Tylu ludzi uległo manii przekonania o barankowej niewinności narodu polskiego – tego cudu i absolutu dziejów Rozmowa z prof. Marią Janion – Wydała pani bardzo dziwną książkę „Żyjąc tracimy życie. Niepokojące tematy egzystencji”, w której zawarła pani swoje wieloletnie przemyślenia. Dlaczego książka ukazała się właśnie teraz? – Z zamysłem borykałam się od lat. Próbowałam opisać na przykładzie dzieł pisarzy – bohaterów tej książki zmaganie się człowieka z odczuciem własnej egzystencji. Podkreślam, że bohaterami tej książki są pisarze. I to moi ulubieni pisarze. W ten sposób też oddalam zarzut, że kogoś nie uwzględniłam. I w tym również sensie jest to książka bardzo osobista – wyborem owych bohaterów kierowały tylko moje najgłębsze upodobania. Teraz ci pisarze spotkali się w mojej książce ze względu na zjawisko, nazwijmy to: obrzeży istnienia, tak dobrze zauważone przez romantyków. Występuje ono nawet w szkolnej lekturze, w balladzie „Romantyczność” Mickiewicza, gdzie Karusia widzi, czego inni nie widzą, słyszy, czego inni nie słyszą. Uważam, że człowiek współczesny powinien zastanowić się nad tym, co to znaczy, jeśli widzi lub słyszy coś, czego nie widzą i nie słyszą inni. Czy wobec tego „to” nie istnieje, czy nie ma znaczenia? Czy należy podporządkować się wizji świata, której hołduje zdroworozsądkowa większość? Te kwestie poruszała powieść gotycka, którą zajmuję się od lat. A gotycyzm, jak zauważyłam, jest dzisiaj stylem obecnym również w sztuce popularnej. Kultura popularna często posługuje się motywami gotyckimi, świadczą o tym m.in. teksty piosenek rockowych, filmy nawiązujące do „Frankensteina” Mary Shelley czy „Draculi” Brama Stokera. – Zainteresowanie gotycyzmem, okultyzmem i ezoteryką odrodziło się w ostatnich latach. Może ma to związek z przełomem wieków, z ruchem New Age? – Nie tylko. Gotyk otwiera pola nowej wrażliwości. W powieściach Henry’ego Jamesa i Kinga, do których się odwołuję, pojawia się pytanie: co jest rzeczywistością, a co wytworem szalonego czy nadwrażliwego umysłu. Gotycyzm jest dotknięciem tego, co niesamowite, we freudowskim rozumieniu tego słowa: niesamowite, czyli mające związek ze śmiercią i z tzw. drugą stroną, innym wymiarem. Traktowałabym odradzanie się gotycyzmu jako pole wspólne kultury zwanej wysoką i masowej. Moja książka mówi o śmierci, o utracie, zaczynając od utraty bliskiej osoby, kończąc na metafizycznych odczuciach utraty Boga, utraty religii jako pocieszenia. – Czy to, że współczesna Europa Zachodnia jest laicka, panią martwi? – Skądże. Rozwój demokracji to także rozwój świeckich idei i światopoglądów. Prawo motywowane religijnie nie może dominować nad prawem świeckim. Wszystkie strony mogą się swobodnie wypowiadać, to chyba oczywiste. Ja w książce, mówiąc o utracie, mam na myśli co innego: światopogląd tragiczny, sytuację intelektualną czy duchową, której najlepszym przykładem jest Różewicz, poeta reprezentujący paradoksalną postawę żarliwej niewiary. Poprzez to ujawnia się inny wymiar wiary, ale nie takiej, która traktuje religię jako pocieszenie. Dlatego w mojej książce dużą rolę odgrywa Simone Weil, która mówi, że trzeba zakwestionować religię jako pocieszenie, że tylko może trwać nieprzerwanie krzyk: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił!”. To jest postawa tragiczna, w moim przekonaniu. Dzisiejsze zainteresowanie sztukami Sarah Kane jest dalszym ciągiem tej postawy – poczucia opuszczenia i pytania, jak z tym żyć. Proszę zauważyć, jaki spór toczy się w prasie o twórczości tej autorki: gazety codzienne weszły na niespotykany w nich dotąd poziom roztrząsań nad kondycją duchową współczesnego człowieka. A człowieka współczesnego cechuje poczucie utraty. Moja książka jest wyrazem tych tendencji. Kończy się studium o Hannie Krall, o tym jak dzisiaj pisać o Holocauście, czyli także o utracie, która naznaczyła nasze życie. Nie tylko starszych pokoleń, które pamiętają wojnę, także młodych, które mają również dojmującą świadomość tej utraty. – Często mówi się nam w ostatnich latach, że żyjemy w okresie głodu wartości, potrzeby autorytetów. Pani to potwierdza? – Tzw. wartości chrześcijańskie stały się u nas obiegowym, chętnie używanym frazesem. To są banały, rykoszet dyskursu kościelnego, który w Polsce przenosi się na wszelkie możliwe dziedziny. Niestety, edukacja w szkole nie jest dostatecznie przemyślana pod kątem tego, co należy czytać, o czym rozmawiać z młodzieżą. „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego – dzieło skomplikowane,
Tagi:
Ewa Likowska









