Bezrobocie szybko nie spadnie

Bezrobocie szybko nie spadnie

Polityka utrzymywania wysokich stóp procentowych sprawia, że opłaca się import wszelkich dóbr do Polski Rozmowa z prof. Mieczysławem Kabajem – Ilu mamy w Polsce bezrobotnych ? – Licząc według standardów obowiązujących w Międzynarodowej Organizacji Pracy, w Polsce jest 3,48 mln bezrobotnych, co oznacza że pracy nie ma 20,3% osób zawodowo czynnych. To oficjalne dane GUS. Liczbę bezrobotnych ustala GUS, przeprowadzając raz na kwartał badania 28 tys. gospodarstw domowych. Jeżeli w tygodniu poprzedzającym badanie ktoś przepracował godzinę lub więcej – to nie jest uznawany za bezrobotnego. – Godzina w tygodniu? To znaczy, że bardzo niewiele trzeba, by zostać w Polsce uznanym za człowieka pracującego. – Tak, to nader łagodne kryterium, które oczywiście zaniża faktyczny poziom bezrobocia, bo, zwłaszcza na wsi, łatwo znaleźć kogoś, kto przepracował więcej niż godzinę tygodniowo. W większości państw stosuje się bardziej rygorystyczne przepisy – bezrobotnym jest ten, kto przepracował mniej niż 14 godzin w tygodniu. Proszę jednak zwrócić uwagę, że nawet przy tak łagodnych kryteriach mamy więcej ludzi bez pracy niż podawane powszechnie 3,2 mln, bo ta liczba oznacza wyłącznie osoby zarejestrowane w urzędach pracy. A w rzeczywistości do wspomnianych 3,48 mln osób należy jeszcze dopisać ukryte bezrobocie na wsi, które można szacować na około milion osób. Ci ludzie powinni odejść z rolnictwa, byłoby to z pożytkiem dla efektywności produkcji – ale nie mają dokąd. W miastach mamy zaś około pół miliona bezrobotnych (z reguły powyżej 44. roku życia) którzy, jak wynika z badań aktywności ekonomicznej ludności, już nie rejestrują się i nie szukają pracy, bo wiedzą, że i tak nie mają żadnych szans. – Czyli, jak to wszystko podliczyć, wychodzi, że faktycznie mamy prawie 5 mln bezrobotnych… – Co oznacza, że jesteśmy pod tym względem w absolutnej czołówce Europy, mając największy odsetek ludzi bez pracy wśród ponad 30 państw należących do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Średnia dla OECD to 6,4% bezrobotnych. W całej Europie większą od nas stopę bezrobocia ma chyba tylko Bośnia i Hercegowina (39%) – państwo dotknięte niedawną wojną. U nas do wzrostu bezrobocia wojna nie jest potrzebna. Wśród młodych ludzi od 18. do 24. roku życia aż 44,5% nie ma pracy. Jeszcze w 2000 r. było ich 34%. Warto dodać, że zasiłki (od 286 do 572 zł brutto, przez 6 do 18 miesięcy) pobiera zaledwie 650 tys. bezrobotnych i stanowią one niespełna 20% średniej płacy. To bardzo restrykcyjny system, bo w większości krajów Europy zasiłki wynoszą 40-80% indywidualnych zarobków. W rezultacie nasi bezrobotni najczęściej wegetują w nędzy. Charakterystyczne, że wśród osób nie mających pracy od ponad roku, 79% to ludzie poniżej 44. roku życia, a więc najbardziej aktywni, w najlepszym wieku produkcyjnym. – Powinniśmy więc z sentymentem wspominać czasy Wielkiego Kryzysu w latach 1929-1933. Wtedy bezrobocie w Polsce było nieporównanie niższe, a zasiłki bardziej realne. – W istocie mieliśmy wtedy 500-600 tys. zarejestrowanych bezrobotnych rocznie, ale było i duże ukryte bezrobocie na wsi. Stopa bezrobocia nie przekraczała jednak ok. 20%. Ale my teraz nie przeżywamy przecież światowego Wielkiego Kryzysu. Bezrobocie w Polsce osiągnęło prawie 3 mln osób w 1993 r. – i było wówczas uważane za wielki problem. Politycy bardzo się nim przejęli, koalicja SLD-PSL stworzyła programy promowania zatrudnienia, pobudzony został rozwój gospodarczy. Wtedy Leszkowi Millerowi jako ministrowi pracy bardzo zależało na sukcesie w tej dziedzinie. Jednym ze skutecznych mechanizmów okazały się ulgi inwestycyjne, które sprawiły, że inwestorzy płacili znacznie niższe podatki – i od 1994 r. zaczął się w Polsce prawdziwy boom inwestycyjny, wywołujący rozwój gospodarki i zwiększający zatrudnienie oraz popyt. W latach 1994-97 przybyło ponad milion miejsc pracy, bezrobocie spadło do 1,7 mln osób. Potem jednak udzielanie ulg obwarowano warunkami praktycznie niemożliwymi do spełnienia – i w 2000 r. inwestycje przestały rosnąć, a w roku ubiegłym zmniejszyły się aż o 17%. W gospodarce nastąpiły procesy destrukcji, zaś bezrobocie osiągnęło wielkości, jakich nikt w Polsce się nie spodziewał. W latach 1998-2001 zlikwidowano ok. miliona miejsc pracy – i to w sytuacji, gdy każdego roku liczba

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 23/2002

Kategorie: Wywiady