Bez sprawiedliwości nie ma wolności – rozmowa z prof. Andrzejem Walickim

Bez sprawiedliwości nie ma wolności – rozmowa z prof. Andrzejem Walickim

To neoliberalny absurd, że państwo opiekuńcze hamuje rozwój i wolność. Dlaczego w takim razie Szwecja rozwija się szybciej niż wiele innych państw? Prof. Andrzej Walicki – historyk idei, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, emerytowany profesor Uniwersytetu Notre Dame (USA), wybitny znawca marksizmu oraz rosyjskiej filozofii i myśli społecznej. Autor m.in. wydanej w tym roku książki „Od projektu komunistycznego do neoliberalnej utopii”. Panie profesorze, twierdzi pan, że neoliberalizm, podobnie jak komunizm, jest utopią. Wydawało mi się, że od czasu reformy Leszka Balcerowicza to realność… – Realnością są próby dojścia do neoliberalizmu, sam projekt neoliberalny – tak jak komunistyczny – jest utopią. Komunizm zakładał skok do królestwa wolności poprzez całkowitą likwidację rynku. Neoliberalny skok do wolności polega na całkowitym podporządkowaniu świata rynkowi. Tego nie da się zrealizować, a gdyby się dało, zostalibyśmy zupełnie pozbawieni wolności. Nie da się jej bowiem pogodzić z ustawicznym strachem i brakiem poczucia bezpieczeństwa związanym z totalnym urynkowieniem, deregulacją, prywatyzacją, powszechną rywalizacją, napuszczaniem ludzi na siebie, bo to podobno podnosi wydajność. Twierdzę, że próby wprowadzenia utopii neoliberalnej są znacznie bardziej zaawansowane niż próby wdrażania utopii komunistycznej po odwilży gomułkowskiej. Myśmy odchodzili od utopii komunistycznej, ona szybko zniknęła, sami przywódcy PZPR wstydzili się jej. Utopia neoliberalna od początku przemiany ustrojowej trzyma się mocno. Mam za sobą lekturę tysiącstronicowej książki Leszka Balcerowicza „Odkrywając wolność”. Autor przekonuje, że nawet armia powinna być sprywatyzowana, a prawomocne może być wyłącznie to, co zarządzi rynek. Demokracja i rynek, według Balcerowicza, to sprzeczne rzeczy, bo demokracja chce zapewnić biednym świadczenia, które są zbędne i szkodliwe, natomiast rynek ma zawsze rację – także wtedy, gdy jednemu daje miliony, a drugiemu nic. Rynek decyduje zatem o wartości człowieka… – Według mnie, podmiotem wolności jest człowiek, a nie rynek, choć oczywiście jestem przeciwnikiem zastępowania rynku systemem zbiorowej kontroli, co zakładał projekt komunistyczny. Zarówno totalna kontrola procesów ekonomicznych, jak i całkowity brak kontroli rynku nie prowadzą do wolności. Jak to się stało, że robotniczy ruch protestu, jakim była „Solidarność”, urodził Balcerowicza? – Zastanawiałem się nad tym wielokrotnie. Z „Solidarności” neoliberalizm nie mógł wyjść, bo ona była bardzo eklektyczna programowo. Chciała równości jak w Szwecji, dobrobytu jak w Niemczech, wolności ekonomicznej jak w Chile, możliwości wpływania na rząd jak w PRL. „Solidarność” zamierzała realizować sprzeczne cele – pełnić funkcję pracodawcy, czyli współrządzić na poziomie państwa i przedsiębiorstwa, pozostając jednocześnie związkiem zawodowym broniącym pracowników najemnych. To był ruch bardzo egalitarny. Działacze „Solidarności” uważali, że człowiek nie może mieć dwóch samochodów ani, broń Boże, dwóch mieszkań. Rozpiętość płac powinna być jak jeden do trzech, kobiecie musi przysługiwać płatny trzyletni urlop macierzyński i emerytura po ukończeniu 50. roku życia… Stan wojenny bardzo wiele zmienił w „Solidarności” – amputowała ona lewicowe korzenie, dominujące okazały się antykomunizm, nienawiść do PRL. Zdelegalizowanie związku zmieniło charakter jego działalności i bardzo wzmocniło pozycję otoczenia politycznego. Polityczni reprezentanci „Solidarności” okazali się zaś wyjątkowo nielojalni wobec własnego elektoratu. Zapomnieli, że wcześniej potępiali PRL za niedostateczną wrażliwość społeczną. Obiecywali, że gdy dojdą do władzy, będą rządzić w interesie świata pracy, ale bez żadnych skrupułów natychmiast po stworzeniu rządu przystąpili do opracowywania zupełnie innego programu zmian. W ramach wprowadzania na polski rynek książki Davida Osta „Klęska »Solidarności«” napisałem tekst do „Gazety Wyborczej”. Redakcja opatrzyła go własnym tytułem „Jak robotników zdradziły elity”. Tak jakby to była normalna sprawa – elity zawsze zdradzają, nie ma w tym niczego nadzwyczajnego ani wstydliwego. Na tle tego cynizmu wyróżniała się postawa Karola Modzelewskiego, który od początku krytykował plan Balcerowicza. Kapitalizm jest reformowalny W 1965 r. Karol Modzelewski z Jackiem Kuroniem ogłosili płomienny manifest wzywający do ustanowienia prawdziwej władzy robotników, za który zapłacili więzieniem. Premier Tadeusz Mazowiecki powołał Kuronia na stanowisko ministra pracy i polityki społecznej, sądząc, że będzie wrażliwą społecznie przeciwwagą dla Balcerowicza. – Jacek

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 50/2013

Kategorie: Wywiady