Wpisy od Dariusz Łukasiewicz
Między głupotą a realizmem historycznym
Dzięki takim ludziom jak Aleksander Bocheński Polska nie uległa głębokiej stalinizacji i chaosowi
W 2020 r. wznowiony został głośny pamflet historyczny Aleksandra Bocheńskiego, nad którym autor pracował w czasie wojny, a opublikował go w roku 1947. Była to próba budowy zaplecza historycznego dla współpracy środowisk inteligenckich i ziemiańskich z Rosjanami w realiach powojennych. Na skalę kultury masowej ten sam problem podjął genialny film Andrzeja Wajdy „Popiół i diament” z 1958 r. Grany przez Zbyszka Cybulskiego Maciek Chełmicki, superbohater kina w kraju niby komunistycznym, to żołnierz Armii Krajowej, który nie chce już walczyć z ZSRR, tylko marzy o tym, by zakochać się, studiować, założyć rodzinę i pracować. W ten sposób tworzony był pragmatyzm odbudowy Polski zrujnowanej przez wojnę. Powtórzenie tej figury mieliśmy w „Czterech pancernych”, gdzie Janek Kos był synem oficera walczącego w 1939 r. na Westerplatte.
Ważniejsza była jednak książka pochodzącego z ziemiaństwa Aleksandra Bocheńskiego, która budowała intelektualny algorytm pracy elit polskich po 1945 r. Autor „Dziejów głupoty w Polsce” nawiązywał do twórczości przedwojennego historyka Uniwersytetu Poznańskiego, prof. Adama Skałkowskiego. Istniała jednak zasadnicza różnica – praca Bocheńskiego była antynapoleońska, co bez wątpienia stanowiło produkt bieżącej sytuacji politycznej.
Bocheński uważał, że Księstwo Warszawskie stanowiło naiwną efemerydę bez szans na przetrwanie, i wskazywał, że korzystniejsza byłaby współpraca z carem Aleksandrem I. W ten sposób książka uzyskiwała polityczną i aktualną nośność.
Skałkowski odwrotnie, w czasach sojuszu z Francją i rządów Józefa Piłsudskiego dowodził, że Polska czasów Napoleona słusznie stała u boku cesarza, a nie cara, i w 1812 r. były wielkie szanse na odbudowę granic przedrozbiorowych, na co mieliśmy obietnicę Bonapartego, który oficjalnie nazywał w Europie tę kampanię „drugą wojną polską”. Na tym polegał zdaniem Skałkowskiego realizm historyczny, gdy insurekcja 1794 r. i kolejne powstania to mrzonka, dająca się usprawiedliwić tylko psychologicznie.
Bocheński pisał do Skałkowskiego już 2 marca 1941 r.: „Wielce Szanowny Panie Profesorze, jestem dyletantem, który poświęca cały swój czas obecny na studiowanie prac Pańskich, a pragnie w przyszłości poświęcić cały swój czas na ich propagandę. Jestem zamiłowanym polemistą, więc obawiam się, że w moich pisaninach więcej będzie destrukcji frazesowiczów, którzy z panem się nie zgadzają, jak konstrukcji tez pozytywnych. W każdym razie wiele sobie obiecuję po rozmowach z Panem Profesorem i gdyby moja wizyta w Chrobrzu nie mogła dojść do skutku z jakiegokolwiek powodu, to będę prosił o audiencję przy okazji jakiegoś pobytu Pana Profesora w Krakowie”.
