W Niemczech pierwsza, druga i trzecia władza starły się o czwartą. W efekcie minister sprawiedliwości zdymisjonował prokuratora generalnego Afera nabrała rumieńców w lutym 2015 r., po opublikowaniu przez blogerów z serwisu Netzpolitik.org poufnych informacji Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV), czyli niemieckiego kontrwywiadu. Szef witryny i współautor tekstu Markus Beckedahl twierdził, że BfV planuje szeroko zakrojoną inwigilację treści w niemieckim internecie. Po kolejnych publikacjach sugerujących półlegalność poczynań kontrwywiadu jego szef Hans-Georg Maaßen doniósł prokuraturze o ujawnieniu przez „nieznane osoby” tajemnic państwowych. Tymczasem berlińscy blogerzy kontynuowali pracę. W kwietniu na stronie Beckedahla pojawiła się informacja, jakoby BfV przygotowywał „w ramach kontrwywiadu tajną grupę, której zadaniem ma być rozbudowa inwigilacji w sieci”. Po tych doniesieniach prokurator generalny Harald Range wszczął w maju śledztwo przeciw Beckedahlowi i współautorowi publikacji André Meisterowi, wysuwając zarzut zdrady stanu. Zawiadomienie o śledztwie dotarło do redakcji dopiero pod koniec czerwca, o czym Beckedahl poinformował opinię publiczną. W przypadku udowodnienia winy obu podejrzanym groziłyby kary co najmniej roku więzienia. Toteż w lipcu z dziennikarzami Netzpolitik.org solidaryzowała się nie tylko cała lewicowa opozycja, ale też niemal wszystkie opiniotwórcze media, nie mówiąc o setkach użytkowników Twittera, skupiających się w grupie „Zdrajcy stanu”. – Zdrada stanu? Co za bzdury, powinniśmy blogerom podziękować, że chronią demokrację! – grzmiał Martin Klingst na łamach tygodnika „Die Zeit”. Prokurator Range był więc tygodniami pod ostrzałem, po czym 31 lipca powiadomił media, że wstrzymuje śledztwo przeciw twórcom witryny. Co ciekawe, zrobił to nie tyle w reakcji na protest środowisk dziennikarskich, ile pod naciskiem ministra sprawiedliwości Heika Maasa, który nie powinien wywierać presji na prokuraturę, choć ta konstytucyjnie mu podlega. Już wcześniej Maas publicznie zakwestionował postawienie blogerom zarzutu zdrady stanu. Minister jednak nigdy by sobie na to nie pozwolił, gdyby nie dostał zielonego światła w Urzędzie Kanclerskim. Tymczasem Angela Merkel wcześniej występowała właśnie w obronie prokuratury, zaznaczywszy, że „publikowanie poufnych dokumentów państwowych jest przestępstwem”. Kolejny kanclerski slalom? Niezależność prokuratury Sygnałów wskazujących na zmianę postrzegania publikacji Netzpolitik.org było znacznie więcej. Po wstrzymaniu śledztwa Beckedahl otworzył w redakcji szampana, nie spodziewając się, że za kilka dni sprawa powróci na czołówki gazet. Na początku sierpnia szef kontrwywiadu dał wyraz zdumieniu, że Range wszczął śledztwo przeciw blogerom, podczas gdy on zgłosił prokuraturze jedynie zawiadomienie w sprawie „nieznanych osób”. Prokurator uznał to za rozpaczliwe odkręcanie wszystkiego i oznajmił, że w skierowanym do niego piśmie były nazwiska dziennikarzy. Heiko Maas dobitnie zażądał od Rangego zamknięcia sprawy. Na 67-letniego prokuratora słowa te podziałały jak trąbka bojowa na kawaleryjskiego konia. Upokorzony Range stracił cierpliwość i przeszedł do ofensywy. – Według zamówionych ekspertyz prawnych, zarzut zdrady stanu był uzasadniony. Słowa ministra sprawiedliwości uważam za niebywały atak na niezawisłość prokuratury – powiedział 4 sierpnia przed kamerami najważniejszych stacji telewizyjnych. Po tym wystąpieniu sprawa nabrała zawrotnego tempa. Maasa wsparli Angela Merkel i Thomas de Maiziere, podając w wątpliwość słuszność zarzutu zdrady stanu. Jeszcze tego samego dnia minister sprawiedliwości ogłosił, że przenosi prokuratora generalnego w stan spoczynku, uzasadniając decyzję utratą zaufania. Rangego zastąpił młody prawnik Peter Frank. Roszady w prokuraturze nie zamkną sprawy, coraz częściej porównywanej z aferą „Spiegla” z 1962 r., kiedy dziennikarze hamburskiego tygodnika narazili się władzom, ujawniając poufne szczegóły na temat rozmieszczenia sił NATO w razie wybuchu wojny z ZSRR. Redaktor naczelny Rudolf Augstein został oskarżony o zdradę stanu i z innymi redaktorami osadzony na trzy miesiące w areszcie śledczym. Opinia publiczna stanęła wtedy po stronie dziennikarzy. Obecne komentarze miały podobny ton, a rządzący żywili nadzieję, że odwołując Rangego, unikną błędów z 1962 r. Cóż, nie powiodło się. Pierwszy kurz opadł, ale dym nadal się unosi. Merkel i jej ministrowie pozostawili mnóstwo otwartych pytań. Jeśli ktoś popełnił błędy, to kto? Szef kontrwywiadu czy prokurator? A może rząd, który z jednej strony występuje w roli obrońcy wolności słowa, a z drugiej kryminalizuje blogerów ujawniających informacje, które nie powinny wyciekać? Ostrożność rządu i służb w sprawie przecieków
Tagi:
Wojciech Osiński









