. Na skalę kultury masowej ten sam problem podjął genialny film Andrzeja Wajdy „Popiół i diament” z 1958 r. Grany przez Zbyszka Cybulskiego Maciek Chełmicki, superbohater kina w kraju niby komunistycznym, to żołnierz Armii Krajowej, który nie chce już walczyć z ZSRR, tylko marzy o tym, by zakochać się, studiować, założyć rodzinę i pracować. W ten sposób tworzony był pragmatyzm odbudowy Polski zrujnowanej przez wojnę. Powtórzenie tej figury mieliśmy w „Czterech pancernych”, gdzie Janek Kos był synem oficera walczącego w 1939 r. na Westerplatte.

Ważniejsza była jednak książka pochodzącego z ziemiaństwa Aleksandra Bocheńskiego, która budowała intelektualny algorytm pracy elit polskich po 1945 r. Autor „Dziejów głupoty w Polsce” nawiązywał do twórczości przedwojennego historyka Uniwersytetu Poznańskiego, prof. Adama Skałkowskiego. Istniała jednak zasadnicza różnica – praca Bocheńskiego była antynapoleońska, co bez wątpienia stanowiło produkt bieżącej sytuacji politycznej.

Bocheński uważał, że Księstwo Warszawskie stanowiło naiwną efemerydę bez szans na przetrwanie, i wskazywał, że korzystniejsza byłaby współpraca z carem Aleksandrem I. W ten sposób książka uzyskiwała polityczną i aktualną nośność.

Skałkowski odwrotnie, w czasach sojuszu z Francją i rządów Józefa Piłsudskiego dowodził, że Polska czasów Napoleona słusznie stała u boku cesarza, a nie cara, i w 1812 r. były wielkie szanse na odbudowę granic przedrozbiorowych, na co mieliśmy obietnicę Bonapartego, który oficjalnie nazywał w Europie tę kampanię „drugą wojną polską”. Na tym polegał zdaniem Skałkowskiego realizm historyczny, gdy insurekcja 1794 r. i kolejne powstania to mrzonka, dająca się usprawiedliwić tylko psychologicznie.

Bocheński pisał do Skałkowskiego już 2 marca 1941 r.: „Wielce Szanowny Panie Profesorze, jestem dyletantem, który poświęca cały swój czas obecny na studiowanie prac Pańskich, a pragnie w przyszłości poświęcić cały swój czas na ich propagandę. Jestem zamiłowanym polemistą, więc obawiam się, że w moich pisaninach więcej będzie destrukcji frazesowiczów, którzy z panem się nie zgadzają, jak konstrukcji tez pozytywnych. W każdym razie wiele sobie obiecuję po rozmowach z Panem Profesorem i gdyby moja wizyta w Chrobrzu nie mogła dojść do skutku z jakiegokolwiek powodu, to będę prosił o audiencję przy okazji jakiegoś pobytu Pana Profesora w Krakowie”.

Chrobrze to rodowa siedziba Wielopolskich, gdzie wówczas przebywał Skałkowski, pracujący nad trzytomową biografią wielkiego margrabiego. Mimo wrogiego stanowiska nowej władzy wobec uczonego książkę, ze względu na przyjazne stanowisko profesora wobec Wielopolskiego, udało się opublikować w 1947 r. w wydawnictwie naukowym. Z rekomendacją Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk wsparta została finansowo przez Centralny Urząd Planowania i opublikowana w nakładzie 2 tys. egzemplarzy. Dzisiejszy biograf Wielopolskiego, Andrzej Szwarc, trafnie zwracał uwagę, że „XIX-wieczne analogie miały przemawiać za zwolennikami lewicowej Realpolitik”. Książka otrzymała pozytywną recenzję Stefana Kieniewicza. Skałkowski oceniał, że Wielopolski dążył do budowy nowoczesnego państwa, wzorując się na Prusach.

Apostoł realizmu

Z kolei „Dzieje głupoty” ukazały się dzięki finansowej pomocy Stefana Kisielewskiego – tak, tego samego Kisiela – w prywatnym wydawnictwie Panteon, w nakładzie 3 tys. egzemplarzy. Początkowo książka nie spotkała się z zainteresowaniem czytelników. Paweł Jasienica nazwał Bocheńskiego sceptycznie „fanatykiem realizmu historycznego”. Zarzucał mu lekceważenie kwestii etycznych, co czynić miało książkę anachroniczną, bo II wojna światowa – twierdził – dowiodła znaczenia spraw etycznych.

Inaczej i pozytywnie Stefan Kisielewski już w 1946 r. wychwalał autora „Dziejów głupoty” jako namiętnego apostoła realizmu politycznego. Aleksander Bocheński odwoływał się wielokrotnie do dorobku szkoły krakowskiej historyków, którą uważał za jedyną znaczącą. Kisiel określał książkę jako znamienitą, ale niepopularną, ponieważ walka z mitami nie cieszyła się powodzeniem. Skałkowski również uważał się za ucznia Szujskiego, Bobrzyńskiego i Kalinki. Stefan Kieniewicz podczas dyskusji o książce w 1947 r. ocenił, że nie jest prawdą, iż w Polsce nie ma realizmu historycznego ani dyskusji na ten temat. Zgadzał się jednak, że Polacy sami byli winni upadku kraju.