Chrobrze to rodowa siedziba Wielopolskich, gdzie wówczas przebywał Skałkowski, pracujący nad trzytomową biografią wielkiego margrabiego. Mimo wrogiego stanowiska nowej władzy wobec uczonego książkę, ze względu na przyjazne stanowisko profesora wobec Wielopolskiego, udało się opublikować w 1947 r. w wydawnictwie naukowym. Z rekomendacją Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk wsparta została finansowo przez Centralny Urząd Planowania i opublikowana w nakładzie 2 tys. egzemplarzy. Dzisiejszy biograf Wielopolskiego, Andrzej Szwarc, trafnie zwracał uwagę, że „XIX-wieczne analogie miały przemawiać za zwolennikami lewicowej Realpolitik”. Książka otrzymała pozytywną recenzję Stefana Kieniewicza. Skałkowski oceniał, że Wielopolski dążył do budowy nowoczesnego państwa, wzorując się na Prusach.
Apostoł realizmu
Z kolei „Dzieje głupoty” ukazały się dzięki finansowej pomocy Stefana Kisielewskiego – tak, tego samego Kisiela – w prywatnym wydawnictwie Panteon, w nakładzie 3 tys. egzemplarzy. Początkowo książka nie spotkała się z zainteresowaniem czytelników. Paweł Jasienica nazwał Bocheńskiego sceptycznie „fanatykiem realizmu historycznego”. Zarzucał mu lekceważenie kwestii etycznych, co czynić miało książkę anachroniczną, bo II wojna światowa – twierdził – dowiodła znaczenia spraw etycznych.
Inaczej i pozytywnie Stefan Kisielewski już w 1946 r. wychwalał autora „Dziejów głupoty” jako namiętnego apostoła realizmu politycznego. Aleksander Bocheński odwoływał się wielokrotnie do dorobku szkoły krakowskiej historyków, którą uważał za jedyną znaczącą. Kisiel określał książkę jako znamienitą, ale niepopularną, ponieważ walka z mitami nie cieszyła się powodzeniem. Skałkowski również uważał się za ucznia Szujskiego, Bobrzyńskiego i Kalinki. Stefan Kieniewicz podczas dyskusji o książce w 1947 r. ocenił, że nie jest prawdą, iż w Polsce nie ma realizmu historycznego ani dyskusji na ten temat. Zgadzał się jednak, że Polacy sami byli winni upadku kraju.
Generalnie stosunek historyków akademickich do książki był wrogi, a sam tytuł nastawiał szeregowego czytelnika sceptycznie. Jak to ujmował Kisiel, książka została „zakrakana” przez „formalistycznych i pedantycznych” historyków. Fakt, że w powojennych warunkach Bocheńskiego czytano i był popularny, wynikał z doraźnej konieczności współpracy z Rosjanami, jaka rysowała się w konkluzji. To samo odnosi się do wydania z 1984 r. w zmienionych okolicznościach historycznych. Już jednak Jerzy Giedroyc określał Bocheńskiego mianem „programowego kolaboranta” ze względu na działalność
Dariusz Łukasiewicz – profesor nadzwyczajny Instytutu Historii PAN, specjalizujący się w historii XIX i XX w., PRL oraz stosunkach polsko-niemieckich
Dosyć wojny z PRL!
Pożytki płynące z funkcjonowania IPN w obecnej postaci są nader wątpliwe
Mimo obietnic złożonych w kampanii wyborczej wydatki na opływający w dostatki propagandowy Instytut Pamięci Narodowej nie zostały jeszcze obniżone. W tym samym czasie inne placówki historyczne nadal biedują. Jak donosi raport Najwyższej Izby Kontroli, w latach rządów PiS następował coroczny szokujący wzrost budżetu na funkcjonowanie IPN. Najpierw z 396 mln zł w 2020 r. do 434 mln zł w 2022 r., następnie w 2023 r. budżet został zwiększony do 539 mln zł – w porównaniu z rokiem poprzednim urósł aż o 105 mln zł. Działo się to mimo fatalnej sytuacji finansów państwa z powodu pandemii oraz sankcji gospodarczych wobec Rosji. NIK oceniła też negatywnie realizację budżetu na rok 2023. Co czwarta złotówka miała być wydatkowana niegospodarnie. Instytucja stała się molochem zatrudniającym 2,4 tys. osób, które nie wiadomo co robią. Tymczasem, jak podaje „Gazeta Wyborcza”, budżet IPN na 2024 r. przekroczył 600 mln zł, a wydatki tej instytucji na rok 2025 ustalono na 652 mln zł. Minister finansów Andrzej Domański obiecał, że budżet IPN na 2025 r. zostanie zmniejszony o 56 mln. Z kolei posłanka Katarzyna Ueberhan zapewniała w Polskim Radiu 24: „Jako Nowa Lewica będziemy wnioskowali o ograniczenie finansowania takich instytucji jak Instytut Pamięci Narodowej czy Rada Mediów Narodowych. One są w ogóle do likwidacji. Póki co nie możemy tego zrobić, bo pewnie nie doczekamy się podpisu prezydenta”.
