Biblioteka z charakterem

Biblioteka z charakterem

Dziś dobry bibliotekarz musi być świetnym znawcą literatury, psychologiem, plastykiem, informatykiem… Miejska Biblioteka Publiczna im. Józefa Wybickiego w Sopocie zajęła pierwsze miejsce w kraju w konkursie „Biblioteka – lokalne centrum informacji, kultury i edukacji”. Finał konkursu nastąpił w końcówce ubiegłego roku, a jego organizatorami byli: Biblioteka Narodowa, „Przegląd”, Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich i Polska Izba Książki. W piątkowy wieczór w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Józefa Wybickiego w Sopocie wrze jak w ulu, drzwi się nie zamykają. Wszystkie stanowiska przy pięciu komputerach pozajmowane. Aby skorzystać z darmowego Internetu, trzeba było się zapisać kilka dni wcześniej. Toteż kierowniczka pracowni, Kasia Wojciechowska, prowadzi już listę na przyszły tydzień. W sąsiednim pomieszczeniu, oddzielonym od pracowni szklanymi drzwiami, kręcą się maluchy: Artur, Łukasz, Oskar, Patrycja, Ania i inne. Przyszły tu z rodzicami na kolejne spotkanie z bajarką Sopońką. Sopońka – córka kasztelana sopockiego grodziska – jak na prawdziwą bajarkę przystało, występuje w pięknym, historycznym przebraniu: zielonej, zgrzebnej tunice długiej do samej ziemi i ozdobionej sznurem bursztynu. Kiedy dzieci wreszcie sadowią się wygodnie na bajecznie kolorowej kanapie i dywanie wokół niej, wszystkie światła gasną, a ledwie widoczna w półmroku Sopońka snuje opowieść o słoniu Konstantym oraz ptaku Grzebielusze, zwanym też Podpuszczajką, co nie chciał wysiadywać jajek i zamienił się ze słoniem rolami. Maluchy z otwartymi buziami słuchają tej historii, a potem malują słonie wielkie i małe, zielone i różowe z ogromnymi uszami, zawieszone gdzieś w powietrzu, między gałęziami na drzewach. W filii nr 6 przy ulicy 23 Marca też trwa wielkie malowanie. Tu zajęcia prowadzi Grażyna Berent. W ten piątek robiona jest „zakładka na latka”. Spotkanie zawsze rozpoczyna wstęp literacki, potem jest trochę ćwiczeń plastycznych rozwijających wyobraźnię i estetykę, a na koniec gry i zabawy, które dzieciaki uwielbiają najbardziej. Przepychają się jedne przez drugie, aby mi pokazać scenki ze swoich ulubionych książek. Chłopcy markują walkę na miecze z „Władcy Pierścieni”, dziewczynki wybierają „Harry’ego Pottera”, „Królową śniegu” i „Kopciuszka”. Jeszcze inaczej piątkowe zajęcia dla najmłodszych przebiegają w filii nr 7. Tam wielką popularnością cieszy się Kino-retro – wyświetlane na diaskopie stare bajki z napisami u dołu. Barbara Winiarska, kierowniczka placówki, pokazuje mi salę dla dzieci z bajecznie zielonymi krzesełkami i „Galerią zaczarowanego ołówka” przy wejściu. W filii nr 5 działa japońska czytelnia Manga. Tu postawiono na japoński styl rysowania i narracji wizualnej. Wśród najmłodszych czytelników wielkim wzięciem cieszy się zwłaszcza japoński komiks. Kiedy najmłodsi uczą się i bawią na całego, oczekujący na nich dorośli kręcą się między półkami w wypożyczalni, przeglądając prasę i nowości wydawnicze. Czasem zostawiają swoje pociechy na kilka godzin, gdyż wiedzą, że w bibliotece tak jak w domu nic złego stać się im nie może. Biesiadować z literaturą Sopocki Klub Pisarzy i Przyjaciół Książki im. Jerzego Tomaszkiewicza, działający przy filii nr 7 na Brodwinie, liczy już ponad dziesięć lat i jest otwarty dla każdego. Jego spotkania, nazywane też literackimi biesiadami, odbywają się w pierwszy poniedziałek miesiąca, a ich zwieńczeniem jest coroczna „Wiosna Literacka”. Pierwszą „Wiosnę” zorganizowano w 1995 r., a rok później ogłoszono w jej ramach pierwszy konkurs poetycki „O Złote Pióro Sopotu”. Laureatką tego konkursu w 2002 r. została m.in. Dorota Masłowska z Wejherowa. Zaglądam wieczorem na comiesięczną biesiadę. Zaraz przy wejściu mieści się stała ekspozycja pt. „Miejsce obecności”, prezentująca dorobek sopockich twórców. Wokół stołu kilkanaście osób w różnym wieku, najrozmaitszych profesji. Zajęcia prowadzi prezes klubu, Ewa Polińska-Mackiewicz – poetka, socjolog kultury i wykładowca na ASP w Łodzi. Temat dzisiejszej debaty: „O ciele w sztuce”. Niektórzy uczestnicy przygotowali krótki esej związany z tą problematyką. Potem zaczyna się dyskusja. Padają kontrowersyjne sądy, pytania, rodzą się wątpliwości. Co z obowiązującym kanonem piękna, czy przesadnie kreowany przypadkiem nie staje się banalny? Gdzie są granice prowokacji w sztuce, czy istnieją obszary zakazane? Jak bumerang wraca sprawa Nieznalskiej. – Sądzenie artystów w sądzie to po prostu barbarzyństwo – podkreśla ktoś

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2004, 2004

Kategorie: Kultura
Tagi: Helena Leman