Generalnie stosunek historyków akademickich do książki był wrogi, a sam tytuł nastawiał szeregowego czytelnika sceptycznie. Jak to ujmował Kisiel, książka została „zakrakana” przez „formalistycznych i pedantycznych” historyków. Fakt, że w powojennych warunkach Bocheńskiego czytano i był popularny, wynikał z doraźnej konieczności współpracy z Rosjanami, jaka rysowała się w konkluzji. To samo odnosi się do wydania z 1984 r. w zmienionych okolicznościach historycznych. Już jednak Jerzy Giedroyc określał Bocheńskiego mianem „programowego kolaboranta” ze względu na działalność

Dariusz Łukasiewicz – profesor nadzwyczajny Instytutu Historii PAN, specjalizujący się w historii XIX i XX w., PRL oraz stosunkach polsko-niemieckich

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Dosyć wojny z PRL!

Pożytki płynące z funkcjonowania IPN w obecnej postaci są nader wątpliwe

Mimo obietnic złożonych w kampanii wyborczej wydatki na opływający w dostatki propagandowy Instytut Pamięci Narodowej nie zostały jeszcze obniżone. W tym samym czasie inne placówki historyczne nadal biedują. Jak donosi raport Najwyższej Izby Kontroli, w latach rządów PiS następował coroczny szokujący wzrost budżetu na funkcjonowanie IPN. Najpierw z 396 mln zł w 2020 r. do 434 mln zł w 2022 r., następnie w 2023 r. budżet został zwiększony do 539 mln zł – w porównaniu z rokiem poprzednim urósł aż o 105 mln zł. Działo się to mimo fatalnej sytuacji finansów państwa z powodu pandemii oraz sankcji gospodarczych wobec Rosji. NIK oceniła też negatywnie realizację budżetu na rok 2023. Co czwarta złotówka miała być wydatkowana niegospodarnie. Instytucja stała się molochem zatrudniającym 2,4 tys. osób, które nie wiadomo co robią. Tymczasem, jak podaje „Gazeta Wyborcza”, budżet IPN na 2024 r. przekroczył 600 mln zł, a wydatki tej instytucji na rok  2025   ustalono na 652 mln zł. Minister finansów Andrzej Domański obiecał, że budżet IPN na 2025 r. zostanie  zmniejszony o 56 mln. Z kolei posłanka Katarzyna Ueberhan zapewniała w Polskim Radiu 24: „Jako Nowa Lewica będziemy wnioskowali o ograniczenie finansowania takich instytucji jak Instytut Pamięci Narodowej czy Rada Mediów Narodowych. One są w ogóle do likwidacji. Póki co nie możemy tego zrobić, bo pewnie nie doczekamy się podpisu prezydenta”.

PiS jest przekonane o oszałamiających sukcesach IPN, ale pożytki płynące z funkcjonowania tej instytucji w obecnej postaci są nader wątpliwe. Mnóstwo pieniędzy wydaje się tam na powielanie do znudzenia jednostronnego, czarnego i antypolskiego wizerunku dorobku naszych ojców, dziadów i pradziadów z czasów Polski Ludowej. IPN doszukuje się wszędzie i na siłę komunizmu i ateizmu tam, gdzie w rzeczywistości panował mieszczański i zwykle osadzony w kulturowym katolicyzmie porządek życia. Można odnieść wrażenie, że według instytutu dwaj najwięksi obecnie wrogowie III RP to Rosja i PRL. Tę drugą atakuje się bezpardonowo, bo już nie odda.

Kryminalizacja przeszłości

Pamięć historyczna społeczności skupia się na wydarzeniach przeżywanych przez ostatnie pokolenia: własne, rodziców i dziadków, tymczasem IPN tę pamięć kryminalizuje. Działalność ta jest sprzeczna z polskim interesem. Po 35 latach funkcjonowania III RP obok licznych sukcesów mamy równie duży bagaż  trudności, klęsk i kompromitacji, jak to w dziejach każdego narodu. Najpierw Powszechny Program Prywatyzacji, w którym z podziału majątku narodowego dostaliśmy po 100 zł, potem kredyty we frankach szwajcarskich, wreszcie niewypał OFE. Porażką jest bilans polityki mieszkaniowej wobec większości. Tej części nasz kraj nie ma nic do zaproponowania. Jakieś protezy w rodzaju TBS mogą pełnić funkcję dekoracyjną w wiadomościach telewizyjnych. W ślad za tym doszło do katastrofy demograficznej – mamy w kraju jedną trzecią urodzeń w porównaniu z latami 80. Pieniądze rządu przeznaczone na wsparcie reprodukcji jedynie spowalniają krach, który zaczął się w okresie transformacji ustrojowej. Zatem było lepiej czy gorzej, ale w tym kontekście wypada łagodniej i bez takiego nadęcia wypowiadać się o zbrodniach i zasługach Polaków z czasów Polski Ludowej.

