Awans na wyciągnięcie ręki

Awans na wyciągnięcie ręki

Historyczny gol Milika

Zaczęło się pięknie – w Nicei na Allianz-Riviera, w niedzielę 12 czerwca reprezentacja Polski wygrała z Irlandią Północną 1:0. Było to pierwsze w historii zwycięskie spotkanie w finałach mistrzostw Europy. Gola strzelił w 51. minucie Arkadiusz Milik, jeden z najlepszych zawodników na boisku. Po zakończeniu spotkania wszyscy się cieszyli: i piłkarze, i członkowie piłkarskiej ekipy, i kibice, i dziennikarze, i cała Polska… „I górnicy, i hutnicy, i murarze, kolejarze, i rolnicy, ogrodnicy, krawcy, tkacze, i spawacze, i cywile, i żołnierze…”.

Co prawda za gracza numer jeden niedzielnej potyczki uznano Grzegorza Krychowiaka, ale zdecydowanie najwięcej uwagi poświęcono Bartoszowi Kapustce. Rzeczywiście w konfrontacji z topornie walczącymi Irlandczykami młokos z Małopolski (23 grudnia skończy 20 lat) błyszczał, brylował, popisywał się zwrotnością i szybkością…

Komplementowali Bartosza selekcjonerzy obydwu reprezentacji. Michael O’Neill: – Kapustka pokazał dziś, że jest bardzo utalentowanym młodym zawodnikiem.
Adam Nawałka: – Bartek Kapustka jest utalentowanym piłkarzem i bez żadnych obaw wystawiłem go do składu. Rozmawialiśmy przed spotkaniem, ale Bartek nie wymaga specjalnej opieki, przed pierwszym powołaniem wiedziałem o tym, że Bartek sobie poradzi. Ja też, będąc młodym zawodnikiem, otrzymałem powołanie.

I jeszcze opinie dwóch byłych gwiazdorów angielskiego futbolu. Rio Ferdinand (81 meczów w reprezentacji): – Kapustka, 19 lat, zdolny, opanowany, już wyszkolony gracz. Imponujący. Gary Lineker (80): – Przeczuwam, że będziemy dużo słyszeć o Kapustce. Wspaniały, utalentowany 19-latek.

Bankiecik po przegranej

Wydawało się, że mieliśmy szczęście, trafiając na inaugurację na najsłabszą wyspiarską jedenastkę. Zgodnie z danymi statystycznymi UEFA, Irlandczycy z Północy podjęli tylko dwie próby zaskoczenia naszego bramkarza, obie w drugiej połowie, ale jedna została zablokowana, a po drugiej – przewrotce Kyle’a Lafferty’ego – piłka minęła bramkę. Po raz pierwszy od 16 lat zdarzyło się, że drużyna nie oddała ani jednego celnego strzału na bramkę przeciwnika. A jednak jeszcze raz potwierdziła się piłkarska prawda, że mecz niepodobny jest do meczu. Po czterech dniach, w Lyonie, w konfrontacji z Ukrainą, zaprezentowała się kompletnie inna ekipa „Norn Iron”. Jej wygrana 2:0 (kolejny gol w ostatniej chwili) nie była jedyną niespodzianką, mecz został przerwany w drugiej połowie z powodu intensywnego gradobicia. Słaba postawa i druga przegrana Ukraińców nie wszystkich zaskoczyła. Jak się okazało, po pierwszym nieudanym występie podopieczni Mychajły Fomenki urządzili sobie bankiecik. Na zdjęciach wykonanych przez dziennikarzy niemieckiego „Bilda” widać porozrzucane w szatni puste butelki po francuskim winie, piwie, coca-coli i niedopałki papierosów.

Jednodniowi bohaterowie

Do chwili, kiedy musiałem przesłać ten tekst do redakcji, na francuskim Euro rozegrano 18 meczów fazy grupowej, czyli dokładnie połowę. Dowodem na prawdziwość twierdzenia, że na francuskich murawach będzie lekko, łatwo i przyjemnie, był chociażby remis 1:1 Anglików z Rosjanami (gol tych drugich w 90. minucie) czy męki gospodarzy najpierw z Rumunami (2:1) oraz Albańczykami (2:0 po trafieniach w 90. i 94. minucie).

Francja jako pierwsza zapewniła sobie grę w 1/8 finału. Nie brakowało emocji, zaskakujących zwrotów wydarzeń, gry do ostatniej akcji meczu i zdobywanych w ostatnich sekundach goli. Chociaż z tymi bramkami, przynajmniej na razie, marnie – najwyższa wygrana to przecież 2:0.

Podczas tegorocznego Euro widzieliśmy, jak się zostaje jednodniowym bohaterem narodowym. To proste – „wystarczy” zdobyć bramkę w określonych meczowych okolicznościach, najlepiej wyjątkowej urody, taką, która przesądziła o wygranej. Tak właśnie się stało w inauguracyjnym spotkaniu Francuzów z Rumunami 10 czerwca. Dimitri Payet dał gospodarzom zwycięstwo, strzelając przepięknego gola w 89. minucie! Do tego momentu fani trójkolorowych znajdowali się w stanie odrętwienia, wierząc jedynie w cud, który… nastąpił. Z racji takich nadzwyczajnych zwrotów akcji i nastrojów zainteresowanie ich „sprawcami” wykracza daleko poza boisko. Na kanwie posplatanych życiowych i sportowych losów zawodników mógłby powstać niejeden rewelacyjny scenariusz. Ot, chociażby o Payecie. Urodził się na wyspie Reunion, w mieście Saint-Pierre, położonym na jej południowym wybrzeżu. Reunion leży na wodach Oceanu Indyjskiego, ok. 700 km na wschód od Madagaskaru. Z Paryża podróż samolotem trwa, bagatela, prawie 11 godz. Tuż po meczu z Rumunami lokalna prasa zobaczyła we francuskim piłkarzu idealnego kandydata na… prezydenta. Tej treści apel można było przeczytać na pierwszej stronie gazety „Le Quotidien”. Pochwały w podobnym tonie ukazały się na łamach dziennika „Le Journal”, który obwołał zawodnika bohaterem narodowym. Wcześniej przeżywał on wzloty i upadki – wreszcie przestał sprawiać problemy i skupił się na graniu w piłkę we Francji. Skromna pensja nie wystarczała jednak na przeżycie, więc zatrudnił się w… sklepie z odzieżą. Kiedy z Paye­tem w składzie Francja przegrała 13 czerwca zeszłego roku z Albanią 0:1, dzisiejszy bohater został zmieniony już w przerwie i wydawało się, że może zapomnieć o grze na Euro. Przez kolejne miesiące nie dostawał powołania, Francja wygrywała, a selekcjoner nie zamierzał niczego zmieniać. Dopiero eksplozja formy pomocnika West Ham United w Premier League skłoniła Didiera Deschampsa do dania mu ostatniej szansy. Payet wystąpił w starciach z Holandią (3:2) i Rosją (4:2) i został w składzie na dłużej. Odwdzięczył się przypieczętowaniem wygranych w obu turniejowych meczach.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 25/2016

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy