Nie będzie baz, będzie rotacja

Nie będzie baz, będzie rotacja

Szczyt NATO w Warszawie: z Rosją stanowczo, ale bez konfrontacji Dr hab. Jerzy Maria Nowak – były ambasador przy NATO, 50 lat w dyplomacji, wiceprzewodniczący Rady Wykonawczej Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego, profesor uczelni Vistula. Panie ambasadorze, jak pan postrzega warszawski szczyt NATO? To przełom? – Byłem na 11 szczytach formalnych i nieformalnych NATO. Większość ich organizatorów określała je jako wybitnie znaczące, przełomowe itd. Prawie o żadnym dziś się nie pamięta. A co będziemy pamiętać po War­szawie? – Najważniejsze decyzje, wynegocjowane zresztą dużo wcześniej, to sprawy już powszechnie znane, mianowicie ustalenie tzw. stałej rotacyjnej obecności sił NATO na wschodniej flance. Albo stała, albo rotacyjna. Jedno wyklucza drugie. – To dosyć ciekawa figura języka dyplomatycznego, bo zawiera wewnętrzną sprzeczność. Ma wyrażać obecność Sojuszu na flance wschodniej bez irytowania Rosji. Będzie to jedna brygada, podzielona na cztery części. Cztery bataliony. – Mniej więcej po 1 tys. żołnierzy. Pierwszym, w Polsce, dowodzić będzie Amerykanin, na Litwie – Niemiec, na Łotwie – Kanadyjczyk, a w Estonii – Brytyjczyk. Do tego trzeba dorzucić decyzję o stacjonowaniu jednej ciężkiej brygady pancernej, amerykańskiej, również w systemie rotacyjnym. Od roku 2017… – Ta decyzja zakłada rozbudowę różnego rodzaju składów broni oraz jakichś elementów typu koszary, gdzie żołnierze mogliby przebywać podczas zmiany. Dochodzą do tego wszystkiego pięciotysięczne siły natychmiastowej odpowiedzi NATO, które znajdą się u nas jako tzw. szpica, oraz system, znany pod angielskim skrótem RAP (Readiness Action Plan – Plan Działań na rzecz Gotowości), który obejmuje ok. 40 tys. żołnierzy gotowych do natychmiastowego działania. Czyli w ciągu dwóch-pięciu tygodni. To obejmuje również decyzje mniejszej rangi, dotyczące flanki południowej. Stałych baz, o które walczył obecny rząd, nie będzie. – To było jasne od początku i od początku w negocjacjach, które zaczęły się ponad rok temu, o tym mówiono. Jak to więc interpretować? Nie ma stałych baz, dwie brygady też są niezbyt imponującą siłą. Mało poważną. – To jest poważne. Te siły są elementem demonstracji wobec Rosji. Z angielska nazywanym tripwire, czyli potykaczami, na wzór rozciągniętego nad ziemią drutu podłączonego do ładunków wybuchowych. Rosja już wie, których granic przekroczyć nie może. To element strategii czy tak po prostu wyszło? – Spójrzmy na najważniejszego gracza. Barack Obama przybył do Warszawy z dwoma istotnymi zamierzeniami. Po pierwsze, aby doprowadzić do tego, by szczyt stał się demonstracją solidarności atlantyckiej, żeby przełamać lody w stosunkach NATO-Unia Europejska, żeby wciągnąć Niemcy do mówienia jednym głosem. I to się udało. Po drugie, Obama chce zakończyć swoją aktywność na arenie międzynarodowej jako odnowiciel Sojuszu i stosunków transatlantyckich. A jednocześnie nie doprowadzić do większej konfrontacji z Rosją. Jak chciałby minister Macierewicz… – Dlatego że w gruncie rzeczy te elementy, które znalazły się na agendzie, te dodatkowe siły na wschodniej flance, nie naruszają porozumień z Rosją z 1997 r. i 2002 r., czyli traktatu NATO-Rosja zawartego 14 lat temu w Rzymie. Zgodnie z którym na terenach byłych państw Układu Warszawskiego nie będą rozmieszczane, jak to zapisano, „znaczące siły zbrojne”. – Rosjanie na wcześniejszych spotkaniach w NATO, dwa lata temu, mówili, że dla nich „znaczące siły zbrojne”, które nie powinny stacjonować przy rosyjskich granicach, to więcej niż cztery brygady. A tu raptem będą dwie. A jakie ich stacjonowanie ma znaczenie? Pół symboliczne, pół rzeczywiste – to sygnał, że tu jest NATO, nasze terytorium. To oznacza, że w praktyce trochę modyfikuje się podejście do stosowania art. 5 traktatu. Ten artykuł denerwuje państwa takie jak Polska jednym zapisem – że w razie ataku każdy sojusznik podejmuje działania, „które uzna za konieczne”. Czyli każdy musi wziąć udział w odparciu ataku, ale w sposób, który uzna za konieczny. Teoretycznie może więc ograniczyć się do deklaracji. Teraz zmiana polega na tym, że będzie gwarancja nie tylko słowna, ale i siły, jeszcze na początkowym etapie. Dlatego trzeba traktować ten szczyt jako kontynuację szczytu w Newport sprzed dwóch lat, który był ważniejszy niż warszawski, bo zapoczątkował inne myślenie. Odbył się zaraz po wydarzeniach na Ukrainie, aneksji Krymu, co zmieniło naszą optykę. – A teraz wprowadzamy w życie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 28/2016

Kategorie: Wywiady