IPN nie może i nie powinien więc być tylko twórcą czarnego tła dla czasów III RP oraz legitymizacji za pomocą historii. Opowiada

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Szkoła żon

Zatrudnianie służących było ukrytą formą poligamii Słowa lokaj, parobek, sługa używane są do dzisiaj, Jaka więc faktycznie była służąca sprzed stuleci? Jeżeli dzisiaj pracodawca ma nadzór tylko nad sprawami zawodowymi pracownika, to wtedy jego władza rozciągała się na najbardziej intymne sprawy służby. Na noc do pawlacza Pan domu miał prawo stosować wobec wszystkich mieszkańców przemoc fizyczną. Dotyczyło to również służących. „Służba, kiedy nie czuje ręki pana, nie kwapi się robić, co należy”, pisał już

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Opinie

Bogowie, mędrcy i zrzędy

Przez wieki seniorów uważano za kogoś niezwykłego. Dziś stanowią oni 20% społeczeństwa. Co to dla nas oznacza? W XVII w. więcej niż 65 lat miało zaledwie 5-6% populacji. W kolejnych stuleciach wraz z postępem medycyny, poprawiającą się jakością żywności i przemianami gospodarczymi spadała liczba urodzeń, przybywało zaś dziadków i babć, którzy żyli coraz dłużej. Obecnie więc seniorzy stanowią niemal jedną piątą społeczeństwa. Według Eurostatu w roku 2017 więcej niż 65 lat miało

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Nędza nie zniknęła

Zanim pojawiło się państwo dobrobytu, o biednych troszczyli się przede wszystkim Kościół, władze komunalne i prywatni filantropi Nędza była ulubionym obiektem zainteresowań historyków PRL. Biedą się upajano, biedę wyklinano, z biedą walczono. Socjalizm miał być wielkim triumfem nad biedą, jej ujarzmieniem. Odwrotnie po 1989 r., kiedy nikt już nie miał siły więcej zajmować się tym tematem i zainteresowano się bogactwem, luksusem i drogimi towarami najlepszych marek. O biedzie przestano mówić,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

W krainie batów i tortur

Dawniej brutalna przemoc była nieprzyjemnym, ale nieuniknionym elementem codzienności Wbrew temu, co powszechnie się sądzi, przemoc fizyczna jest we współczesnych społeczeństwach Zachodu problemem znacznie mniejszym niż w minionych stuleciach. Jak pisze Michel Foucault, dawne brutalne masakrowanie ciała zastąpiła władza wielkich instytucji, państwa, korporacji, banków, władza pieniądza, kredytów i prawa. Podobnie rzecz widział niemiecki historyk Norbert Elias: przeszliśmy wielusetletni trening panowania nad emocjami, odruchami i agresją. Władza masakrowania

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Sarmaci kontra cudzoziemszczyzna

Stanisław August stał na czele stronnictwa reformatorskiego, mając przeciw sobie stronnictwo konserwatywne i sarmackie 220 lat temu zmarł wielki reformator i ostatni król Polski – Stanisław August Poniatowski. Nie pochowano go na Wawelu, chociaż spoczywa tam całkowicie bezużyteczny dla kraju Niemiec, któremu nic w życiu nie wyszło – August II Mocny. Podobnie rocznica śmierci króla Stanisława Augusta przeszła niezauważona. Natomiast Sejm RP postanowił, że obecny rok będzie poświęcony konfederacji barskiej (1768), bo wprawdzie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

130 lat prezerwatywy

Antykoncepcję wymusił spadek śmiertelności dzieci Obecna średniowieczna prawicowa polityka demograficzna wywołuje zgrozę. Za spadek urodzeń, aborcje i dramatyczną sytuację rodziny mają odpowiadać: oświecenie, laicyzacja i liberalna rozpusta, rozwydrzenie i wynaturzenia, zatrata rodziny oraz oczywiście PRL. Pomija się przy tym, że akurat w PRL – mimo dopuszczalności aborcji z powodów społecznych – dzieci rodziło się dwa razy więcej niż obecnie. Podobnie jest w wypadku antykoncepcji. Kościół katolicki jej zakazuje, nie zezwala

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Chłopa gnębić, Niemca hołubić

Polska sarmacka była ksenofobiczna i rasistowska. Własnych chłopów uważano za inną i gorszą rasę W stabilnej i jednorodnej etnicznie powojennej Polsce, gdzie nawet ateiści byli mentalnie w znacznym stopniu katolikami, zatraciliśmy świadomość, że migracje są istotną częścią ludzkiej historii. Ważnym elementem modernizacji Polski był trwający od średniowiecza napływ ludności żydowskiej, wypędzanej z europejskich krajów i przyjmowanej u nas gościnnie. Ogromne znaczenie miała, też trwająca od średniowiecza, kolonizacja niemiecka. Nacjonalistyczna prawica przedstawia ją jako przykład

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.