Wiemy, co trzeba

Wiemy, co trzeba

Rośnie znaczenie ochrony ekonomicznych interesów państwa. Czasem sprawy dotykają ludzi, których znamy osobiście Andrzej Barcikowski, szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – Jesteśmy w największej czytelni w Polsce… – Wiem, że ostatnio powstało wrażenie, że głównie pracujemy na materiałach prasowych, czytając gazety. To jest wrażenie jak najbardziej mylne. U nas zazwyczaj jest tak, że jedną trzecią prac dochodzeniowo-śledczych robimy na podstawie własnych źródeł, jedną trzecią na podstawie tego, co nam zleci prokuratura, a jedną trzecią na podstawie innych sygnałów. – Jakich? – Na podstawie sygnałów napływających z izb skarbowych, z ministerstw, a także na podstawie sygnałów medialnych. Tymczasem zaczynają powstawać nieprzyjemne stereotypy. Na przykład opowiada się, że kwestią lekową zajęliśmy się dopiero po publikacji prasowej. A jest to nieprawda, my tę sprawę prowadziliśmy wcześniej. Mówi się, że sprawę Inveksu, który handlował wierzytelnościami hut, podnieśliśmy, dopiero gdy wniesiona została do prokuratury – to także jest zwykłą nieprawdą. Bo to my, na podstawie naszych działań operacyjnych, wnieśliśmy tę sprawę do prokuratury, od początku ją prowadziliśmy. – A jak jest z sygnałami płynącymi z ABW? Czy Agencja daje premierowi odpowiednie sygnały ostrzegawcze, np. przed podjęciem decyzji kadrowych? To pytanie nasuwa się samo, gdy patrzymy na sprawę Rywina czy afery w Ministerstwie Zdrowia. – Sprawa Rywina to sprawa pomiędzy prywatnymi przedsiębiorcami. Prokuratura nie wniosła żadnego zarzutu przeciwko Robertowi Kwiatkowskiemu, który w tej aferze się pojawił. Potwierdziła więc nasze rozeznanie i nasz brak sygnałów o zaangażowaniu szefa telewizji publicznej w korupcyjną aferę Rywina. Natomiast jeżeli chodzi o sprawę Naumana, jak nazywają ją media – otóż nie ma żadnej sprawy Naumana. Jest sprawa leków, sprawa refundacji, rejestracji. Które badaliśmy i badamy nadal. Sygnały o nieprawidłowościach dotyczących leków i ich sprowadzania przekazywaliśmy do najwyższych czynników w państwie już wcześniej. Mieliśmy też pewne niepokojące sygnały dotyczące osoby pana Deszczyńskiego, nie były one jednak na tyle skonkretyzowane, aby podjąć jakiekolwiek czynności dochodzeniowo-śledcze. Uzupełniły je sygnały z mediów – i to pozwoliło nam rozpocząć konkretne działania. – Jak wygląda mechanizm otrzymywania sygnałów, ich analizy i przekazania do ośrodków decyzyjnych? – Mamy swoje metody, właściwe dla służb specjalnych, o których z natury rzeczy się nie mówi. Tym, co najciekawsze, nie możemy się pochwalić. – Ale może pan powiedzieć, jaką informację na temat podejrzanych spraw związanych z lekami przekazaliście premierowi. – To były informacje dotyczące nieprawidłowości związanych z działalnością koncernów farmaceutycznych. Z ich rozliczaniem się z państwem. To były informacje o czynnościach, które były już prowadzone, o kierunku wyjaśniania nieprawidłowości. – A te dotyczące lobbingu? – Lobbingiem, dopóki nie dotyczy korupcji, nie zajmujemy się. Proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdybyśmy zaczęli się nim zajmować! Stalibyśmy się elementem gry lobbingowej. I za chwilę spadłby na nas grad w pełni uzasadnionych zarzutów, że zajmujemy się polityką. Służby specjalne muszą się trzymać zapisów ustawowych, bo gdy wychodzą poza nie, bardzo szybko kończy się to kłopotami dla państwa. – Ma pan rację, ale z drugiej strony, wyszło to przy sprawie Rywina, jest jakaś tęsknota społeczna, żeby służby wszystko wiedziały. Nawet inwigilując osoby publiczne. – A chcielibyście panowie być inwigilowani przez służby? Z tego powodu, że jesteście dziennikarzami, a władzy może nie podoba się to, co piszecie? Chcielibyście wracać do okresu minionego? Bez względu na to, jakie są oczekiwania, nie pozwolę, żeby służby wychodziły poza zapisy ustawowe. Wolę, aby czasami próbowano nas ośmieszać, niż żebyśmy się strukturalnie skompromitowali. My nie działamy na zapotrzebowanie wyrażane w sposób żywiołowy. Działamy w sposób określony przez ustawę. W Służbie Bezpieczeństwa było 25 tys. funkcjonariuszy i kilkaset tysięcy donosicieli. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego liczy 5 tys. funkcjonariuszy, działa w ramach ustawy, skala i charakter jej działania są zupełnie inne. Owszem, miło, że oczekują od nas, abyśmy zajmowali się wszystkim i wszystko wiedzieli, bo to bardzo często świadczy o zaufaniu. Więc żeby nie zawieść tego zaufania, będziemy się zajmować tylko tym, co nam przypisuje ustawa, co wiąże się z bezpieczeństwem państwa. – ABW świętuje pierwszą rocznicę istnienia. Czy konflikty personalne, które miały miejsce, gdy ABW powstawała, zabliźniły się? – Kiedy przyszedłem do Urzędu Ochrony

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 28/2003

Kategorie: Wywiady