PiS jest przekonane o oszałamiających sukcesach IPN, ale pożytki płynące z funkcjonowania tej instytucji w obecnej postaci są nader wątpliwe. Mnóstwo pieniędzy wydaje się tam na powielanie do znudzenia jednostronnego, czarnego i antypolskiego wizerunku dorobku naszych ojców, dziadów i pradziadów z czasów Polski Ludowej. IPN doszukuje się wszędzie i na siłę komunizmu i ateizmu tam, gdzie w rzeczywistości panował mieszczański i zwykle osadzony w kulturowym katolicyzmie porządek życia. Można odnieść wrażenie, że według instytutu dwaj najwięksi obecnie wrogowie III RP to Rosja i PRL. Tę drugą atakuje się bezpardonowo, bo już nie odda.
Kryminalizacja przeszłości
Pamięć historyczna społeczności skupia się na wydarzeniach przeżywanych przez ostatnie pokolenia: własne, rodziców i dziadków, tymczasem IPN tę pamięć kryminalizuje. Działalność ta jest sprzeczna z polskim interesem. Po 35 latach funkcjonowania III RP obok licznych sukcesów mamy równie duży bagaż trudności, klęsk i kompromitacji, jak to w dziejach każdego narodu. Najpierw Powszechny Program Prywatyzacji, w którym z podziału majątku narodowego dostaliśmy po 100 zł, potem kredyty we frankach szwajcarskich, wreszcie niewypał OFE. Porażką jest bilans polityki mieszkaniowej wobec większości. Tej części nasz kraj nie ma nic do zaproponowania. Jakieś protezy w rodzaju TBS mogą pełnić funkcję dekoracyjną w wiadomościach telewizyjnych. W ślad za tym doszło do katastrofy demograficznej – mamy w kraju jedną trzecią urodzeń w porównaniu z latami 80. Pieniądze rządu przeznaczone na wsparcie reprodukcji jedynie spowalniają krach, który zaczął się w okresie transformacji ustrojowej. Zatem było lepiej czy gorzej, ale w tym kontekście wypada łagodniej i bez takiego nadęcia wypowiadać się o zbrodniach i zasługach Polaków z czasów Polski Ludowej.
