Bardzo chore Stany

Bardzo chore Stany

TOPSHOT - A demonstrator shows a sign with "Make America safe again" written on it while driving past the Governor's Mansion during a drive by protest in Atlanta, Georgia on April 24, 2020. - Gyms, hair salons and tattoo parlors had a green light to reopen in the US state of Georgia as the death toll from the coronavirus pandemic soared past 50,000 in the United States. (Photo by CHANDAN KHANNA / AFP)

Porażka z koronawirusem pokazała, jak słaba jest obecnie amerykańska państwowość Przez ostatnie miesiące nasłuchaliśmy się rozmaitych opisów pandemii COVID-19. Prof. Michał Kosiński, psycholog społeczny z Uniwersytetu Stanforda, nazywał ją „wielkim wyrównywaczem”, wieszcząc szansę na zniwelowanie chociaż części nierówności społecznych poprzez przeniesienie życia do internetu. Bill Gates, amerykański multimiliarder i założyciel koncernu Microsoft, przyrównywał z kolei sytuację do konfliktu zbrojnego z nieznanym przeciwnikiem. Pandemia to wojna, mówił, i w takich kategoriach powinniśmy formułować naszą odpowiedź na nią. Co ciekawe, w tym porównaniu jego nieoczekiwanym naśladowcą stał się Donald Trump, który niedługo po wybuchu zarazy sam określił się „prezydentem czasów wojny”. Metaforyczne określenia mnożyły się z każdym kolejnym tygodniem przymusowej kwarantanny i pandemicznym nagłówkiem czy serwisem informacyjnym. Kanadyjska dziennikarka Naomi Klein, jeden z najwyraźniejszych głosów światowego alterglobalizmu, widziała w starciu z koronawirusem przyśpieszony scenariusz zmagań z katastrofą klimatyczną. Według niej ludzkość w obliczu tajemniczej choroby stała się tak samo bezradna jak wobec szalejących upałów i coraz częstszych kataklizmów. Mimo to z jej porównania płynęła też lekcja optymizmu, bo Klein w reporterskim podcaście Longform podkreślała, że COVID-19 udowodnił nam, jak wiele rzeczy jesteśmy w stanie nagle zatrzymać, z ilu zrezygnować, ile poświęcić, jeśli stojące przed nami zagrożenie będzie postrzegane jako śmiertelne dla całych mas ludzkich. Pod względem politycznym najtrafniej pandemię opisał jednak Portugalczyk António Guterres, sekretarz generalny ONZ. Dla niego zaraza zadziałała jak rentgen. Wywlokła na wierzch wszystkie cechy systemowe państw, w których żyjemy. Te dobre i te złe. Przetoczyła się przez całe społeczeństwa z siłą huraganu, dotykając niemal każdej płaszczyzny życia. W wielu przypadkach była katalizatorem procesów, których istnienie od dawna przeczuwaliśmy. Skostniałe biurokracje instytucji państwowych, zapchane systemy opieki zdrowotnej, brak odważnego przywództwa politycznego i cały wachlarz nierówności – finansowych, materialnych, kulturowych. Każdą z tych rzeczy znamy. Obserwujemy je od lat. Skomasowane w jednym zjawisku przerażają skalą, bo pokazują, jak niefunkcjonalne stały się nasze aparaty państwowe. Nigdzie indziej nie widać tego lepiej niż za oceanem. Bo pandemia to też opowieść o tym, jak jeden wirus rzucił na kolana najpotężniejsze państwo świata. Chociaż w Stanach Zjednoczonych mieszka nieco ponad 4% ludzkiej populacji, to właśnie tam odnotowano jedną czwartą wszystkich światowych zachorowań i zgonów na COVID-19. Mowa oczywiście o danych oficjalnych, które należy traktować co najwyżej jako nieco dokładniejsze szacunki. Prawdziwej liczby ofiar nie poznamy prawdopodobnie nigdy, nie tylko z powodu niewystarczającej diagnostyki, ale też skali konsekwencji społeczno-ekonomicznych. Ludzie jeszcze długo będą umierać z powodu pandemii, choć bezpośrednią przyczyną zgonu może nie być akurat sam koronawirus. Co więcej, krzywa zachorowań rosła w USA niemal nieprzerwanie od samego początku pandemii, raz po raz przekraczając kolejne bariery psychologiczne. Spłaszczyć jej się nie udało aż do teraz i nadal nie wiadomo, czy Stany najgorsze mają już za sobą. W tle szalejącej zarazy jak refren wybrzmiewają kolejne antynaukowe deklaracje prezydenta Trumpa, który najpierw obwieścił bezwarunkową kapitulację wirusa, a potem radził obywatelom pić wybielacz w ramach domowej terapii. Na koniec podważył prawie wszystkie wskazówki doradzających mu naukowców, publicznie negując ryzyko związane z ewentualnym otwarciem jesienią szkół i uniwersytetów. Jeśli dodać do tego systematycznie osłabiany od czasów prezydentury Reagana system osłon społecznych i państwowego wsparcia, rosnący w całym kraju antyintelektualizm, systemowy rasizm w dostępie do usług publicznych i prekaryzację kolejnych sektorów gospodarki, widać rentgenowski obraz pandemii. I jest to obraz kraju wielkiego jak kontynent, a słabego jak mrówka, państwa w rozsypce, niezdolnego do skutecznej reakcji na jakiekolwiek życiowe zagrożenie. „Stany miały wiele szans na to, żeby wygrać z pandemią. Każdą z tych szans zupełnie i w całości zaprzepaściły”, pisze Ed Yong, reporter magazynu „The Atlantic”. Już w 2018 r. Yong pisał, że Ameryka jako kraj na żadną pandemię nie jest gotowa. Wskazywał na miliony obywateli bez stałej opieki zdrowotnej i niemal całkowitą prywatyzację usług w tym zakresie. Podkreślał też, że USA mają jeden z najdłuższych na świecie procesów tworzenia nowych szczepionek. I nie wynika to wcale z rozbudowanych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 34/2020

Kategorie: Świat