Bez pomysłu na Azję

Bez pomysłu na Azję

W stosunkach z Kazachstanem, Azerbejdżanem, Gruzją i Mongolią popełniamy szkolne błędy W ubiegły czwartek grupa Lotos i azerska spółka naftowa SOCAR podpisały w Baku – w obecności prezydentów obu krajów – list intencyjny dotyczący wspólnych działań w zakresie wydobycia i przerobu ropy naftowej. Azerbejdżan to kolejna po Kazachstanie nadzieja Lecha Kaczyńskiego na odegranie roli w rozgrywce o bezpieczeństwo energetyczne Polski, a nawet Europy. Prezydencka kancelaria od kilku lat snuła ambitne plany otwarcia niezależnych od Rosji korytarzy energetycznych, którymi owe bogactwa płynęłyby nad Wisłę. W marcu 2007 r. Lech Kaczyński wspólnie z prezydentem Ukrainy Wiktorem Juszczenką przekonywał dziennikarzy, że „ropociąg mógłby działać już za trzy lata. Gotowy jest biznesplan tej inwestycji”. Mówił o dostawach azerskiej i kazachskiej ropy przez Gruzję i Ukrainę do Płocka i Gdańska. Dziś wiemy, że były to mrzonki. Podobnych uwag i opinii z ust Lecha Kaczyńskiego padło wiele. I na tym się skończyło, jeśli nie liczyć szczególnych relacji łączących polskiego prezydenta z przywódcą Gruzji Micheilem Saakaszwilim. W ubiegłym roku, w trakcie konfliktu zbrojnego między Gruzją a Rosją o Osetię Południową Lech Kaczyński zorganizował wizytę przywódców krajów nadbałtyckich i Ukrainy w Tbilisi, by, jak się wyraził, „podjąć walkę”. Rząd Donalda Tuska niemal oficjalnie zdystansował się od tej wyprawy, tłumacząc ustami ministra Sikorskiego, że wystąpienia prezydenta w Gruzji miały charakter autorski, a MSZ nie znało wcześniej ich treści. Dla świata było jasne, że w zakończeniu walk na Kaukazie główną rolę odegrał prezydent Francji Nicolas Sarkozy, który objawił się jako przywódca wielkiego formatu. W tym kontekście eskapada Lecha Kaczyńskiego i jego współtowarzyszy wyglądała na niewiele znaczący eksces. Ot, kilku maluczkich wcinało się między rosyjską wódkę a francuską zakąskę. Porażka kaukaskich inicjatyw Lecha Kaczyńskiego osłabiła i tak skromną pozycję naszego kraju w tej części świata. Minister Sikorski musi o tym wiedzieć. Naftowa gorączka Od ponad dziesięciu lat kolejne polskie rządy snują ambitne plany budowy rurociągów łączących nasz kraj z Azją Centralną z pominięciem Rosji. Pomysł jest nie nasz, lecz amerykański. Takie plany pojawiły się tuż po rozpadzie Związku Radzieckiego. Administracja prezydenta Clintona włożyła wiele starań (i pieniędzy!), by wprowadzić je w życie. Na razie jedynym efektem jest wybudowany przez międzynarodowe konsorcjum rurociąg Baku-Tbilisi-Ceyhan, którym azerska ropa płynie do tureckiego portu nad Morzem Śródziemnym. Mocne wejście w te plany prezydenta Kaczyńskiego i PKN Orlen w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości było efektowne, lecz skończyło się fiaskiem. Pod koniec marca 2007 r. Lech Kaczyński złożył oficjalną wizytę w Kazachstanie i Azerbejdżanie. W prasie zapowiadano, że Polska podpisze w maju jedno z najważniejszych porozumień gospodarczych w swojej historii. Dotyczyć miało ono dostaw ropy znad Morza Kaspijskiego. Delegacja PKN Orlen poleciała do Kazachstanu negocjować warunki kontraktu z państwowym koncernem KazMunaiGaz. Polacy chcieli realizować z gospodarzami wspólne projekty wydobywcze. Podobne rozmowy miały się toczyć w trakcie prezydenckiej wizyty w Azerbejdżanie. Na maj 2007 r. przewidziano w Krakowie szczyt energetyczny z udziałem przywódców Ukrainy, Azerbejdżanu, Polski, Litwy, Gruzji i Kazachstanu. Finał był żałosny. Prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew nie przyleciał, bo miał w tym czasie zaplanowane spotkanie z prezydentami Rosji i Turkmenistanu. W tych okolicznościach rozmowy o dostawach pod Wawelem, gdy zabrakło głównego dostawcy, nie miały sensu. W 2008 r. wybuch wojny na Kaukazie na jakiś czas wyjaśnił sprawę alternatywnych korytarzy energetycznych. Rosjanie co prawda nie zbombardowali rurociągu Baku-Tbilisi-Ceyhan, lecz dobitnie dali do zrozumienia, że mogą to uczynić w każdej chwili. Wiarygodność Gruzji jako kraju gwarantującego bezpieczeństwo tranzytu ropy naftowej i gazu legła w gruzach. Gdy dodamy do tego zapaść gospodarczą Ukrainy oraz problemy polityczne tego kraju, wydaje się pewne, że w dającej się przewidzieć przyszłości nie będzie żadnych korytarzy energetycznych łączących Polskę z Azją Centralną. Jest w tym też element cichej rywalizacji polsko-kazachskich koncernów. W 2004 r. PKN Orlen kupił czeski koncern paliwowy Unipetrol. Rywalem w tym przetargu był KazMunaiGaz. Rok później doszło do starcia tych spółek o litewską rafinerię w Możejkach. I znów Polacy byli górą. Biorąc pod uwagę wątpliwości, jakie pojawiły się wokół

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 27/2009

Kategorie: Kraj