Białe margerytki dla Emanuela

Białe margerytki dla Emanuela

Błąd częstochowskich lekarzy doprowadził do śmierci noworodka i tragedii rodziny „Mój maleńki synek Emanuel urodził się 25 maja 2004 r. we wtorek. Nie rodziłam sama, poród był wywoływany trzy tygodnie przed terminem (13.06), lekarz Muskała wypychał go z mojego brzucha. Emanuel urodził się w zasinicy, Ap. 8, tak powiedział lekarz, według nich było z dzieckiem wszystko w porządku. Karmiłam go piersią, mało jadł, spadał z wagi. W czwartym dniu na wizytę przyszedł ordynator od noworodków i powiedział: Co pani tu jeszcze robi, powinna pani wyjść z dzieckiem dwa dni temu. Z dzieckiem wszystko jest w porządku, a gdyby ktoś pani mówił, że coś jest źle, to niech pani ich nie słucha, a gdyby panią coś niepokoiło, to proszę nie chodzić nigdzie, tylko przyjść do mnie. I wypisał nas do domu. Mój synek z powodu ciężkiej wady serca zmarł 20 czerwca”, napisała w swoim pamiętniku Olga Kaczmarzyk. Zatytułowała go „Tak krótkie życie i śmierć”. Pamiętnik liczy tylko 16 stron. Dwadzieścia lat razem Kaczmarzykowie mieszkają tam, gdzie Olga się urodziła i wychowała. W mieszkaniu jej babci. Jest ich pięcioro: Olga i Sergiusz obchodzili w sierpniu 20. rocznicę ślubu, ich najstarsza córka Kasia studiuje na II roku turystyki jako pilot wycieczek zagranicznych, 17-letnia Joanna jest w pierwszej klasie technikum ekonomicznego, chce pracować w banku, a Filip uczy się w czwartej klasie podstawówki. Najmłodszy syn mieszkał w domu tylko dziewięć dni. Na wiosnę ubiegłego roku Asia powiedziała: – Mamo, chciałabym mieć małe rodzeństwo. – Niedługo pewnie sama będziesz mamą – zaśmiałam się. Ale w październiku poczułam się źle. Co rano wymiotowałam, przestały mi smakować papierosy. Początkowo myślałam: ale jestem już stara, chyba mam wrzody na żołądku. Potem jednak się zastanowiłam i kupiłam test ciążowy. Poszłam potwierdzić nowinę do znajomego lekarza – wspomina pani Olga. Najpierw dowiedziały się córki. Asia się rozpłakała. Przy obiedzie pani Olga powiedziała mężowi. Oznajmiła, że rzuca palenie, bo jest w ciąży. Sergiusz się roześmiał: – Sądziłem, że mając 47 lat, zostanę dziadkiem, a nie ponownie tatusiem. Najbardziej w przygotowania do powitania nowego członka rodziny zaangażowała się Asia. Wybrała wózek i imię. Czekała na korytarzu, aż dzidziuś się urodzi. Pierwsza wzięła go na ręce i powiedziała: – Witaj, Emi. Najbardziej też zamknęła się w sobie po jego śmierci. Napisała list, który wsadziła do trumienki, i wiersz, który przeczytała tylko rodzinie. Przez całe lato kilka razy dziennie chodziła na grób braciszka. Nie może się pogodzić ze stratą. Lodowato zimne – Poród miałam ciężki, trzy tygodnie przed terminem. Dziecko było bardzo żółte i sine, miało wciąż lodowate stopy i rączki. Ubierałam mu grube skarpetki i robiłam rękawiczki z bandaża, był upał, a mimo to szczelnie synka okrywałam. On jednak wciąż miał zimne kończyny, a lekarze i pielęgniarki twierdzili, że wszystko jest w porządku. Że jest wcześniakiem i musi dojść do siebie. Starszy syn miał taką samą wagę urodzeniową, chociaż nie był wcześniakiem, wszystkie moje dzieci od początku jadły jak smoki, a on ssał minutkę i przerywał. Dziś wiem, że wybierał między jedzeniem a oddechem. Olga Kaczmarzyk rodziła w Szpitalu im. Biegańskiego w Częstochowie. Lekarze orzekli u noworodka zasinicę czwartego stopnia, ale uspokajali matkę, że potrzebuje kilku dni, aby dojść do siebie. W czwartym dniu ordynator Marek Jaszczak prawie na siłę wypisał ich do domu. – Prosiłam, żeby jeszcze poobserwować dziecko, bo ma silną żółtaczkę, w odpowiedzi usłyszałam, że wszystko jest w normie, więc zaufałam lekarzom. Pani Olga przez dziewięć kolejnych dni z niepokojem obserwowała swoje czwarte niemowlę. Emanuel miał krótki, urywany oddech, przy którym zasysał brzuszek. Bardzo mało jadł, dużo spał i był słabiutki. Gdy przez dwie kolejne noce nie obudził się do karmienia, postanowiła iść z nim do lekarza. Do najbliższej przychodni. Stamtąd nie wrócił już nigdy do domu. Pediatra Anna Pawlik najpierw się zdziwiła, że jest taki żółty i jak można było wypisać do domu dziecko w takim stopniu żółtaczki, potem przyłożyła słuchawkę do piersi małego i od razu wezwała karetkę reanimacyjną. Mimo protestów matki, która dowiedziawszy się o podejrzeniu wady serca,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 43/2004

Kategorie: Kraj