IPN nie może i nie powinien więc być tylko twórcą czarnego tła dla czasów III RP oraz legitymizacji za pomocą historii. Opowiada
Szkoła żon
Zatrudnianie służących było ukrytą formą poligamii Słowa lokaj, parobek, sługa używane są do dzisiaj, Jaka więc faktycznie była służąca sprzed stuleci? Jeżeli dzisiaj pracodawca ma nadzór tylko nad sprawami zawodowymi pracownika, to wtedy jego władza rozciągała się na najbardziej intymne sprawy służby. Na noc do pawlacza Pan domu miał prawo stosować wobec wszystkich mieszkańców przemoc fizyczną. Dotyczyło to również służących. „Służba, kiedy nie czuje ręki pana, nie kwapi się robić, co należy”, pisał już
Bogowie, mędrcy i zrzędy
Przez wieki seniorów uważano za kogoś niezwykłego. Dziś stanowią oni 20% społeczeństwa. Co to dla nas oznacza? W XVII w. więcej niż 65 lat miało zaledwie 5-6% populacji. W kolejnych stuleciach wraz z postępem medycyny, poprawiającą się jakością żywności i przemianami gospodarczymi spadała liczba urodzeń, przybywało zaś dziadków i babć, którzy żyli coraz dłużej. Obecnie więc seniorzy stanowią niemal jedną piątą społeczeństwa. Według Eurostatu w roku 2017 więcej niż 65 lat miało
Nędza nie zniknęła
Zanim pojawiło się państwo dobrobytu, o biednych troszczyli się przede wszystkim Kościół, władze komunalne i prywatni filantropi Nędza była ulubionym obiektem zainteresowań historyków PRL. Biedą się upajano, biedę wyklinano, z biedą walczono. Socjalizm miał być wielkim triumfem nad biedą, jej ujarzmieniem. Odwrotnie po 1989 r., kiedy nikt już nie miał siły więcej zajmować się tym tematem i zainteresowano się bogactwem, luksusem i drogimi towarami najlepszych marek. O biedzie przestano mówić,
W krainie batów i tortur
Dawniej brutalna przemoc była nieprzyjemnym, ale nieuniknionym elementem codzienności Wbrew temu, co powszechnie się sądzi, przemoc fizyczna jest we współczesnych społeczeństwach Zachodu problemem znacznie mniejszym niż w minionych stuleciach. Jak pisze Michel Foucault, dawne brutalne masakrowanie ciała zastąpiła władza wielkich instytucji, państwa, korporacji, banków, władza pieniądza, kredytów i prawa. Podobnie rzecz widział niemiecki historyk Norbert Elias: przeszliśmy wielusetletni trening panowania nad emocjami, odruchami i agresją. Władza masakrowania
Sarmaci kontra cudzoziemszczyzna
Stanisław August stał na czele stronnictwa reformatorskiego, mając przeciw sobie stronnictwo konserwatywne i sarmackie 220 lat temu zmarł wielki reformator i ostatni król Polski – Stanisław August Poniatowski. Nie pochowano go na Wawelu, chociaż spoczywa tam całkowicie bezużyteczny dla kraju Niemiec, któremu nic w życiu nie wyszło – August II Mocny. Podobnie rocznica śmierci króla Stanisława Augusta przeszła niezauważona. Natomiast Sejm RP postanowił, że obecny rok będzie poświęcony konfederacji barskiej (1768), bo wprawdzie
130 lat prezerwatywy
Antykoncepcję wymusił spadek śmiertelności dzieci Obecna średniowieczna prawicowa polityka demograficzna wywołuje zgrozę. Za spadek urodzeń, aborcje i dramatyczną sytuację rodziny mają odpowiadać: oświecenie, laicyzacja i liberalna rozpusta, rozwydrzenie i wynaturzenia, zatrata rodziny oraz oczywiście PRL. Pomija się przy tym, że akurat w PRL – mimo dopuszczalności aborcji z powodów społecznych – dzieci rodziło się dwa razy więcej niż obecnie. Podobnie jest w wypadku antykoncepcji. Kościół katolicki jej zakazuje, nie zezwala
Chłopa gnębić, Niemca hołubić
Polska sarmacka była ksenofobiczna i rasistowska. Własnych chłopów uważano za inną i gorszą rasę W stabilnej i jednorodnej etnicznie powojennej Polsce, gdzie nawet ateiści byli mentalnie w znacznym stopniu katolikami, zatraciliśmy świadomość, że migracje są istotną częścią ludzkiej historii. Ważnym elementem modernizacji Polski był trwający od średniowiecza napływ ludności żydowskiej, wypędzanej z europejskich krajów i przyjmowanej u nas gościnnie. Ogromne znaczenie miała, też trwająca od średniowiecza, kolonizacja niemiecka. Nacjonalistyczna prawica przedstawia ją jako przykład









