EHEC jest tak zjadliwa, że zwolennicy teorii spiskowych podejrzewają atak terrorystów Jest całkiem możliwe, że grasuje jakiś dureń, który pomyślał: „A co tam, zabiję paru ludzi albo przyprawię 10 tys. osób o biegunkę”, powiedział Klaus-Dieter Zastrow, naczelny lekarz ds. higieny berlińskich klinik Vivantes. W ten sposób skomentował epidemię groźnego szczepu bakterii Escherichia coli. Ta wyjątkowo agresywna pałeczka okrężnicy, enterokrwotoczny szczep E. coli (EHEC), od początku maja do 10 czerwca zabiła 30 osób, a zaraziła ponad 3 tys. Do tej pory nie udało się ustalić pierwotnego źródła zakażenia. Wiadomo, że bakteria atakuje szczególnie te osoby, które często jadły pomidory, ogórki, sałatę, kiełki i inne surowe warzywa. Spośród ponad 700 pacjentów, u których rozwinęła się wyjątkowo niebezpieczna, zagrażająca życiu forma choroby, zespół hemolityczno-mocznicowy (haemolytic-uraemic syndrome, HUS), 70% to młode kobiety. Czy dlatego, że często przygotowywały sałatki, odżywiały się zdrowo, jadły dużo świeżych warzyw? Początkowo sądzono, że zarazki przywędrowały do Niemiec w ogórkach z ekologicznych upraw w Andaluzji. Potem pojawiły się przypuszczenia, że źródłem epidemii może być restauracja Kartoffelkeller w Lubece, w której w maju gościli duńscy turyści i niemieccy związkowcy. Podano im steki z sałatką. W obu grupach doszło potem do zachorowań, jedna osoba zmarła. Ale i ten trop okazał się fałszywy, restauracja bowiem sprowadzała warzywa od różnych dostawców. 5 czerwca niemieccy eksperci doszli do wniosku, że źródłem epidemii mogą być kiełki fasoli z ekologicznej farmy w Bienenbüttel w Dolnej Saksonii. 18 osób, które zaraziły się EHEC w portowym mieście Cuxhaven, jadło w stołówce pracowniczej kiełki z tego właśnie gospodarstwa. 54-letnia kobieta zatrudniona na farmie także zachorowała, życie ocaliło jej operacyjne usunięcie części jelita grubego. 10 czerwca szef berlińskiego Instytutu Roberta Kocha, Reinhard Burger, stwierdził, że istnieje „duże prawdopodobieństwo”, iż źródłem epidemii są kiełki. Władze niemieckie odradzają więc ich jedzenie. Odwołano natomiast ostrzeżenie przed spożywaniem w północnych Niemczech surowej sałaty, ogórków i pomidorów. Kilka godzin później władze Dolnej Saksonii poinformowały, że udało się odnaleźć bakterie EHEC na kiełkach pochodzących z gospodarstwa w Bienenbüttel. Tyle że paczka była już otwarta i znajdowała się w pojemniku na śmieci pewnej rodziny z okręgu Rhein-Sieg. W połowie maja dwaj członkowie tej rodziny zachorowali. Jeśli bakteria rzeczywiście pochodzi z gospodarstwa w Bienenbüttel, wciąż nie wiadomo, jak się tam dostała. 8 czerwca po raz pierwszy udało się odnaleźć EHEC na żywności (a nie w organizmie pacjenta), konkretnie na resztkach ogórków, rozkładających się w pojemniku na odpady biologiczne. Trzyosobowa rodzina z Magdeburga, która jadła te warzywa, zachorowała. Ogórki leżały w pojemniku przez dwa tygodnie, nie można więc ustalić, czy bakteria znajdowała się w nim już wcześniej, a jeśli tak, to skąd się tam wzięła. Według niektórych teorii EHEC można się zarazić, jedząc wołowinę. Mimo gorączkowych poszukiwań rozbudowane, sprawne i dysponujące znacznymi środkami niemieckie służby epidemiologiczne nie potrafiły znaleźć ogniska zarazy. Prawdopodobnie pierwotne źródło epidemii na zawsze pozostanie nieznane. Tajemnica, która otacza bakterię EHEC, sprawiła, że ludzie boją się jeszcze bardziej. Przeróżne opowieści o spiskach krążą w internecie. Niektórzy uważają, że zarazki kryją się w kosmetykach, tamponach lub napojach orzeźwiających i cukierkach. Najbardziej rozpowszechniona teoria głosi jednak, że w północnych Niemczech: w Hamburgu, Szlezwiku-Holsztynie, Dolnej Saksonii, skąd z całą pewnością pochodzi agresywna pałeczka okrężnicy, doszło do zamachu bioterrorystycznego. Jako sprawcy wymieniani są talibowie biorący odwet za misję armii niemieckiej w Afganistanie. Internauci zapewniają, że niemiecka Federalna Służba Wywiadowcza BND nie tylko podjęła śledztwo w tej sprawie, lecz także odbyła naradę z agentami Centralnej Agencji Wywiadowczej Stanów Zjednoczonych w tajnym ośrodku pod Paryżem. W te internetowe legendy uwierzyli nawet poważni naukowcy. Prof. Heinzpeter Moecke, dyrektor Instytutu Medycyny Wypadkowej w Hamburgu, oświadczył: – Są dwie możliwości: albo zarazki dostały się do obiegu przypadkowo, poprzez skażoną żywność, albo rozsiewają je ludzie. BND prowadzi już dochodzenie. Dr Klaus-Dieter Zastrow stwierdził, że należy zbadać, dlaczego bakteria rozprzestrzenia się tak szybko, przy czym dochodzenie powinno uwzględnić także możliwość zamachu terrorystycznego. Wyraził też przypuszczenie,
Tagi:
Jan Piaseczny









