Bandera jak „żołnierz wyklęty”?

Bandera jak „żołnierz wyklęty”?

Myliłby się ten, kto by sądził, że w Polsce jest tylko jedna – negatywna – narracja na temat OUN/UPA

Nie ulega wątpliwości, że pomiędzy pomajdanową Ukrainą a Polską w postrzeganiu historii OUN/UPA istnieje przepaść. (…) Na tę przepaść zwrócił uwagę m.in. historyk Adam Cyra, komentując obchodzoną kolejny raz na Ukrainie 1 stycznia 2023 r. rocznicę urodzin Stepana Bandery. Stwierdził on: „Warto odnotować, że kult banderyzmu jest także częścią edukacji w ukraińskich szkołach, w których młodzież uczy się, że Stepan Bandera jest postacią godną naśladowania. Za przykład niech posłuży przypadek Liceum Fizyczno-Technicznego w Iwano-Frankiwsku (dawny Stanisławów), gdzie podczas szkolnej uroczystości młodzież śpiewała piosenkę gloryfikującą tę ideologię”.

Różnice w postrzeganiu historycznych formacji nacjonalizmu ukraińskiego w Polsce i na Ukrainie sięgają okresu po roku 1945. W opozycji do dominującej na pomajdanowej Ukrainie narracji historycznej wobec OUN/UPA funkcjonują nieliczni historycy i publicyści, którzy jej nie podzielają. Na Ukrainie to przede wszystkim Wasyl Rasewycz, a na emigracji chociażby nieżyjący już Wiktor Poliszczuk, Marco Carynnyk, John-Paul Himka (Iwan-Pawło Chymka) czy Andrij Portnow. Ich głos jest słyszalny w świecie naukowym, ale z trudem przebija się przez mur propagandy i indoktrynacji na samej Ukrainie.

Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że w Polsce jest tylko jedna – negatywna – narracja na temat OUN/UPA i ukraińskiej polityki historycznej gloryfikującej te formacje. Jest też narracja, motywowana jak najbardziej politycznie, zmierzająca do znalezienia „kompromisu” historycznego z Ukrainą lub zbywania milczeniem „trudnych spraw” z przeszłości, co w konsekwencji prowadzi do relatywizowania odpowiedzialności nacjonalistów ukraińskich za ich zbrodnie. Narrację tę podejmują środowiska proukraińskie z prawa, lewa i centrum, powołujące się na spuściznę ideową przedwojennego prometeizmu oraz Jerzego Giedroycia i Juliusza Mieroszewskiego, odwołujące się do geopolitycznej koncepcji Międzymorza i głoszące konieczność wspierania Ukrainy za wszelką cenę jako zapory przed Rosją.

Po 2014 r. ze strony środowiska szeroko rozumianej prawicy wielokrotnie można było usłyszeć, że „lepsza Ukraina banderowska od moskiewskiej”. Tezę tę powtórzył Andrzej Talaga, stały publicysta „Rzeczpospolitej”, który w 2017 r. w artykule „Lepiej z Banderą niż z Moskwą” zaproponował, by „wziąć UPA w nawias” i postawić „rację stanu ponad racją moralną”. W tekście tym czytamy: „Na świecie niemało jest przykładów brania w nawias ideologii, historii, rachunku krzywd w imię racji politycznych, czynią tak jednak wielkie narody potrafiące oddzielić emocje od potrzeb strategicznych. Małe nacje brną beznadziejnie w politykę racji moralnych […]. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że Obóz Ukraińskich Nacjonalistów i jego zbrojne ramię –Ukraińska Powstańcza Armia ponoszą winę za ludobójstwo popełnione na Polakach. Nie istnieje symetria pomiędzy działaniami AK i UPA, jak chciałaby dziś strona ukraińska. Polscy partyzanci dopuścili się wprawdzie ohydnych zbrodni wojennych, mordując kobiety i dzieci, choćby w Sahryniu, ale nie było to zaplanowane i konsekwentnie przeprowadzone ludobójstwo […]. Oto prawda historyczna. Jest jednak obok niej prawda strategiczna, Ukraina odepchnięta od Polski i Zachodu musi w konsekwencji stać się satelitą Moskwy […]. Utrata Ukrainy na korzyść Kremla zasadniczo zmienia na niekorzyść strategiczne położenie Polski i powinniśmy robić wszystko, by uniknąć takiego scenariusza”.

I tak dalej. A co, jeśli Ukraina, mimo że nie zostanie odepchnięta od Polski i Zachodu, stanie się „satelitą” Moskwy? Bo uzna, że koszty przeciągnięcia jej na Zachód są za wysokie? Dlaczego ci, którzy wzywają, by nie brnąć „beznadziejnie w politykę racji moralnych” (czyli de facto zaakceptować ukraińską heroizację OUN/UPA), uważają antyrosyjski kurs Ukrainy za niezmienny? W polityce nie ma nic niezmiennego i trwałego. Także w obecnej sytuacji. A nawet jeśli trwale oderwiemy Ukrainę od Rosji, to czy takie ułożenie wzajemnych stosunków, jakie proponuje autor powyższego tekstu, będzie normalne? I czy na pewno będzie świadczyło o czyjejś wielkości (narodu, jego polityków), czy naiwności? Poza tym, jeśli – jak proponuje Talaga – władze w Warszawie miałyby „wziąć rozbieżności w ocenie działalności banderowców w nawias, tak aby nie wpływały na inne wspólne działania”, to jaki sens miałoby wtedy ciągłe podnoszenie pretensji historycznych do Niemiec i Rosji, w tym żądanie od Niemiec odszkodowań za II wojnę światową?

Kup książkę POLSKA-UKRAINA. Polityki historyczne

Po 24 lutego 2022 r. strona polska przecież wzięła te „rozbieżności” w nawias i udzieliła Ukrainie ogromnej pomocy wojskowej oraz humanitarnej. I co? I doczekała się wypowiedzi ukraińskiego dyplomaty Andrija Melnyka, który w niemieckich mediach relatywizował odpowiedzialność nacjonalistów ukraińskich za Wołyń, zgodnie z obecną na Ukrainie od lat narracją historyczną.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 6/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

Tekst pochodzi z książki Bohdana Piętki Polska – Ukraina. Polityki historyczne, wydanej ostatnio przez „Przegląd”.

Fot. Shutterstock

 

Wydanie: 06/2024, 2024

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy